Artykuły

Każdy ma swojego Holoubka

Chciał, by go pochowano na polu karnym Cracovii. Był fanem futbolu, amatorem gry w kości, niekończących się spotkań towarzyskich, mistrzem anegdot i pieprznych dowcipów - o zmarłym Gustawie Holoubku pisze Łukasz Radwan w tygodniku Wprost.

- Jestem pod niedobrym wrażeniem tego, co się dzieje w mediach po śmierci Holoubka. Wszyscy budują pomnik i specjalnie go malują. To jest nieprawdziwe. Gucio to był prosty, skromny człowiek. Sam by się strasznie uśmiał z tego brązu, którym go obkładają - opowiada wybitny aktor Andrzej Łapicki, przyjaciel Holoubka.

KREWKI GOŁĄBEK

Holoubek po czesku znaczy gołąbek. Ale Gucio, jak nazywali Gustawa Holoubka bliscy, w niczym nie przypominał gołębia. Tadeusz Konwicki, pisarz i reżyser, jego przyjaciel, wspominał, że pewnego razu, będąc z nim i kolegami aktorami na meczu piłkarskim, Gucio podszedł do grupy chuliganów i najbardziej rozrabiającemu dał w zęby. Jeden z nich rzucił się do ucieczki, krzycząc: "Chłopaki, spier..., bo tu jakaś granda siedzi!". Holoubek pytany o to, co robił w młodości, kiedy jeszcze mieszkał na Krowodrzy, odparł: "No, staliśmy sobie na ulicy pod latarnią i tak sobie pluliśmy...". Ale młodość dla Holoubka wcale nie była sielanką. W wieku 16 lat brał udział we wrześniowej wojnie obronnej, potem dotarł do Lwowa, dostał się do niewoli niemieckiej pod Przemyślem, trafił do obozu jenieckiego w Altengrabow pod Magdeburgiem. Być może te "przygody" nauczyły go dystansu do życia, ludzi i samego siebie.

Powojenny Gucio był zjawiskiem, fenomenem psychofizycznym, w który można było włożyć wszystko: każdą treść, każdą rolę. Był niedościgniony, dlatego w szkole teatralnej Tadeusz Łomnicki ukuł powiedzenie na konkurencję wśród młodych aktorów: "Każdy ma swego Holoubka". - Aktorstwo było jedynie jego zastępczym sposobem na życie. On miał temperament polityka, charyzmę i magnetyczną siłę, którą najlepiej by spożytkował w polityce. Gdyby krzyknął w "Dziadach": "Na Belweder!", to mielibyśmy powstanie - przekonuje Łapicki.

Holoubek aktorstwo traktował z dystansem, przede wszystkim - jak podkreślają przyjaciele - jako sposób na poznawanie nowych ludzi, źródło anegdot i zabawnych chwil przy bufecie. Mawiał, że wierzy jedynie w życie towarzyskie. W teatrze od dyrektorskiego gabinetu wolał zawsze bufet, gdzie najczęściej można go było spotkać. Słynął z dowcipów na granicy pornografii, którymi uwielbiał zawstydzać niewinne dziewczęta. Miesiąc temu przy słynnym stoliku u Bliklego można było usłyszeć od niego żart o dwóch starszych paniach, które jadą autobusem. Jedna mówi do drugiej: "Taki marny sezon w tym roku, takie małe pomidorki i takie małe marchewki". Na co druga: "No, ale może dobry człowiek...". Jednym z ostatnich ulubionych kawałów był ten o budzącej się kobiecie u boku nowo poznanego mężczyzny. Kobieta rozgląda się leniwie, po czym mówi: "Pokoik też ma pan malutki". Anegdoty to był jego żywioł.

- Kiedy było nudno, to wszyscy prosili Gucia, by coś opowiedział. A on sypał jak z rękawa. Te same żarty słuchałem z zainteresowaniem po kilkanaście razy, bo za każdym razem opowiadał inaczej - wspomina Łapicki. Dlatego bez względu na to, gdzie przebywał, jego ulubionym miejscem był kawiarniany stolik, wokół którego gromadzili się zahipnotyzowani opowieściami słuchacze. Gdy był w górach, po skałach w ogóle nie chodził, bo wolał spędzać czas na rozmowach z zaprzyjaźnioną gaździną. Na plażę też nie chodził, bo opalać też się nie mógł, ale żona Magda Zawadzka, która uwielbia polskie morze, co roku wywoziła go do Juraty. Tyle że nad wodę zazwyczaj nie docierał - bawił wszystkich dowcipem w kawiarni.

Z pierwszą żoną, aktorką Danutą Kwiatkowską, miał córkę Ewę. Potem pojawiła się Maria Wachowiak. Została jego drugą żoną. Z nią też miał córkę - Magdalenę. To właśnie ich ślub stał się osnową "Miazgi" Jerzego Andrzejewskiego, gdzie została opisana warszawska socjeta schyłku lat 60. Na Magdę Zawadzką, przyszłą, trzecią i ostatnią żonę, początkowo nie zwrócił nawet uwagi. Poznał ją podczas prób w teatrze Bajka, gdy rozwodził się właśnie z pierwszą żoną, a adorował już drugą, czyli Wachowiak. Żona Łapickiego okazała się jednak skuteczną swatką i Magda porwała Gucia. Z Łapickim uwielbiali oglądać mecze, zaś Magda, chcąc się przypodobać mężowi, twardo kibicowała w męskim towarzystwie. Z nią ma syna Jana, który został specjalistą od oświetlenia teatralnego.

Holoubek ciężko chorował na nerki. W ostatnich latach wielu krytykowało Zawadzką, że traktuje go jak zdrowego człowieka. Ona tłumaczyła, że nic nie da użalanie się nad nim i że trzeba do końca prowadzić normalne życie. On twierdził, że czułby się okropnie, gdyby zamknął ją w domu i zmuszał do starzenia się razem z nim. Ostatnio żartował z czułością, że Magda, wychodząc z kuchni, często gasi światło, nie zauważając, że on tam siedzi.

HISTORIA JEDNEGO STOLIKA

Holoubek wraz z Konwickim i Łapickim stworzyli trójkąt zazdrosnych o siebie przyjaciół. Łapicki twierdził nawet, że nigdy nie pograłby sobie u Konwickiego, gdyby nie żona reżysera Danka, która była za nim, bo Konwicki obsadzałby tylko Holoubka. Gdy Łapicki robił jedyny raz w życiu program rozrywkowy, zaproponował w nim Holoubka śpiewającego. Gucio zaśpiewał "Całuję twoją dłoń, madame".

Kilkadziesiąt lat tworzyli trio przy najsłynniejszych stolikach w Polsce. O 11.00 zaczynali codziennie spotkanie u Bliklego na Nowym Świecie, by na 13.00 przenieść się do Czytelnika, gdzie obiad serwowała pani Jadzia. Historia tego kultowego miejsca zaczęła się w 1957 r, kiedy to w kawiarence zasiedli naprzeciw siebie Tadeusz Konwicki i Leopold Tyrmand. Był to odpowiednik przedwojennego stolika na piętrze w restauracji Ziemiańska, gdzie spotykali się Gombrowicz, skamandryci i futuryści. Przez pierwsze sześć lat Gucio nie bywał w Czytelniku. Dopiero kiedy Konwicki zaproponował mu rolę w "Salcie", przyjął ją chętnie, a potem szczerze pokochał stolik i Konwickiego.

Stanisław Dygat, też bywalec stolika, ulubieniec kobiet i święcący sukcesy pisarz, pewnego dnia ostentacyjne bujał się na krześle, pyszniąc się, że jakaś dama wpatruje się w niego uwodzicielsko. Z satysfakcją spoglądał na kolegów, kiedy nagle dama podeszła i szepnęła mu coś do ucha. Dygat spąsowiał i, skacząc wraz z krzesłem, zaczął się przesuwać, wykrzykując: "Tyle? Ależ proszę. Może jeszcze trochę?". Zapytany przez kolegów, co od niego chciała owa dama, odparł oburzony: "Chciała, bym się przesunął, bo zasłaniam jej Holoubka".

Kobiety kochały Gucia. Wspominają go jako ostatniego szarmanckiego dżentelmena, który potrafił prawić komplementy i zawsze pamiętał o kwiatach. Aktor Marek Bargiełowski wspominał, że Holoubek przyjmując go do teatru, wypytywał jednego z kolegów, czy ten aby lubi wódkę i dziewczynki. Bargiełowski zadeklarował, że lubi jedno i drugie, ale nie wie, czy to dobra rekomendacja. "U Gucia to podstawa!" - zapewnił ów aktor.

NIEŚMIERTELNY

Holoubek podzielał zdanie XX-wiecznego filozofa Ludwiga Wittgensteina, który napisał, że "śmierć nie jest częścią życia, bo śmierci się nie przeżywa". Jego wola życia była niebywała. Mimo choroby wciąż pił whisky i koniak, palił papierosy.

Podczas realizacji "Hamleta" (w reżyserii Holoubka) była próba sceny cmentarnej - w roli grabarzy występowali Wiesław Gołas i Aleksander Dzwonkowski. Ponieważ w pewnym momencie nie mieli nic do roboty, wyciągnęli pół litra, po czym zaczęli się zachowywać coraz głośniej. Holoubek przerwał próbę i ryknął: "Gołas, wypierdalaj z grobu!".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji