Artykuły

Nie zagram w telenoweli

- Nie chcę być twarzą ani serialu, ani danej stacji telewizyjnej. Grając w takich produkcjach daje się na to przyzwolenie i potem ludzie wyobrażają sobie, że mogą zadać każde pytanie, że właściwie obowiązkiem jest na to odpowiedzieć, i że to szczęście być częścią jakieś telenowelowej rodziny... - mówi MAGDALENA CIELECKA, aktorka TR Warszawa.

Czuje się pani bardziej aktorką teatralną, czy filmową?

Magdalena Cielecka: Ważne jest dla mnie, żeby ten zawód dawał mi samopoznanie i żebym była w tej pracy szczera. A kim czuję się bardziej? Powiedzmy, że teatr to małżeństwo, a film to romans.

Prasa określa panią jako "amantkę" lub "zimną blondynkę" polskiego kina. Na ile są to określenia prawdziwe?

Magdalena Cielecka: Mam prywatny pogląd na temat wszelkich etykietek i określeń. Mnie to trochę śmieszy. Moja etykietka nie świadczy o mnie, tylko o autorze etykietki, takie mam poczucie. Ludzie mają skłonność i taką potrzebę do określania, precyzowania, włożenia kogoś do danej szufladki, bo to jest łatwe i nie trzeba się zastanawiać, jaki ten człowiek naprawdę jest. Ale mi specjalnie nie zależy, żeby dziennikarze, opinia publiczna, a nawet widzowie wiedzieli, jaka ja jestem. Podchodzę do tego z dużym dystansem, ponieważ jaka ja jestem wiem tylko ja i moi bliscy - i to jest najważniejsze. A to, jak ludzie mnie postrzegają jako aktorkę, jest wynikiem tego, jak mnie widzą w rolach.

Moją ambicją jest wymykanie się wszelkim etykietkom i robienie jak najwięcej takich rzeczy, żeby coraz trudniej było mnie dookreślić i zdefiniować.

W środowisku filmowym znana jest pani z perfekcjonizmu w pracy. Co dla pani oznacza bycie perfekcjonistką?

Magdalena Cielecka: Traktuję ten zawód bardzo serio i staram się go uprawiać poważnie. Nie jest to moje hobby czy czysta przyjemność, ale moja praca. I pewnie z tego powodu moje podejście do aktorstwa przekłada się na przygotowanie do tej pracy. W związku z tym jeśli ktoś mi obiecuje, że tak czy inaczej będzie wyglądała nasza praca, to zależy mi, aby tak było. Staram się egzekwować to, co zostało pomiędzy nami ustalone. To może czasem przybierać formy skrajnego perfekcjonizmu, ale nie mam skrupułów pod tym względem, bo potem tak naprawdę ja odpowiadam za swoją rolę i tworzę kształt filmu. Muszę więc zrobić wszystko, aby nie mieć sobie nic do zarzucenia.

Jest pani wybredna przy wyborze ról?

Magdalena Cielecka: W Polsce, pomimo ogromu scenariuszy, nie jest tak, że można sobie wybierać wśród najlepszych. Kiedy czytam scenariusz, zastanawiam się, czy mam coś na dany temat do powiedzenia - i dużo zależy od tego, w jakim momencie życia wówczas się znajduję. Jednak za każdym razem jest to pewien kompromis i szczęściem jest, gdy można czegoś nie robić, jeśli to nas do końca nie przekonuje.

Odrzucam bardzo wiele produkcji filmowych, bardziej zastanawiam się nad filmami. Nie mam jednak desperacji ciągłego grania. Jestem zadowolona z tego, jak moja droga zawodowa się toczy, bo staram się nią kierować świadomie.

Propozycję zagrania w "Katyniu" Andrzeja Wajdy przyjęła pani bez wahania?

Magdalena Cielecka: Oczywiście, stwierdziłam, że jest to projekt unikalny w naszej kinematografii. Ważny był dla mnie sam udział w tym przedsięwzięciu, a gdy zapoznałam się ze swoją rolą, nie zawiodłam się. Poza tym czułam, że to jest film Oscarowy!

A dlaczego nie ma pani w serialach, telenowelach?

Magdalena Cielecka: Mogę przyjąć tylko taką propozycję, którą mogę przeczytać od początku do końca. Wtedy wiem, jaką postać gram, jak się ona rozwija. Mogę wówczas zbudować jej przebieg i rozwój, jakieś punkty istotne. W momencie, kiedy zaczynam pracę nad jakąś postacią i nie wiem, jak ona będzie wyglądała za sto odcinków - to nie wiem również, jakbym miała zacząć nad nią pracować. To jest jeden aspekt - taki zawodowy.

Druga rzecz to taka, że telenowela i telewizja w tym wymiarze to nie jest mój świat. Nie poradziłabym sobie z taką gazetowo-telenowelową popularnością. Nie chciałabym, żeby ludzie mieli poczucie, że mają prawo do mojego życia i że wiedzą o mnie bardzo dużo. Gdy się człowiek angażuje w tego rodzaju produkcje, to jakby daje przyzwolenie na dysponowanie swoim wizerunkiem i potem jest się "twarzą" czegoś. A ja nie chcę być czyjąś twarzą, chcę być tylko swoją twarzą. Nie chcę być twarzą ani serialu, ani danej stacji telewizyjnej. Grając w takich produkcjach daje się na to przyzwolenie i potem ludzie wyobrażają sobie, że mogą zadać każde pytanie i właściwie obowiązkiem jest na to odpowiedzieć, i że to szczęście być częścią jakieś telenowelowej rodziny...

Ja jestem częścią tylko swojej rodziny - i to jest dla mnie najważniejsze.

A co z graniem w reklamach?

Magdalena Cielecka: Zagrałam w reklamie dwa razy. Reklama jest czymś innym - to rodzaj kolejnego zadania aktorskiego. Ma swój określony żywot i to jest działalność stricte komercyjna, nie oszukujmy się. Widzę to w ten sposób: ktoś mi proponuje jakiś kontrakt, na mocy którego mogę zarobić duże pieniądze, ponieważ tak a nie inaczej zapracowałam na swój wizerunek, będąc taką a nie inną aktorką i tworząc w taki a nie inny sposób swoją drogę zawodową. To jest pewnego rodzaju wynagrodzenie za to, jaką jestem aktorką i jaką jestem osobą.

Jeśli produkt nie budzi moich wątpliwości i nie stoi w sprzeczności z tym, co myślę o świecie i o tym zawodzie, to nie widzę najmniejszego problemu.

Potem pojawia się oczywiście pytanie o formę tej reklamy, o sposób kampanii itd.

Podobno lubi pani podróże i była pani już w wielu miejscach świata. A czy jest pani materiałem na emigrantkę?

Magdalena Cielecka: Nie - głównie z powodu mojego zawodu. Może gdybym była młodsza, miała 17 lat i miała taką potrzebę kariery za granicą, to może bym miała w tych czasach szanse. Ale też nie do końca wierzę w to, że uprawiając ten zawód, nawet przy doskonałej znajomości języka, można zrobić na tyle dobre rzeczy za granicą, jakie można zrobić w swoim kraju i w swoim ojczystym języku. Zresztą nie dotyczy to tylko języka, ale i naszej kultury i mentalności. Uważam, że mam więcej do powiedzenia jako polska aktorka w Polsce czy poprzez polską sztukę, niż grając emigrantkę ze Wschodu w produkcjach zagranicznych.

Dużo jednak jeżdżę ze swoim teatrem za granicę i tam pokazujemy polskie spektakle bardzo zróżnicowanej widowni.

Czym obecnie się pani zajmuje?

Magdalena Cielecka: Wkrótce zaczynam zdjęcia do filmu Janusza Morgensterna. Będzie to historia oparta na prozie Janusza Andermana - o mężczyźnie uwikłanym w historię, a akcja ma miejsce na przełomie lat 80. i 90.

Dziękuję za rozmowę

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji