Artykuły

Jak Konrad Konradowi skacze do gardła

"Wyzwolenie" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Waldemar Zawodziński odnalazł trafną metaforę współczesnej Polski. W jego inscenizacji "Wyzwolenia" dziesięciu Konradów wypowiada swoje racje także ustami masek, a więc polemistów.

"Wyzwolenie" Stanisława Wyspiańskiego (1903 r.) jest wielką rozprawą z romantycznym mitem Polski cierpiętniczej. Ostrą polemiką z arcydziełami narodowej literatury. One to, gloryfikując poświęcenie bohaterów składających młode życie na ołtarzu ojczyzny, paraliżują i obezwładniają wolę czytelników.

Mickiewicz mocą poetyckiej wyobraźni sprawia, że Konrad z "Dziadów", który w swoich wzniosłych zamierzeniach ponosi same klęski - zniewolony, oczywiście, przez znacznie silniejszego przeciwnika - przedstawiony jest jako moralny triumfator. Zbytnie utożsamienie się z takim bohaterem może jednak działać usypiająco. I mieć zgubny wpływ na instynkt samozachowawczy narodu.

Konrad Wyspiańskiego zamierza obudzić sumienia. Chce uprzytomnić rodakom, że tylko w sobie mogą odnaleźć wolę działania, która ich przybliży do duchowych wyzwolin; od masek, jakie swoim stronnikom starają się nałożyć partie, ugrupowania i koterie.

Konrad nie zamierza nikomu narzucać swojego programu - jeszcze go zresztą nie ma. Dopiero szuka takiej idei i możliwości jej realizacji, która jemu i każdemu z rodaków przyniosłaby duchowe odrodzenie. Radykalne zerwanie z kultem grobów i żałobnych zawodzeń po kolejnych upadkach narodowych powstań.

Wdrażanie nowatorskich, jeszcze mglistych zamierzeń nie jest jednak łatwe. Na drodze Konrada pojawiają się wyznawcy odmiennych sposobów naprawy Rzeczypospolitej. Bohater staje z nimi w szranki, jakkolwiek zdaje sobie sprawę, że w ten sposób można z kretesem "przegadać Polskę". Ściera się w dyskusjach z rozmaitymi pomysłami na uzdrowienie sytuacji w kraju. Zniewolonego nie tylko z zewnątrz, ale i przez rodzime programy - od niewinnych, często utopijnych, przez jawnie anarchiczne aż po bliskie faszyzmowi.

Inscenizator szczególnie eksponuje drugi akt dramatu, pomijając wiele spektakularnych, jakkolwiek w jego adaptacji mniej istotnych wątków. Mnie zabrakło zwłaszcza obu modlitw Konrada. Ostry spór upostaciowanego przez wielu młodych ludzi Konrada z jego równie licznymi ideowymi alter ego staje się ostrą, bezpardonową walką bohatera z samym sobą, własnymi lękami, fobiami, ale i marzeniami.

Zdumiewające, jak wiele myśli w tej chaotycznej wymianie zdań na temat przyszłości Polski i dziś wydaje się na czasie. Młodzi, współcześnie ubrani aktorzy, przekonani do swych racji, w ferworze dyskursu skaczą sobie do gardeł jak współcześni reprezentanci narodu podczas obrad na Wiejskiej albo i w telewizyjnym studiu. Tyle że ich racje, mimo że nie do końca jasno sprecyzowane i wyłożone, brzmią poważniej od dzisiejszej gonitwy myśli, niedostatku sensu, pustosłowia.

Jest w tym zmaganiu Konradów z wrogami w ideowym starciu - choć sobowtórami w emocjach wkładanych w swoje wystąpienia - coś bezgranicznie smutnego. Nikt nikogo nie słucha, każdy pozostaje przy wypowiadanych racjach. Nie ma zwyciężonych i przegranych.

Zabieg Zawodzińskiego kryje się w tym, aby pokazać Konrada w konfrontacji z innymi Konradami, równie nieustępliwymi. A dokąd prowadzi patent na jedynie słuszną rację - bez kompromisu, konsensusu - widać z obserwacji bieżącego życia politycznego. Po "Wyzwoleniu" Zawodzińskiego można dojść do wniosku, że nikt tak trafnie nie opisał skutków nagłego odzyskania przez nas wolności jak przed stuleciem Wyspiański.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji