Artykuły

Śmierć Konrada

Był jednak kimś więcej niż profesjonalnym aktorem, reżyserem i dyrektorem. Był jedną z największych indywidualności tworzących legendę powojennej inteligencji polskiej - o zmarłym Gustawie Holoubku pisze Krzysztof Lubczyński w Trybunie.

Wczoraj w wieku 85 lat zmarł w Warszawie Gustaw Holoubek, wielki polski aktor teatralny i filmowy, a także reżyser i dyrektor teatrów. Wraz z jego zgonem zamknęła się jedna z najwspanialszych kart w dziejach polskiej kultury. Był jedynym w swoim rodzaju, niepowtarzalnym fenomenem, łączącym niezwykłą, unikalną osobowość zarówno artystyczną, jak i czysto ludzką z kunsztem aktorskim najwyższej próby. Jego wstrząsająca kreacja Gustawa-Konrada w słynnych Mickiewiczowskich "Dziadach" w inscenizacji Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym w roku 1967 uznana została za jedno z największych dokonań aktorskich co najmniej w historii polskiego teatru powojennego, a być może na przestrzeni całych jego dziejów.

Urodził się w 1923 roku w Krakowie. W 1939 roku na ochotnika zaciągnął się do wojska. Uczestniczył w kampanii wrześniowej i do 1940 roku był jeńcem obozów jenieckich. Na scenie zadebiutował w Krakowie 1 marca 1947 rolą Charysa w "Odysie u Feaków". Stworzył wiele olśniewających kreacji, które zapisane zostały złotymi zgłoskami w annałach polskiego teatru, m.in. księdza Fontany w "Namiestniku" R. Hochhutha w Narodowym w 1963 r. czy jako tytułowy "Hamlet" w 1962 roku w Dramatycznym. W filmie zadebiutował w 1953 roku rolą Feliksa Dzierżyńskiego w "Żołnierzu zwycięstwa" W. Jakubowskiej, a niezapomniane kreacje stworzył m.in. w "Pętli", "Pożegnaniach", "Rękopisie znalezionym w Saragossie" i "Sanatorium pod Klepsydrą" W. J. Hasa, w "Prawie i pięści" J. Hoffmana, tytułową w serialu TV "Klub profesora Tutki", tytułową w "Marysi i Napoleonie" L. Buczkowskiego, a także w "Lawie" T. Konwickiego. Stworzył i kierował w latach 1972-1983 jednym z najznakomitszych zespołów teatralnych w historii polskiej sceny - zespołem Teatru Dramatycznego w Warszawie. Do chwili śmierci był dyrektorem stołecznego Teatru Ateneum.

Fenomenowi jego aktorstwa poświęcono filmy dokumentalne, książki i liczne artykuły prasowe, w których podkreślano niezwykłą magię, jaką emanował ze sceny i ekranu. Był jednak kimś więcej niż profesjonalnym aktorem, reżyserem i dyrektorem. Był jedną z największych indywidualności tworzących legendę powojennej inteligencji polskiej. Komentował niczym jednoosobowy chór grecki - nie tylko przy legendarnym stoliku w warszawskiej kawiarni "Czytelnika" - jej losy, myśli, nastroje, gusty i marzenia.

Krzysztof Lubczński

****

KAZIMIERZ KUTZ - reżyser filmowy i teatralny, przyjaciel Gustawa Holoubka, jeden z bywalców legendarnego stolika w kawiarni "Czytelnika":

Odszedł bokser wagi superciężkiej

- Znałem Gucia ponad 50 lat i byliśmy w wielkiej przyjaźni. Jest takie powiedzenie, że człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo boskie. Jeśli tak, to Gucio był być może najbardziej udanym tworem boskim. To był człowiek wspaniały, obdarzony wielkimi talentami, człowiek wielkiej inteligencji, wiedzy i mądrości. Był też bardzo dobry, łagodny, ciepły, pozbawiony wobec ludzi jakichkolwiek uprzedzeń. Odznaczał się cechami chrześcijańskimi w najlepszym tego słowa znaczeniu. Obcować z Guciem, a przez lata spotykaliśmy się przy czytelnikowskim stoliku przy Wiejskiej, to była prawdziwa przyjemność, więcej - cudowna rozkosz. Był człowiekiem rzadkiego dowcipu, łączącym ironię z dobrotliwością. Spotykaliśmy się przy tym stoliku jak starzy chłopcy z dawnych lat w naszej starej piaskownicy, Tadeusz Konwicki, Henryk Bereza, Janusz Głowacki, ja i inni. Wiem, że podczas choroby Gucio bardzo tęsknił za tymi spotkaniami i dlatego miesiąc temu kazał się przywieźć do "Czytelnika", żeby spotkać się z nami. Patrząc wtedy na niego, zrozumiałem, że przyjechał się pożegnać. Dziś, gdy go już nie ma, powiem, używając nazewnictwa sportowego, że odszedł bokser wagi superciężkiej.

MAREK BARGIEŁOWSKI, aktor teatralny i filmowy, prezes Związku Zawodowego Aktorów Polskich:

Zostaje po nim pustka

- Dla polskiego teatru, dla aktorek i aktorów polskich to wielki cios, bo to był nasz największy autorytet, nie tylko w dziedzinie teatru, ale także moralności, polityki, zachowań społecznych. Straciliśmy kogoś nie do zastąpienia. Nie ma na horyzoncie kogoś tak wielkiego, wspaniałego i kochanego - mogę to powiedzieć z czystym sumieniem - przez całe polskie środowisko teatralne. Zostaje po nim pustka, której nikt nie wypełni. To była osobowość niepowtarzalna. My, grono kolegów z zespołu Teatru Dramatycznego z okresu, gdy kierował nim Gustaw Holoubek - Zapasiewicz, Fronczewski, Gołas, ja i inni, śpieszyliśmy tam z radością większą niż gdziekolwiek, by pobyć ze sobą, a przede wszystkim z Gustawem.

ANDRZEJ ŻARNECKI, aktor i reżyser teatralny:

Wewnętrzna energia i prawda

- Jako Archanioł w słynnych Dejmkowskich "Dziadach" w Narodowym miałem okazję słuchać jego słynnego monologu Konrada i muszę powiedzieć, że było to największe przeżycie teatralne w moim życiu. On był dla mnie kimś najwspanialszym w dziedzinie aktorstwa w dziejach teatru polskiego w XX wieku, choć zdążyłem jeszcze zobaczyć - co prawda w końcówce ich życia - Leszczyńskiego, Adwentowicza, Zelwerowicza i Osterwę. Gustawa poznałem w 1964 roku, kiedy znalazłem się w Teatrze Narodowym i z perspektywy lat myślę, że on był naładowany jakąś niespożytą energią wewnętrzną, która fascynowała odbiorców oraz siłą prawdy. Co znamienne, jako aktor nie nadawał się do charakteryzacji, a jedyną perukę, jaką zaakceptował, była peruka Jana Kazimierza w "Mazepie". On był zawsze tylko sobą. Wspaniałym sobą. Jako człowiek wielkiej inteligencji i błyskotliwy, lubił formułować paradoksalne poglądy na różne kwestie, a przy tym czynił to jakby z lotu ptaka, z dystansu.

(Not. KLUB)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji