Artykuły

Zgubiona rosyjska dusza

"Eugeniusz Oniegin" w reż. Wiesława Ochmana w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Piotr Czajkowski pisał o swoim "Eugeniuszu Onieginie": "Gwiżdżę na to, że nie jest to przeciętna opera sceniczna". Istotnie nie jest. Za to inscenizacja głęboko poniżej przeciętnej boleśnie kaleczy zwłaszcza dzieło takiego formatu.

W muzyce melancholia, patos, nuta folkloru. W oprawie XIX-wieczna Rosja. A wszystko, co najważniejsze, rozgrywa się w ludzkiej duszy, rozrywa serca, zabija marzenia. Romantyczny poemat Puszkina zmieniony w libretto przynosi historię Tatiany, panny z dworu poddającej się romantycznym uniesieniom, zakochanej od pierwszego wejrzenia w Onieginie, którego przyprowadził Leński, sąsiad zakochany w jej młodszej siostrze Oldze.

Wszystko, co się zdarzy, ułożone zostało w sceny liryczne, spośród których szczególną wagę ma pisanie listu. W nim Tatiana wyznaje Onieginowi miłość, a on ją odrzuci. Nie docenić tej sceny, znaczy przegrać wszystko. Smakowanie samej muzyki to za mało.

Reżyser Wiesław Ochman (ceniony tenor) zawiesił ten obraz między podwórkiem a ścianą dworu, każąc przy tym Tatianie biegać, miotać się i rozrzucać zmięte kartki. Refleksyjna strona całej sytuacji zostaje całkowicie zgubiona. Oniegin, którego Puszkin nazywa "człowiekiem osobnym", dystansujący się od innych, odrzucający niepotrzebną mu miłość, w tej inscenizacji nie ma dramaturgicznie uzasadnionej osobowości.

Andrzej Kostrzewski wygląda bardzo "po Puszkinowsku", ale ani aktorsko, ani wokalnie nie stworzył postaci. Urażoną dumę cierpiącego z zazdrości Leńskiego stara się zaznaczyć Krzysztof Marciniak. Rozbieganą trzpiotką Olgą była Agnieszka Makówka.

Tatiana, sprawczyni całej uczuciowej zawieruchy, w interpretacji Moniki Cichockiej, to pełen dramatyzmu głos i dokuczliwy nadmiar chłodu, który trudno przypisywać rozmarzonej, zakochanej dziewczynie. W finale, gdy jest już żoną księcia Gremina, taka postawa staje się bardziej uprawniona. Gremin to jedna aria, ale popisowa, wymagająca głosu o wielkim wyrazie i chyba za wcześnie obarczono nią młodego basa Rafała Pikałę.

Wyśmienicie, stylowo spisał się chór (przygotowany przez Marka Jaszczaka). Sielsko-dworskie sceny ozdabia balet (choreografia Jarosława Świtały). Dobrych wrażeń stara się dostarczać orkiestra pod batutą Andrzeja Straszyńskiego, choć szef muzyczny inscenizacji nie zawsze był w stanie utrzymać harmonię między sceną i kanałem orkiestrowym.

W osłupienie wprawia inwencja scenografa Jana Bernasia. Tu trzeba estety! Libretto mówi o sadzie przed dworem, a my mamy podwórko, sznury i wielkie pranie. Pojedynek dekoruje ponure tło drzewa, a pod nim, nie wiedzieć czemu, stolik i krzesło - chyba że w Rosji pod każdym drzewem krzesło stoi. Do tego scena okazała się chyba za mała do oddania strzału, bo Leński idzie za kulisy w jedną stronę, a Oniegin w drugą. Wychodząc po balu goście rzucają sobie okrycia do góry w stadionowym stylu...

Zabrakło realizatora-dramaturga (przed 25 laty w Teatrze Wielkim z tego zadania wyśmienicie wywiązał się Maciej Prus) - czytającego tekst i dobierającego postacie (głosowo i aktorsko). Do zdziwień, których dostarczył Ochman, dodać trzeba jeszcze jego pomysł na zakończenie sugerujące samobójstwo odrzuconego Oniegina.

Dzieło o przegranej miłości, złamanym życiu i rozdartej rosyjskiej duszy zgubiło swój klimat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji