Artykuły

Umykający "Sen nocy letniej"

"Sen nocy letniej" w reż. Jacka Jabrzyka w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Ten spektakl umyka i przemyka szybko, nie dając szansy widzom na przyjrzenie się bohaterom, reżyserowi na wyartykułowanie myśli i koncepcji, Szekspirowi na zaistnienie. Godzina dwadzieścia i po sprawie.

Spektakl sam z siebie oczywiście nie biegnie - tak go nakręcił na swoje nieszczęście reżyser. A gdyby nawet biegł, ale jakoś bardziej wyraziście, szaleńczo, atrakcyjnie - byłoby pewnie lepiej. A ten "Sen nocy letniej" pomyka jakoś tak niby szybko, ale nie wiadomo w jakim celu. Można, oglądając spektakl, zastanawiać się nad poszczególnymi rozwiązaniami - ale w gruncie rzeczy nic z tego zastanawiania się nie wynika, bo ledwo coś się zarysuje, reżyser zaciera ślady, nie kontynuuje wątku, nie wyciąga konsekwencji z tego, jak zachowują się aktorzy, jakie postaci zaczynają się tworzyć. Hipolita na przykład jest znudzona i naburmuszona, Tytania z kolei (grana przez tę samą aktorkę, Agatę Myśliwiec) - wkurzona, robi Oberonowi straszliwą awanturę z kopaniem ściany i wspinaniem się na drabinkę. I co? I nic. Czy panie dlatego są niechętne swemu narzeczonemu (Hipolita) bądź mężowi (Tytania), że są oni sporo od nich starsi (gra ich Sławomir Sośnierz)? Może, ale tak wyraziście zarysowane charaktery zaraz nijaczeją.

A dlaczego trupę rzemieślników przygotowujących przedstawienie o Pyramie i Tyzbe tworzą ci sami aktorzy, którzy grają Demetriusza, Lizandra, Oberona/Tezeusza, Egeusza i Puka (czyli Mateusz Janicki, Krzysztof Wieszczek, Sławomir Sośnierz, Bolesław Brzozowski i Tomasz Nosiński)? Może chodzi o to, że role rzemieślników (oraz postaci "najżałośniejszej tragedii") pozwalają bohaterom odkryć ukrytą głęboko prawdę o sobie? Może, choć nie bardzo wiadomo, jaka to prawda (Oberon/Tezeusz jest lwem, Demetriusz z Lizandrem mają się ku sobie). A może decyzja ta wynika po prostu z ograniczonej obsady?

Z kolei czwórka kochanków (Hermię gra Karina Grabowska-Fiałek, Helenę - Mirosława Żak) zajmuje się głównie bieganiem za sobą - a jest gdzie biegać, bo spektakl grany jest w obszernych podziemiach Łaźni, gęsto obsadzonych betonowymi słupami. Przestrzeń ta świetnie się nadaje do "Snu nocy letniej" - tworzy naturalny labirynt, gdzie można się zgubić czy ukryć, jak w lesie. No i bohaterowie gubią się, ukrywają i biegają, tyle że bez celu. Czasami przystają i, ustawieni obok siebie, prowadzą bolesne (w założeniu) dialogi. W założeniu, bo aktorzy nie mówią, tylko nieprzekonująco recytują.

Z tego pospiesznego "Snu..." wyłapać można parę lepszych scen, rólek i pomysłów - Mateusz Janicki jako obsypująca się pudrem smutna Ściana, grzeczny i elegancki Puk (Tomasz Nosiński) prowadzący dialog z tajemniczym Elfem (Karolina Sokołowska). Dialog na odkurzacz, wiolonczelę i ciszę. Puk obrzucający śpiących zakochanych sztucznymi różami. Trudno wyłapać coś więcej; reżyser nie dał na to szansy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji