Artykuły

Konrad nad Konrady

Odszedł "aktor intelektualny", zdystansowany, o którym pisano, że "należy do owej rasy aktorów, którzy zawsze grają tylko siebie, a których nigdy nie ma się dosyć". Szkoda tylko, że w tle nie widać jego następców - o Gustawie Holoubku pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

W nocy ze środy na czwartek zmarł Gustaw Holoubek - wielka postać polskiego teatru i kina. Miał 85 lat. Wszyscy będą pisać, jak wielkim był artystą, co jest prawdą niepodważalną. Ale ja zapamiętam go jako bardzo zwyczajnego człowieka.

Kilka lat temu Elżbieta Smorawińska realizowała w poznańskiej farze wielki koncert charytatywny, podczas którego miało zabrzmieć wielkie oratorium Krzysztofa Pendereckiego "Siedem Bram Jerozolimy". Gustaw Holoubek był narratorem. Przed koncertem wszedł dość wcześnie na ambonę, usiadł, aby się skoncentrować, i... przysnął.

Rok temu Jan Holoubek nakręcił o ojcu impresję filmową "Słońce i cień" będącą rozmową dwóch przyjaciół - Gustawa Holoubka i Tadeusza Konwickiego. Darmo szukać lepszego pomnika, jaki może wystawić syn ojcu: o aktorze, o człowieku, o jego przyjaźni.

- Fenomen Gustawa można wytłumaczyć tylko poezją - mówił Tadeusz Konwicki. - To, co nas czaruje, czego usiłujemy szukać w oczach, głosie, inteligencji, jest poezją, która na nas bardzo mocno działa. Odrywa nas od powszedniości, budzi jakieś przeczucia, unosi na wyższe piętro... Tajemnica Holoubka polega na jego duchowej ekspresji poetyckiej. Tak o człowieku i artyście mo-że mówić tylko przyjaciel i zarazem artysta. Dla Holoubka Tadeusz Konwicki nakręcił "Lawę". Nie dziwię się, widział go jako młodego Gustawa - Konrada w "Dziadach" Dejmka.

Gustaw Holoubek urodził się w 1923 roku w Krakowie. Tam ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną. Debiutował w Starym Teatrze jako Charys w "Odysie u Feaków" Flukowskiego. W okresie krakowskim dał się poznać głównie jako aktor komediowy. Jednocześnie bardzo szybko został asystentem Władysława Woźnika. W 1949 roku za swoim mistrzem podążył do Katowic, do Teatru Śląskiego im. St. Wyspiańskiego (w latach 1954-1956 pełnił w nim także funkcję kierownika artystycznego).

"Okres katowicki 1949-1956 - wspomina w książce M. Czarnele "Gustaw Holoubek. Notatki o aktorze myślącym" - to była podstawowa szkoła aktorska w konfrontacji z widzem najlepszym i najbogatszym, bo graliśmy dla robotników i młodej inteligencji (tej najbujniejszej, która rozkwitła po wojnie), mieliśmy straszliwy objazd - około 150 tysięcy kilometrów autobusem, w tym 40 miejscowości Śląska, które odwiedzaliśmy stale".

W teatrze katowickim Ho-loubek zadebiutował rolą starca Pierczychina w "Mieszczanach" Gorkiego. Na Śląsku debiutował także jako reżyser. W 1951 roku wystawił "Trzydzieści srebrników" Howarda Fasta. Stworzył między innymi takie kreacje jak: Oronata w "Mizantropie", Łatki w "Dożywociu", Jana Kazimierza w "Mazepie" oraz tytułową rolę w "Fantazym" Słowackiego. "Był to - jak pisze Jan Paweł Gawlik - znakomity Fantazy, przeniknięty wyraźną i przejmującą nutą autoironii, Fantazy z perwersyjną beztroską i głęboką pasją poszukujący prawdy o otoczeniu, o świecie, o sobie". Tę opinię wyrażoną w 1955 roku można odnieść również do wielu następnych kreacji aktorskich Holoubka, by nie rzec, jego aktorstwa w ogóle.

W 1956 roku z powodu ciężkiej choroby płuc i konieczności zmiany klimatu, opuścił Śląsk i zamieszkał w Warszawie. Podobnie jak w Krakowie i Katowicach, już pierwszą rolą zachwycił stołeczną publiczność. "Postanowiłem zrobić coś odwrotnego niż to, co robiłem do tej pory: z pomocą swojego zawodu określić samego siebie. Skorzystać z okazji, jaką może być każda rola, żeby powiedzieć to, co ja osobiście mam do powiedzenia za pośrednictwem takiej czy innej postaci; powiedzieć, jaki jest mój pogląd na świat, na życie, na moralność, jaka jest moja estetyka - do tego celu służy mi moje aktorstwo - opowiadał na początku lat 70. ubiegłego stulecia. Pierwszą warszawską rolą Holoubka była postać sędziego Custa w "Trądzie w Pałacu Sprawiedliwości" Ugo Bettiego na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego w reżyserii Marii Wiercińskiej. Natychmiast stał się objawieniem. "Pamiętam moment, gdy po raz pierwszy ukazał się warszawskiej publiczności Gustaw Holoubek - pisał Zbigniew Raszewski - (...) Na scenie gromada asów i tuzów. W pewnej chwili w głębi, ale z prawej strony, nie na wprost nas, wchodzi aktor niepozornej powierzchowności, nie patrzy na nikogo, siada sobie (tam w głębi) i spokojnie zaczyna czytać gazetę. Asy i tuzy nadal perorują, ale już nikt ich nie słucha. Wszyscy wpatrują się zafascynowani w tę zagadkową postać z gazetą. To było wejście prowokacyjnie nijakie. (Jedno z najpiękniejszych, jakie widziałem)."

W Warszawie grał w Teatrze Polskim, Teatrze Dramatycznym, Teatrze Narodowym i Ateneum. W latach 1971-1982 nadawał jako dyrektor ton Teatrowi Dramatycznemu, a od 1997 roku do śmierci kierował Teatrem Ateneum.

W swojej karierze aktorskiej stworzył plejadę znakomitych postaci scenicznych. Był Ryszardem II w dramacie Szekspira, Przełęckim w "Uciekła mi przepióreczka" Żeromskiego, wspomnianym już Gustawem-Konradem w historycznych dejmkowskich "Dziadach", Segismundo w "Życiu Snem" Calderona, Learem w "Królu Learze" Szekspira, Skrzypkiem w "Rzeźni" Mrożka, Bohatera w "Małej Apokalipsie" Konwickiego, Superiusza w "Pieszo" Mrożka.

Nie wystarczało mu aktorstwo, reżyseria i kierowanie teatrem. Od 1973 roku Gustaw Holoubek był związany z PWST w Warszawie. Przez wiele lat był prezesem SPATiF-u. W 1981 roku na Zjeździe, przywracającym nazwę Związku Artystów Scen Polskich, został wybrany honorowym prezesem tego stowarzyszenia, rozwiązanego w 1982 roku. Flirtował także z polityką. W latach 1976-1982 zasiadał w Sejmie PRL. Po wprowadzeniu stanu wojennego zrezygnował z mandatu posła. W zamian władza usunęła go ze stanowiska dyrektora Teatru Dramatycznego.

Gustaw Holoubek zagrał w ponad stu przedstawieniach Teatru Telewizji i ponad sto ról filmowych. Był ulubionym aktorem Wojciecha Hassa ("Pętla", "Rękopis znaleziony w Saragossie", "Pożegnania" "Sanatorium pod klepsydrą"). Ściśle współpracował z Tadeuszem Konwickim ("Salto", "Jak daleko stąd, jak blisko", "Lawa"). Ale grał też u Janusza Morgensterna, Leonarda Buczkowskiego, Janusza Zaorskiego, Andrzeja Kondratiuka (jako genialny Profesor Tutka).

"Holoubek był i jest przedstawicielem wymierającego na naszych oczach gatunku polskiego inteligenta - napisał Janusz Majcherek - inteligenta, który w tym konkretnym przypadku jest wielkim aktorem, ale ani przez chwilę nie rezygnuje z - nie waham się powiedzieć - inteligenckiej misji, jaka nierzadko, zwłaszcza w niesprzyjających okolicznościach politycznych, wiązała się także z uwikłaniami i kompromisami. (...) Holoubek podporządkował aktorstwo sposobowi bycia, uwikłał je w rzeczywistość polityczną, w inteligenckie racje i wybory, narzucił swoją osobowość, przyzwyczaił publiczność do tego, że jest kimś więcej niż aktorem."

Odszedł "aktor intelektualny", zdystansowany, o którym pisano, że "należy do owej rasy aktorów, którzy zawsze grają tylko siebie, a których nigdy nie ma się dosyć". Szkoda tylko, że w tle nie widać jego następców.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji