Artykuły

Anioł buja po przestworzach

Mowa tu będzie o sztuce Durrenmatta "Anioł zstąpił do Babilonu", rok napisania 1953, rok prapremiery 1954 (Zurych), pierwodruk w przekładzie pol skim: "Dialog", styczeń 1961, prapremiera polska: Teatr Dra­matyczny, luty 1961 (Teatr Dramatyczny lubi opóźniać premiery prasowe). Jak widzi­my, jest to jeszcze jedna pre­miera z serii odrabiania zaleg­łości. W puli tych zaległości już prześwieca dno, dobiegli­śmy czołówki, ani słowa. Nie mniej, jakiegoś szlachetnego kamyka pośród nie dość do­kładnie przesianego piasku dogrzebać się wciąż jeszcze moż­na. Durrenmatt jest pisarzem tej miary, iż każdy jego utwór zasługuje na uwagę, każde z nim sceniczne spotkanie zasta­nawia, pobudza do myślenia i dyskusji.

Takie spóźnione spotkanie kryje w sobie oczywiście do­datkowe niebezpieczeństwa. "Anioł zstąpił do Babilonu" wyprzedza w twórczości Dur­renmatta nie tylko "Wizytę starszej pani" ale także "Romulusa Wielkiego". Poznawa­nie tych sztuk w odwrotnym porządku wnosi pewien zamęt, nadweręża pewne pozytywne sądy, jakie o wspaniałym dramatopisarstwie Durrenmatta wyrobił już sobie widz na podstawie "Wizyty starszej pa­ni". Ale pisarz temu nie wi­nien, że najpierw poznaliśmy jego arcydzieło, a dopiero póź­niej drogę ku niemu. Jakie­kolwiek mielibyśmy więc za­strzeżenia - a można ich mieć niemało - należy wyrazić wdzięczność Teatrowi Drama­tycznemu za ostania premierę, tym bardziej, iż teatr ten "czu­je" Durrenmatta i stworzył widowisko, urzekające wielu świetnymi efektami, miejsca­mi niezwykle piękne i orygi­nalne. To jest znowu znakomi­ty teatr, a Warszawa docenia dobrą teatralną robotę i zaw­sze można ją sobie zjednać wytrawnym aktorstwem, cel­ną inscenizacją, twórczą scenoplastyką.

Tych wszystkich składników nie brak w wysokim gatunku i niemałym wy­borze na scenie Teatru Dramatyczne­go. Przede wszystkim trzeba podkre­ślić wkład KONRADA SWINARSKIEGO. Jest on tutaj nie tylko wnikliwym re­żyserem lecz także śmiałym insceniza-torem sztuki i współautorem jej opra­wy plastycznej. Jako scenoplastyk zre­alizował Swinarski w tym wypadku w sposób niemal doskonały podstawo­we założenia dzisiejszego teatru; stwo­rzył dekoracje równie nowatorskie jak funkcjonalne, tłumaczące a nie zaciem­niające akcję i charakter sztuki. Dziwność nie jest tu udziwnianiem, każdy element tła tłumaczy jasno swą rolę w sztuce: czy to będą przęsła żelaznego mostu na Eufracie czy la­tarnia gazowa, karabiny żołnierskie czy skrzydła anielskie czy wreszcie asyryj­skie skrzydlate i brodate lwy na ka­miennym murze. Świetnie współgrają też kostiumy: od płaszczów żebraczych z teatralnej rekwizytorni po grzeszne strojności hetery i niewinne szatki nie­ziemskiej dziewicy, zesłanej przez nie­biosa najnędzniejszemu z ludzi. Są tu przebrania tak pomysłowe i abso­lutnie logiczne jak naczelnego teolo­ga, bankiera i handlarza wina. Jedy­ną fałszywą koncesją dla mody złachmaniania kostiumów potrzeba czy nie potrzeba (copyright by Szajna) są ob-strzępione dziurawe spodnie i rozła­żące się buty policjanta: policjanci w Babilonie byli zbyt dobrze płatni, by musieli łazić jak oberwańcy, osłabia­jąc szacunek dla władzy. Ta omyłka nie zaćmiewa jednak olśniewającej ca­łości.

W widzeniu plastycznym odbiegł zresztą Swinarski dość daleko od wska­zówek Durrenmatta. Równie samodziel­ny okazał się też jako reżyser. Zestawienie i omówienie licznych miejsc, w których przedstawienie Teatru Dra­matycznego odbiega tak od reżyser­skich wskazań autora jak i od jego tekstu, byłoby nader interesujące i warto by się nim zajęły pisma teatral­ne. Ranga sztuki (cokolwiek by o niej powiedzieć ujemnego) i ranga widowi­ska uzasadniłyby w pełni takie stu­dium, (inna sprawa czy Durrenmatt ze wszystkich interwencji Swinarskiego w jego tekst i koncepcje sceniczne był­by zadowolony: autorzy bywają tak uparci i przywiązani do swoich włas­nych pomysłów... W każdym jednak razie powstało widowisko nieprzeciętne, które wzbogaca nasze doświad­czenia teatralne i daje wyrobionemu widzowi wiele radości intelektualnych. Pokrewieństwa tego przedstawienia ze "szkołą Berliner Ensemble" są widocz­ne, ale stwierdzam to bynajmniej nie w formie zarzutu: to dobra szkoła, i artystycznie i społecznie.

Zagrany jest też ów "Anioł" bardzo przekonywająco. ALEKSANDER DZWONKOWSKI (żebrak Akki) reprezentuje wymownie humanistyczne strony myśli autora, podobnie jak IGNACY GOGOLEWSKI sugestywnie przekazuje fałszy­we zrywy i porywy króla Nabuchodono-zora, jego pozorne triumfy i rzeczywiste klęski. Łagodną mądrość wysłannika niebios godnie wyraża BOLESŁAW PŁOTNICKI, a słodycz i niewinność cu­downej Kurrubi JANINA TRACZYKÓWNA. Sztuka tak wciąga, a przedstawie­nie tak frapuje, iż sporo osób (ja tak­że) wybierze się na nią po raz wtóry, zobaczyć także ELŻBIETĘ CZYŻEWSKĄ w roli Kurrubi. Doskonale reprezentuje polityczną mądrość Arcyministra ED­MUND FETTING, ziemskie przedstawi­cielstwo interesów kościoła STE­FAN WRONCKI, a rozpustny świat kurtyzony Tabtum WANDA ŁUCZYCKA. Nikt na pewno nie zapomni znakomi­cie przez GUSTAWA HOLOUBKA podanej filozofii Uroczystego, czyli naczel­nego kata babilońskiego królestwa. FELIKS CHMURKOWSKI specjalizuje się w rolach grubych, ofutrzonych bankierów, nic dziwnego, że doszedł w nich do perfekcji. STANISŁAW WYSZYŃSKI (po­konany król Nemrod, alter ego Nabuchodonozora), JÓZEF NOWAK (sympatycz­ny policjant) STANISŁAW GAWLIK (drobnomieszczański handlarz win), JA­ROSŁAW SKULSKI i ROMAN KŁOSOWSKI (robotnicy) - wszyscy, wymienieni i już tu przeze mnie nie wymienieni, zło­żyli się zgodnie na świetną aktorską formę przedstawienia.

A więc teatr znakomity. Ow­szem. Ale co więcej? Jaki jest napój w tym pięknym naczy­niu? Bo nie samym teatrem żyje człowiek w teatrze, bo jeśli ogląda sztukę Durren­matta chce się też zastanowić, zrozumieć co to wszystko znaczy, co chciał autor powie­dzieć, jaka jest jego myśl przewodnia...

"Wizyta starszej pani" nauczyła nas cenić w Durrenmatcie równie świetnego majstra jak głębokiego moralistę. Także i w "Romulusie Wielkim" i jasna myśl i filozoficzne uogólnienie górują nad połowem efektów, żonglerką dowcipami. W "Aniele" sprawa w niemałym stopniu jest inna, pisarz szuka tu dopiero swej drogi, wybiega naprzód, cofa się, kołuje, krąży, biegnie za zwodnym światełkiem, potem zawraca, potem znów zbacza, zwabiony jakimś mruganiem, daje się ponosić efektom, uwodzić powierzchownym skojarzeniom, nie zawsze umie się skupić, zrezygnować z jakiejś błyskotki na uboczu od głównego celu. Jego ,,Anioł" jest jeszcze tak wieloznaczny, iż staje się niemal wszystkoznaczny, a wówczas nicnieznaczący. Młodzi pisarze nieraz biorą podatne paradoksy za niezgłębione mądrości, a grę o uśmiech za rozprawę z losem. Durrenmatt w roku pisania "Anioła" był już pisarzem w dojrzałym wieku: coś jednak z fermentacji młodości jeszcze w tej sztuce zostało, nie na jej korzyść.

Trzeba bowiem stwierdzić, że "Anioł" jest sztuką myślowo nierówną, filozoficznie nie najprzedniejszą. Ten świetny - jeszcze raz powtarzam: świetny teatr wypełniają po części treści, które mogą za­imponować nie najtęższym głowom. Gdy się chce powiedzieć za wiele, i to zarówno lożom jak galerii, często mówi się - w teatrze - za mało. "Anioł" jako koncepcja ideowa pęka od nadmiaru pomysłów, wyścigu myśli, strzałów w róż­nych kierunkach, wiele skrzy­deł (z wosku) roztapia się w świetle reflektorów, wiele koncepcji dla kabaretu politycznego, wiele dowcipów ulot­nych i złośliwości naskórkowych nie najlepiej się splata z końcową próbą filozoficznego uogólnienia, z jakąś polemiką z "Faustem", z reprezentowanym przez Anioła kultem przyrody omal w duchu starego Rousseau (też kreował i swą filozofię w Szwajcarii).

W "Aniele" Durrenmatt wiele jeszcze zawdzięcza Brechtowi, znacznie więcej niż w późniejszych sztukach. Ale Brecht - mimo pozornych dwuznaczności - zawsze dowodzi tego, czego chce, jego poglądy polityczne, społeczne, filozoficzne są określone, wyraźne, stworzyły z Brechta pisarza socjalistycznego. Świat myśli Durrenmatta w ; "Aniele" jest bezkierunkowy. Mogą zeń czerpać różne wiary i pożywić się nim rożne obrządki. "Anioł" Durrenmatta zstą­pił do Babilonu, ale ten Babi­lon nie jest jeszcze współczes­ną Ziemią, chociaż autor co krok nam przypomina, że jego opowieść filozoficzna jest jak najbardziej związana z współczesnością. Anioł - istota nieziemska. Fruwa sobie w powietrzu, ręce składa do modlitwy, chwali Pana, raz tu się zabłąka, raz ówdzie. Dopiero Starsza Pani zeszła naprawdę na ziemię i poszła w jednym określonym kierunku.

Durrenmatt nazwał swego "Anioła" samokrytycznie "ko­medią fragmentaryczną". To słuszne określenie. "Anioł" złożony jest jeszcze z frag­mentów, które harmonijnej całości nie tworzą. To klęska filozoficzna sztuki. Zestawione obok siebie te fragmenty robią jednak wrażenie pięknego, abstrakcyjnego fresku. To też niemało. Zwłaszcza gdy znamy już późniejszą ewolucję auto­ra, także ideowo-polityczną ewolucję od nienawistnego "Małżeństwa pana "Mississippi" do naprawdę postępowego "Franka V". Nie od razu Kra­ków zbudowano. Ale zbudowa­no. A przyjrzeć się jak go bu­dowano - też warto.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji