Artykuły

Warszawa. Puste stoliki Holoubka

Przesiadywał przy nich godzinami. Z Konwickim, Łapickim, Fronczewskim, Głowackim. U Bliklego, w Czytelniku i na zapleczu Ateneum. Wczoraj przy jego stolikach nikt nie siadał.

U Bliklego

Wczoraj tuż przed otwarciem obsługa postawiła na stoliku nr 2 tabliczkę z rezerwacją. Robią tak codziennie, żeby nie musieć przepraszać gości, którzy usiądą przy ulubionym stoliku Gustawa Holoubka, Tadeusza Konwickiego i Andrzeja Łapickiego. Jest czarny, okrągły, przy nim trzy drewniane krzesła. Pewnie wygodniejsze byłyby pluszowe zielono-brązowe kanapy pod ścianą, ale panowie woleli bliżej wejścia. Od 1993r., kiedy kawiarnia na Nowym Świecie została otwarta, codziennie przychodzili na śniadania. Wczoraj był tylko Tadeusz Konwicki. Obsługa nie włączyła muzyki.

- Wszyscy znajomi wiedzieli, gdzie przed południem mogą spotkać Gustawa Holoubka. W niektóre weekendy przychodził z żoną, z artystami -Joanną Szczepkowską, Ewą Wiśniewską, Januszem Morgensternem. Ostatni raz był u nas jesienią -opowiada Andrzej Blikle, właściciel. Kiedyś przy kawie i pączku, a ostatnio przy tostach z masłem i zielonej herbacie Holoubek dyskutował o polityce, opowiadał anegdoty. -Jedzenie nie było ważne. Chodziło o spotkanie. Podobało mu się w kawiarni, bo mówił, że wygląda, jakby nie było wojny. Naszą obsługę traktował po ojcowsku, a sam czuł się trochę jak gospodarz - dodaje Małgorzata Blikle, właścicielka.

Czasami przysiadała się do panów: - Kiedyś pracowałam w teatrze jako scenograf, nasza firma sponsoruje teatry, mieliśmy wspólne zainteresowania. Od Gustawa biło ogromne ciepło. Był pogodny i skromny. Po śniadaniach u nas szedł na obiad do Czytelnika.

W Czytelniku

- Obiad zaczynał z Tadeuszem Konwickim przy stoliku na końcu sali, pod ścianą. Później przesiadał się o jeden stolik bliżej, do Henryka Berezy. Kiedy już porozmawiali, szedł np. do Janusza Morgensterna -opowiada właścicielka kawiarni w Czytelniku Jadwiga Dróżdż. Pracuje tam od 30 lat. Holoubek przychodził, odkąd pamięta. Ostatni raz na początku stycznia.

Kawiarnia w podziemiach przy ul. Wiejskiej odgrywa dziś raczej rolę stołówki. Na każdym stole serweta i wazonik z żonkilem, przy nich pracownicy pobliskich firm i wydawnictwa Czytelnik czy dziennikarze rozmawiają nad parującymi zestawami obiadowymi.

- Spędzaliśmy tu całe popołudnia od 12 do 16 - opowiada Henryk Bereza, krytyk literacki. - Gustaw opowiadał różne historie. Niektórzy znajomi pytali, czy mi się nie nudzą. Ale Gustaw, nawet jeśli któryś raz opowiadał tę samą historię, zawsze modyfikował ją w zależności od dnia, słuchacza, samopoczucia.

- Tajemnica naszych codziennych spotkań polegała na tym, że rozmawiały ze sobą indywidualności. Zarówno Gustaw Holoubek, jak i Kazimierz Kutz reprezentują niezależność i oryginalność w myśleniu. Z ironią i poczuciem humoru opowiadają o świecie i samych sobie - mówi pisarz Janusz Głowacki. - Gustaw był mędrcem. Wypowiadał się na scenie jako aktor, ale równie dobrze mógłby to robić za pomocą traktatów filozoficznych. Kazio Kutz bezkompromisowo formułował myśli, czasami wręcz brutalnym językiem.

Wczoraj na obiad przyszedł reżyser Janusz Morgenstern. Znał Holoubka od lat 60. Tworzyli filmy i teatry telewizji, jeździli na wakacje do Zakopanego, mieli ulubione miejsca w Warszawie: - Spotykaliśmy się na mieście, bo jako młodzi ludzie nie mieliśmy własnych mieszkań. Prawie codziennie przechodziliśmy stałą trasą: obiad w Związku Literatów, później SPATiF, bo tam był tani alkohol, dalej Kameralna, Bristol - mówi Morgenstern.

Wczoraj w Czytelniku rozmawiano prawie wyłącznie o Holoubku. Morgenstern: - Jego losy artystyczne związane były z losami Polski: rola w"Dziadach" w Marcu '68, dymisja z dyrektury w Teatrze Dramatycznym wstanie wojennym, przemówienie w Sejmie na początku lat 90.

- Gustaw Holoubek był moim duchowym ojcem. Pomógł mi w życiu osobistym i artystycznym, pozwolił występować w Teatrze Ateneum, wyreżyserował spektakle muzyczne "Noc z Wertyńskim" i "Ech, raz, jeszcze raz...". Zadedykuję mu przedstawienie - mówiła pieśniarka Olena Leonenko.

Razem z właścicielką kawiarni powiesiły na ścianie zdjęcie Holoubka i przepasały je czarną aksamitką.

Gra w kości

Stolik do gry w kości za kulisami Teatru Ateneum Holoubek uważał za miejsce, jakie powinno być w każdym teatrze. - Nie można przez cztery godziny na próbie być nieustannie napiętym, skupionym, aktor musi choć na chwilę wrócić do rzeczywistości -opowiadał kiedyś w "Gazecie". - Krążą legendy o aktorach, którzy byli w nieustannej erekcji twórczej, ale to się kończyło katastrofą.

- Na tym fotelu zawsze siada Marian Kociniak, tu Marian Opania. Dyrektora miejsce było tu, z boczku - pokazuje mi puste krzesło Krzysztof Gosztyła.

Zielony niepozorny stolik tuż przy wyjściu z męskich garderób był wczoraj przygotowany do gry. Na środku kości, egzemplarz sztuki. - Na starych egzemplarzach zawsze zapisujemy wyniki - wyjaśnili aktorzy.

Marian Glinka grał u dyrektora Holoubka w latach 70. w Dramatycznym i teraz w Ateneum. Przypomina sobie, jak Holoubek mawiał: "Przepraszam, panowie, że znów wygrałem", "Maniuś, co tak słabo, ściśnij mocno te kości", "Przegrałem, nie kupię sobie dziś dwóch paczek papierosów". Gosztyła: - Brydż by się nie sprawdził, bo wymaga myślenia. A kości to gra losowa, my tylko nadajemy temu emocjonalny charakter.

- Powiem w tajemnicy, że czasem pan dyrektor odwołał spotkanie, żeby tylko być tu z nami - dodaje Marian Glinka. - Zostaniemy po próbie godzinkę i pogramy. Z godzinki robiły się dwie.

Piotr Fronczewski: - Holoubek był dyrektorem, który nigdy nie przeprowadzał rozmów gabinetowych. O sprawach ważnych dotyczących teatru rozmawiało się w bufecie, na korytarzu, za kulisami, przy stoliku do gry w kości.

Marzena Trybała usiadła przy zielonym stoliku na naszą prośbę. - Właśnie tu jadł zdrowe surówki, których nie lubił - przypomniała sobie. - Kiedyś, będąc w szpitalu, poprosił mnie o fasolkę po bretońsku. Zaproponowałam pyszną szynkę bez konserwantów, lecz on nie: fasolka. Objechałam najdroższe restauracje w najdroższych hotelach - nie ma. Ktoś poradził, żebym kupiła na dworcu. O nie, dla dyrektora na dworcu! Po piątej godzinie trafiłam na chłopaka: "A to dla TEGO dyrektora Holoubka?". I od razu inna rozmowa.

Marian Glinka: - On będzie tu cały czas, będzie mówił: "Maniuś, ściskaj kości", będzie nas pilnował. Kiedyś powiedział: "Maniuś, mów do mnie Gustaw, znamy się tyle lat". "Nigdy w życiu - odpowiedziałem. - Dla mnie zawsze pan będzie mistrzem i dyrektorem.

Na zdjęciu: Gustaw Holoubek z Tadeuszem Konwickim przy stoliku w Czytelniku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji