Artykuły

O Śląsku dla Ślązaków i nie tylko

- Jestem zszokowany faktem, że Teatr Śląski, w którego budynku odbywają się Interpretacje, nie ma żadnego wpływu ani na kształt, ani na termin tego festiwalu, ani na dobór pozycji. Podejrzewam, że jest to jedyny taki precedens w Polsce. Mam nadzieję, że wkrótce to się zmieni - mówi TADEUSZ BRADECKI, reżyser, dyrektor Teatru Śląskiego w Katowicach.

Z Tadeuszem Bradeckim [na zdjęciu], dyrektorem artystycznym Teatru Śląskiego w Katowicach, rozmawia Łukasz Karkoszka:

Łukasz Karkoszka: Ma Pan śląskie korzenie, urodził się Pan w Zabrzu, czy w związku z tym czuje się Pan Ślązakiem, a więc"hanysem"?

Tadeusz Bradecki: Z geograficznego punktu widzenia jestem Ślązakiem, gdyż tutaj się urodziłem, natomiast nie jestem Ślązakiem ani z domu, ani z kultury, ani z pochodzenia - moi rodzice pochodzą z Lwowa. Tyle tylko, ze na Śląsku spędziłem 17 lat swojej młodości i wspominam ten czas z dużym sentymentem.

Ł.K.: Ale gwarę śląską Pan znał?

T.B.: Oczywiście. Naturalne było to, że na boisku czy na podwórku porozumiewaliśmy się gwarą, trudno żeby było inaczej.

Ł.K.: Czym dla Pana jest dzisiaj Śląsk, tradycyjna "śląskość"? Czy jest nadal coś takiego jak śląska tożsamość?

T.B.: Moja rodzina nie ma śląskich korzeni, więc choćby z tego powodu uważam, że nie mam prawa do jakiś uogólnień na temat śląskiej tożsamości. Natomiast doskonale pamiętam Śląsk z czasów swojej młodości, który był zupełnie inny od Śląska dzisiejszego. Ten dawny Śląsk był zamieszkiwany przez rdzennych Ślązaków posługujących się gwarą, dla których "śląskość" była podstawowym wyznacznikiem tożsamości i przynależności.

Ł.K.: Nie przypadkowo drążę temat "śląskości", gdyż niedawno odbyła się premiera spektaklu "Polterabend" w Pana reżyserii. Dlaczego wybrał Pan akurat tę sztukę?

T.B.: Ten tekst był w teatrze już od ponad dwóch lat i po prostu czekał na realizację. Ja go przeczytałem, zachwyciłem się nim i postanowiłem go wystawić. Poza tym, chciałem zrobić sztukę o Śląsku dla Ślązaków. I nie tylko zresztą dla Ślązaków - dla każdego.

Ł.K.: Na czym polega specyfika sztuki "Polterabend"?

T.B.: Tekst, który napisał Stanisław Mutz jest niezwykły, wielopłaszczyznowy i bardzo rzadki. Takich tekstów dzisiaj w Polsce nikt nie pisze. Ten tekst przechodzi niezwykłą ewolucję formalną. Cała rzecz zaczyna się niczym realistyczna saga rodzinna, a potem ewoluuje w całkowicie inne rejony - na scenie zaczynają przechadzać się duchy, a w szafach siedzą trupy... Urasta to do głęboko poetyckiego świata, do dziwnego, magicznego wręcz surrealizmu. Ewolucja formalna, jaką autor przeprowadza w tekście, wydaje mi się największym walorem tej sztuki. Tekstów o Śląsku i Ślązakach jest i będzie mnóstwo, natomiast takie poetyckie wyśpiewanie lamentu nad zaginionym plemieniem, uważam za unikatowe. Darzę głębokim szacunkiem Stanisława Mutza za to, że podjął się próby stworzenia takiego tekstu.

Ł.K.: Podobno "Polterabend" to pierwsza część trylogii Mutza i mają powstać kolejne, czy ich sceniczna realizacja zagości na scenie Teatru Śląskiego?

T.B.: Stanisław Mutz napisał bardzo wiele tekstów. Jednak jak na razie w moich planach artystycznych dotyczących Teatru Śląskiego żadne inne jego teksty nie były ogłaszane.

Ł.K.: Jak wyglądały przygotowania do spektaklu? Konsultował się Pan z autorem w trakcie prac nad przedstawieniem?

T.B.: Przeprowadziłem ze Stanisławem Mutzem wiele rozmów. Na początku tekst miał nieco inną formę, co wynikało z faktu, ze Mutz nigdy wcześniej nie pisał dla teatru. Moim pierwszym zadaniem było przystosowanie tekstu do wymogów teatru, oczywiście z pomocą autora. Bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język. W pewnym momencie naszej pracy Mutz całkowicie zdał się na mnie, mówiąc: "Masz moje pełne zaufanie i rób to, co uważasz za słuszne". Dzięki temu miałem wyjątkowo rzadki przypadek "żywego autora", który z pełnym zaufaniem pozwolił teatrowi zająć się jego tekstem.

Ł.K.: W spektaklu mówi się gwarą, czy dla aktorów było to problemem?

T.B.: Oczywiście, że tak. Nie jest to trudne dla kogoś, kto się na Śląsku urodził. Natomiast dla kogoś, kto się urodził w innym regionie Polski jest to olbrzymi problem. Tym bardziej należy docenić pracę tych aktorów, którzy nie pochodzą ze Śląska. W sposób szczególny myślę tutaj o Alinie Chechelskiej i Wiesławie Sławiku. Oboje dźwigają potężne role. Praca, jaką wykonali, przygotowując się do przedstawienia jest godna najwyższego podziwu. Nie umniejszam przy tym pracy, jaką w swoją (znakomitą, moim zdaniem) rolę włożyła Ewa Leśniak, ale problem mówienia gwarą w ogóle jej nie dotyczył, jako osoby urodzonej na Śląsku.

Ł.K.: W przedstawieniu pojawia się tajemnicza Gryjtka (Krystyna Wiśniewska). Kim jest ta postać?

T.B.: W sztuce o Gryjtce nieustannie się mówi. Ona jest ciągle gdzieś blisko. Wychodzi za Niemca, ale po niedługim czasie go zdradza. Jako pierwsza przenosi się z jakiejś lokalnej "wsi" do jakiegoś "miasta". Gryjtka jest takim niepokojącym stworzeniem, którego nigdy nie widzimy w akcji, ale cały czas o niej się mówi. Decyzja, by pokazać ją na scenie, była moją reżyserską propozycją. W postaci Gryjtki można zobaczyć swoistą esencję, czy też "zmorę" niemieckości, która głównego bohatera i wabi, i przyciąga, a zarazem niesie ze sobą śmierć i spustoszenie. Myślę jednak, że nie do końca trzeba dopowiadać sens tej postaci. Niech lepiej pozostanie w ramach nie do końca określonego symbolu.

Ł.K.: W Teatrze Korez od lat wystawiania jest sztuka Janoscha "Cholonek" także grana po śląsku. Nie boi się Pan porównań?

T.B.: Bardzo dobrze, że jest taka sztuka, ale jest ona całkowicie inna od naszej. Penetruje inne rejony, używa innego języka. Poza tym ja przeczytałem "Cholonka", byłem na przedstawieniu, właśnie po to, by się upewnić, że nie robimy tego samego.

Ł.K.: Czy Pana zdaniem sztukę "Polterabend" można pokazać w innych regionach Polski. Czy mówienie gwarą nie będzie przeszkodą w jej zrozumieniu?

T.B.: Oczywiście, że można ją pokazywać w innych regionach Polski. Jest to nowa polska sztuka współczesna, sztuka napisana przez młodego polskiego autora dla polskich widzów. Moim zdaniem gwara nie jest tutaj żadną przeszkodą. Publiczność na "Polterabend" bawi się znakomicie, a na pewno nie jest ona złożona z samych rodowitych Ślązaków, więc jest to najlepszy dowód na to, że ten tekst trafia do ludzi.

Ł.K.: Od lat funkcjonuje stereotyp, że "na Śląsku nic się nie dzieje". Czy Pana zdaniem rzeczywiście Śląsk jest kulturalną próżnią i czy zamierza Pan jakoś z tym walczyć?

T.B.: Jestem - po latach - zbyt krótko na Śląsku, by móc generalizować w jakikolwiek sposób. Poza tym, ja tu nie jestem od żadnego walczenia, ja tu jestem od robienia przedstawień. Walczyć to ja mogę jedynie o to, by nasze przedstawienia były jak najciekawsze, jak najbardziej różnorodne i żeby widownia chciała je oglądać. Obecnie pracujemy nad kolejną premierą (23 luty) sztuki Davida Hare "Stuff Happens" w reżyserii Amerykanina Andrew S. Paula. Będzie to polska prapremiera tekstu grywanego dziś na całym świecie. Sztuka opowiada o przygotowaniach inwazji na Irak i o wszystkim tym, co się z tym wiąże, a więc o zakulisowych wojnach dyplomatycznych, negocjacjach. Na scenie pojawi się łącznie 28 postaci. Jest to propozycja teatru politycznego, jakiego nigdzie indziej, poza Katowicami, nie będzie można zobaczyć (na premierze ma pojawić się autor!). Premierze towarzyszyć będzie wystawa fotografii z Afganistanu. Natomiast 24 lutego pokażemy dwa filmy dokumentalne Jacka Petryckiego i Beaty Dzianowicz opowiadające o dzisiejszym Iraku i Afganistanie.

Ł.K.: Właśnie zakończył się Katowicki Karnawał Komedii, który okazał się wielkim sukcesem. Będzie kolejna edycja w przyszłym roku?

T.B.: Rzeczywiście, Katowicki Karnawał Komedii okazał się frekwencyjnym sukcesem, więc wszystko wskazuje na to, że powinien być kontynuowany. Jednak zależy to przede wszystkim od władz miasta Katowice.

Ł.K.: Na koniec pytanie o zbliżający się Festiwal Sztuki Reżyserskiej Interpretacje. Czy my widzowie doczekamy się kiedyś, że w szranki z innymi zespołami stanie Teatr Śląski?

T.B.: To jest pytanie, które należy kierować do organizatorów festiwalu. Jestem zszokowany faktem, że Teatr Śląski, w którego budynku odbywają się Interpretacje, nie ma żadnego wpływu ani na kształt, ani na termin tego festiwalu, ani na dobór pozycji. Podejrzewam, że jest to jedyny taki precedens w Polsce. Mam nadzieję, że wkrótce to się zmieni.

Ł.K.: Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji