Artykuły

"Wyzwolenie" w wykonaniu kilku Konradów

Przez prawie dwie godziny na scenie nie dzieje się prawie nic. Dialogi zdają się nie mieć końca, a publiczności zasiadającej z trzech stron sceny zdarzy się nieśmiało zerkać na zegarek - o "Wyzwoleniu" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi pisze Marta Olejniczak z Nowej Siły Krytycznej.

"Wyzwolenie" [zdjęcie z próby] Stanisława Wyspiańskiego to dramat, z którego autor uczynił wypowiedź na temat świadomości narodowej, ale opowiedzianej w sposób wyjątkowy, bo operujący chwytem teatru w teatrze. Za jego pomocą ujął istotę konfliktu dramatycznego, w którym tragedia Konrada wyraża się w niemożności wyjścia poza sceniczny gest, odbierający siłę realnego działania. Z tego właśnie powodu scena z Maskami stała się najważniejszym elementem świata tego dramatu, ale i przedmiotem szczególnego zainteresowania Waldemara Zawodzińskiego, dla którego "Wyzwolenie" miało być spektaklem o dojrzewaniu, gdzie dialog między Konradem a Maskami staje się próbą samodzielnego myślenia. Dlatego też wprowadzenie na scenę adeptów sztuki aktorskiej łódzkiej filmówki, mogło wydawać się interesującym tropem interpretacyjnym, dzięki któremu możemy dowiedzieć się od młodego człowieka, jakich "wyzwolin" będzie twórcą i czym jest wolna wola, o której tak często w dramacie mowa?

Wyspiański w "Wyzwoleniu" naznaczył w sposób szczególny miejsce akcji. Jest nią przestrzeń sceniczna, którą kreuje za pomocą didaskaliów. Widz jest w o tyle wygodniejszej sytuacji, że w Teatrze Jaracza zawiedzie go na nią wąski korytarzyk. Gdy już na niej zasiądzie, ujrzy grupę osób. To aktorzy, którzy z numerkiem w ręku czekają na własną kolej. Szansę odegrania roli dostaną wszyscy. Każdy z nich kilkakrotnie wcieli się w postać Konrada i Maski jednocześnie.

Tak pomyślane rozrysowanie roli daje nadzieję, że kolejne jej odsłony staną się rozpoznaniem pewnej strukturalnej cechy dramatu, która w porządku pewnej idei jest "przewalczaniem myśli" u Wyspiańskiego, poszerzaniem dotychczas ukonstytuowanej samoświadomości postaci. Niestety, w przypadku tego spektaklu tak się nie dzieje. Czy każdy z Konradów jest jego kolejnym wcieleniem, nową reprezentacją? Mocno podzielony tekst wprowadza porządek, w którym aktorzy się zupełnie nie odnajdują. Bezsilnie wypowiadane, chwilami wykrzykiwane słowa potęgują sytuację chaosu, zagubienia w prawie pustej przestrzeni, w której pojawi się Reżyser. Zarządzi odpowiednie ustawienie świateł. Będzie też i Muza, której rola jako współtwórczyni "współczesnej Polski" ograniczy się do gestów, zaprezentowania nowego, jakże efektownego kostiumu balowego.

I tak przez prawie dwie godziny na scenie nie dzieje się prawie nic. Dialogi zdają się nie mieć końca, a publiczności zasiadającej z trzech stron sceny zdarzy się nieśmiało zerkać na zegarek. Duże poruszenie wywołają jednak końcowe minuty spektaklu, w których powracamy do metateatralnej ramy dramatu. Konrad odkrywa, że dotychczasowa rzeczywistość była iluzją, w którą on jako jedyny uwierzył. W dramacie zostało to wyrażone poprzez symboliczne uwięzienie w budynku teatralnym - "Daremno! ryglem wrota zwarte,

żelaznych wrót żelazna moc".

Zawodzińki znajduje inne rozwiązanie. Z ziemi wyłania się wielki statek, przypominający kontener na śmieci, wypełniony ciałami młodych aktorów. Ich sternikiem jest mężczyzna ubrany na czarno. Ten sam, który dotychczas martwo leżał na wysuwającym się stole. Ostatni z Konradów stoczy wytrwały bój a la dance macabre. Przegra walkę. Dołączy do swoich towarzyszy i rozpłynie się wraz z nimi w nicości.

Czym jest tak zrealizowane "Wyzwolenie"? Jest obrazem, w którym teatr stara się dotykać najdelikatniejszych strun wrażliwości człowieka, puszczając do niego swoją efemerycznością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji