Artykuły

Łabędzie dzikie i magiczne

"Dzikie łabędzie" w reż. Jerzego Bielunasa w Teatrze im. Andersena w Lublinie. Pisze Andrzej Molik w Kurierze Lubelskim.

Najnowsza premiera - "Dzikie łabędzie" - to spektakl magiczny, pełen cudownych pomysłów realizacyjnych, działających na wyobraźnię młodych widzów. Przybliża mądre przesłanie.

Osadzony w epoce rycerskiej, a jednocześnie bardzo współczesny. Zasłużone komplementy można mnożyć. Premiera w Teatrze im. H.Ch. Andersena dowiodła, że Jerzy Bielunas, reżyser, autor adaptacji i tekstów piosenek, nie przez przypadek zbierał liczne nagrody za swoje "Olbrzymy" wyprodukowane także w Lublinie. "Dzikim łabędziom" można śmiało wróżyć podobne sukcesy, bo to przedstawienie, jakiego dawno nie widzieliśmy.

Mroczna, jak to u Andersena, opowieść o królewiczach zamienionych przez złą macochę w łabędzie i Elizie, ich siostrze, która pragnie braci odnaleźć i wyratować, przemieniła się w wizji Bielunasa w balladową przypowieść. Choć reżyser bynajmniej nie rezygnował z elementów grozy - odpowiednio dozowana, pobudza przecież wyobraźnię dziecka i uruchamia sferę skojarzeń. Cały zresztą spektakl oparty jest na wierze w te dziecięce asocjacje, umiejętność czytania skrótowych, dalekich od łopatologii symboli. Zawarte są one głównie w kapitalnej scenografii, a szczególnie w kostiumach wielce utalentowanej Anny Chadaj.

Nie mamy na scenie jedenastu braci. Wystarcza grający ich - z ciepłem, subtelnymi środkami - jedyny Daniel Arbaczewski. Dźwiga na głowie jedenaście hełmów rycerskich i dzierży tyleż mieczy, a po ciekawie zainscenizowanej przemianie - głowy długoszyich ptaków. Nie ma również jedenastu frunących po niebie, animowanych łabędzi, tylko siedem. I tyle wystarczy, by sygnał do wyobraźni dziecka został podany.

A jak jest scharakteryzowana zła Macocha, żeby wszyscy wiedzieli, z kim mają do czynienia? Grająca ją - ekspansywnie - Ilona Zgiet została ubrana w płomiennie czerwoną suknię, która na biodrach przybiera kształt serca, ale to serce kolczaste jak kaktus, nie do przytulania. Podobnie scharakteryzowana kostiumem została Wróżka Rosochata, sugestywnie szepczącej kwestie Violetty Tomicy, taka również jest Wróżka Wody ezoterycznej Mirelli Biel. I taki jest - a to już mistrzostwo świata! - czarny, z czarną tiarą, oślizgły Ekscelencja Piotra Gajosa.

Do aktorów grających w żywym planie, prowadzonych mistrzowsko przez reżysera i wspinających się w komplecie na zawodowe szczyty, dochodzą zawsze jeszcze mocniej działające na wyobraźnię młodych odbiorców animacje. Lalki pojawiają się rzadko, ale zawsze w odpowiednich momentach. W scenie egzorcyzmów Elizę zastępują jej lalkowe alter ego, a wampiry i strzygi w czasie nocnego horroru na cmentarzu - przez nawiązanie do Muppet Show - wydają się raczej śmieszne niż straszne.

Bajecznie animowane są również tkaniny. "Grają" morze, ogień, zagon pokrzyw i koszule z nich szyte dla ratowania braci przez Elizę.

No i jeszcze perełkowa kreacja filigranowej Anny Haby, studentki IV roku. wrocławskiego Wydziału Lalkowego PWST - jej dyplom. Niekłamanie dziewczęca - od subtelności w pokazywaniu traumatycznych przeżyć i cierpliwości w postępowaniu, po brawurę finałowej piosenki i śpiewu - jest aktorka w tej roli absolutnie prawdziwa. Drugi atut przedstawienia - przebojowa muzyka Tomasza Łuca, stylizowana na irlandzką i podkreślająca balladowość całości. Piosenka Elizy i braci, powracająca w finale, to prawdziwy hit nad hity. Inne piosenki śmiało jej dorównują. Brawo!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji