Artykuły

Emigranci

- Mnie emigracja dużo dała, bo zobaczyłem życie w stężeniu tragikomicznym, zobaczyłem, jak blisko jest od sukcesu do biedy i od biedy do sukcesu, nauczyła mnie twardości, o czym pisałem w książce "Z głowy". I nauczyła mnie przegrywania z godnością i wygrywania z godnością, tego, że jedno i drugie jest częścią życia po prostu - mówi pisarz i dramaturg JANUSZ GŁOWACKI w rozmowie z Grzegorzem Józefczukiem z Gazety Wyborczej - Lublin.

Grzegorz Józefczuk: W 2006 roku Gazeta Wyborcza wydrukowała pański list do ministra kultury. Pisał pan: "Mamy za sobą całe lata niszczenia sztuki i artystów i zmuszania do emigracji największych talentów. Wystarczy. Nie stać nas na dalsze straty. Drodzy panowie rządzący Polską. Mam pomysł, który w pierwszej chwili może się wydać szokujący. A gdyby tak zamiast wypieprzać wyjątkowo utalentowanych ludzi, spróbować (tylko na próbę) otoczyć ich opieką". Czy coś się od tamtego czasu w Polsce zmieniło? Janusz Głowacki: Ach! Chyba jakichś porażających zmian nie ma. Miejmy nadzieję, że po tym dramatycznym okresie dwuletnim coś się zacznie odmieniać. Jest w Polsce straszny problem finansowy - i to jest rzeczywiście dramat, jak zatrzymać ludzi bardziej i mniej utalentowanych, zdesperowanych. - Czy taka nasza współczesność może być dobrą pożywką dla pisarza lub dramaturga? - Ja już przez to wszystko przeszedłem, więc dla mnie to jest mało atrakcyjne. W emigrację sam się wpakowałem, przeżyłem tam wzloty i upadki, strachy polskie, strachy amerykańskie i jakoś stanąłem tam na nogi, z czego jestem bardzo szczęśliwy. Napisałem o tym dwie sztuki, "Polowanie na karaluchy", czyli takie moje nocne rozmowy, i "Antygonę w Nowym Jorku"... Nowy Jork jest miastem, gdzie sukces chodzi pod rękę z nieszczęściem. Bardzo blisko ocierałem się o te nieszczęścia, czyli rozmaite polskie getta. Widziałem rozpacz, marzenia, które się nie zrealizowały, ludzi, którzy uznają marzenia za rzeczywistość. Emigracja - nie chcę mówić banałów - to jest koszmar.

Mój przyjaciel wrócił do kraju po półtora roku pobytu we Włoszech. Miał ze sobą pana najnowszą książkę autobiograficzną "Z głowy". Opowiada, że Polacy, którzy są za granicą, niewiele się zmienili i uważa, że pański dekalog dla młodego emigranta z tej książki jest cały czas aktualny.

- Boję się, że coś w tym jest. Zawiść bezinteresowna rzeczywiście jest polską specjalnością, to powód do dumy, bo odróżnia nas od innych narodów. Mnie emigracja dużo dała, bo zobaczyłem życie w stężeniu tragikomicznym, zobaczyłem, jak blisko jest od sukcesu do biedy i od biedy do sukcesu, nauczyła mnie twardości, o czym pisałem w książce "Z głowy". I nauczyła mnie przegrywania z godnością i wygrywania z godnością, tego, że jedno i drugie jest częścią życia po prostu. I chyba nic mnie już nie zaskoczy, nawet śmierć też mnie nie zaskoczy.

Doprawdy?

- Mój Boże, przecież jesteśmy mniej lub bardziej przygotowani... Tam jest - jak powiedziałem - stężenie, emigracyjne życie jest stężeniem wszystkiego. Wylądowałem tam przypadkiem, nigdy nie planowałem emigracji, nagle zaczął się stan wojenny, zostałem. I zaczynałem od rozpaczliwego obijania się o teatry i próby wystawienia, aż wreszcie nagle jacyś wielcy aktorzy i reżyserzy, w których istnienie nie do końca wierzyłem, zainteresowali się. Tak było z Arthurem Pennem, którego pamiętałem jako reżysera "Bonny and Clyde" i "Wielki mały człowiek". Nagle dowiaduję się, on chce reżyserować "Polowanie na karaluchy"! Mój Boże. Uważam że warto wyjeżdżać...

Więc jednak warto emigrować?

- Odpowiedzi na to nie ma, zależy jak i komu, na jak długo i gdzie. Szkoła języka i twardości się przydaje, warto uświadomić sobie, że Polska nie jest najważniejszym miejscem na świecie, że cały świat, tak Europa jak i Stany Zjednoczone, wcale nie śledzą z nieustającą uwagą, co się dzieje w Polsce, w polskim rządzie. Mnie pytają czasem, a co na "to" Amerykanie. Odpowiadam: nic. Po prostu: nie interesują się. Teraz była w Stanach taka image'owa reklamówka: przyjeżdżajcie do Polski, bo tam kiszone ogórki, żurek oraz coś jeszcze. I w Polsce mnie pytano, czy mnie się też o to w Stanach pytają i co ja polecam? Odpowiedziałem, że raczej się mnie pytają, czy jest antysemityzm, a nie o to, czy jest kiszony ogórek. I o to, czy tu jest w ogóle jakaś demokracja, a jedyne konkretne pytanie dotyczy przyzwoitych hoteli. Odpowiadam, że są takie hotele.

Zdarzają się jeszcze takie sytuacja, jak po premierze "Polowania na karaluchy" w Chicago, kiedy krytyk polonijnej gazety napisał: "nie po to w ziemię amerykańską wsiąkło tyle polskiej krwi i potu, żeby bohaterowie Głowackiego byli tak źle ubrani"?

- Zdarzyło się tak jeszcze w Madrycie. Kiedy wystawiano "Antygonę", reżyserka hiszpańska chcąc się jakby pochwalić, że wystawiają polską sztukę w bardzo dobrym teatrze, zadzwoniła do ambasady, gdzie jej powiedziano, że są przeciwnikiem wystawienia, bo sztuka lansuje niewłaściwy image Polaków. Jak jest teraz, nie wiem, bo o takich rzeczach dowiaduję się przypadkiem.

Ostatni retrospektywny zbiór pana felietonów "Jak być kochanym" przypomina też te z dawnych lat PRL-owskich. Znakomite, ale - czy to też wyraz sentymentu?

- Wie pan, to jest młodość, na moje ewentualne wzruszenia PRL-em wpływ ma to właśnie, że wtedy byłem młody. Bo sytuacja była bardzo dramatyczna, była walka, był wyraźny przeciwnik, przeciwnikiem był komunizm, a chodziło o to, czy uda się coś zrobić, coś wydrukować, bo była cenzura. Pisałem w książce "Z głowy" o takich miejscach jak SPATiF, gdzie przychodzili i mieszali się i dysydenci, i podsłuchujący ich tajniacy, wielcy sportowcy i członkowie KC. Taki troszkę Titanic, tyle że nie tonął, a woda po kostki. Było to ciekawe, natomiast nikomu nie życzę. W Nowym Jorku modne są takie knajpy, które nazywają się KGB, Prawda, bo dla nich to jest egzotyka. Nie ma jeszcze knajpy, oficjalnie, bo nieoficjalnie nie wiem, która by się nazywała Gestapo. Natomiast KGB cieszy się ogromnym sukcesem. Ja w tym "Z głowy" napisałem też, że jak się wzruszam, to sobie przypominam legendarnych Adama Dudusia Pawlikowskiego i rotmistrza Andrzeja Rzeszotarskiego; obaj popełnili samobójstwo zaplątani w służby specjalne i wykończeni. Ale to jest kolor, te sztandary, bojówki, 1 Maja i z rozkoszą patrzę, jak pokazują stare kroniki filmowe, nagle sobie przypominając, jak to wyglądało. Dzięki Bogu, że się skończyło. Wtedy można tęsknić za tym.

Tylko dzięki Bogu?

- Nie tylko. Nie wiem, jaki Bóg miał w tym udział. Skończyło się dzięki Bogu i ludziom, kolejność jest do ustalenia.

Osadzone w konkretności pańskie dramaty mają wymiar uniwersalny. Ryszard Kapuściński pisze: "nie ogarniam świata", a pan, ogarnia pan świat?

- To jest za ambitna propozycja, żeby ogarnąć świat. Próby stawiania pytań i próby zrozumienia zupełnie wystarczą. Wszystko jest strasznie poplątane, hipokryzja rządów, cwaniactwo, wymieszanie podłości ze szlachetnością, bohaterstwa ze zbrodnią - i takie rzeczy mnie ciekawią. Próbuje znaleźć w tym cień sensu i nadziei.

Jaka podróż szykuje się panu w najbliższym czasie?

- Za parę dni jadę do Moskwy. Tam wyszły moje dwie książki i jadę wystąpić w show Wiktora Jerofiejewa, autora "Dobrego Stalina", które ma podobno gigantyczną oglądalność. Znam go z Nowego Jorku. Gdzie się Polacy spotykają z Rosjanami? W Nowym Jorku. A czy był pan ostatnio w Moskwie?

Nie

- Są tam dzielnice, które wyglądają jak Los Angeles. Wszystko błyszczy, a pod tym - jednak Azja, Azja przysłonięta przepychem. Na wierzchu Armani, podszewka azjatycka. Miałem dramatyczne przeżycie przy "Antygonie w Nowym Jorku" wystawionej w Moskwie. Bo na premierę przyjechała cała ta nowa Moskwa i pod teatrem była kolejka, stały mercedesy i ferrari. Bo w tytule był Nowy Jork. Myślałem, że jak zobaczą, że to o bezdomnych, będzie nieszczęście, wyjdą. Ale na szczęście, oni mają niepewność jutra. Jest tam niesamowity cmentarz pomordowanych młodych mafiosów. Wszyscy są na pomnikach, stoją w garniturach i w tenisówkach, kluczyki od mercedesa trzymają w rękach. Niesamowite wrażenie, taki las pomordowanych z kluczykami. Naprawdę w tenisówkach i z kluczykami, to nie jest żadna anegdota. I tak dalej... Życzę wszystkie najlepszego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji