Artykuły

W teatrze i poza teatrem

- Robił szaszłyki z kurczaków, pracował w fabryce sera. - Żyłem bardzo zdrowo, bez większych stresów. Pomyślałem więc, że albo zostanę w Irlandii, będę podbijał kartę o szesnastej, czerpał przyjemność z rzeczy prostych, albo wrócę do teatru i zacznę odnajdywać w tej pracy radość, nie tylko napięcia - wspomina aktor Teatru Współczesnego we Wrocławiu SZYMON CZACKI.

Kibicowanie katowickiej "Gieksie", rekolekcje dla ministrantów, na których głównie grało się w piłkę, reżyserowanie teatrzyków robionych z młodszym rodzeństwem - tak aktor Wrocławskiego Teatru Współczesnego wspomina swoje dzieciństwo spędzone naGórnym Śląsku. Już wtedy czuł, że chce grać, utwierdzały go w tym filmy oglądane w kinie na wagarach.

Dodatkowym impulsem był Kraków - miasto, które w jego oczach było przeciwieństwem ubogiego w wydarzenia kulturalne Górnego Śląska i rodzinnych Katowic. Decyzja o podejściu do egzaminów na Wydział Aktorski tamtejszej PWST wydawała się więc oczywista, Czacki jednak nie od razu stanął przed krakowską komisją.

- Tak naprawdę nie do końca wiedziałem, czego chcę. Nie wiedziałem, na czym polega teatr, poszedłem więc na teatrologię - tłumaczy aktor. Wytrzymał niedługo, tamten czaskwituje krótkim: "To było okropne". Mile wspomin jedynie obowiązkowe wizyty na spektaklach krakowskich teatrów.

Do wyboru ostatecznie przekonała go nie wiedza uniwersytecka, ale kontakt z dawnym aktorem Teatru Śląskiego Jerzym Królem. W jego mieszkaniu na strychu jednej z katowickich kamienic toczyli długie rozmowy o teatrze i zawodzie. Zaprocentowały - w 2001 roku do krakowskiej PWST Czacki dostał się za pierwszym podejściem.

- Kiedy trzeba było pić, to piliśmy - gdy trzeb abyło pracować, mieliśmy masę energii i nie dotyczył nas cały krakowski spleen - aktor mówi o swojej grupie na studiach, w której znaleźli się m.in. Adam Szczyszczaj, Tomasz Cymerman, Roma Gąsiorowska czy Karolina Porcari. A pracowali z najlepszymi: Krystianem Lupą czy Janem Peszkiem.

Po studiach pozostało napisać CV i ruszyć z nim w drogę po polskich teatrach, uśmiechając się do dyrektorów. Grupie teatralnych zapaleńców wydawało się to poniżające, założyli więc własny teatr. Nie przetrwał z powodu braku zdolności ekonomicznych u jednego choćby członka trupy.

Postanowił wyjechać do Irlandii. Tam jego życie przestało kręcić się wokół sztuki - robił szaszłyki z kurczaków, pracował w fabryce sera. - Żyłem bardzo zdrowo, bez większych stresów. Pomyślałem więc, że albo zostanę w Irlandii, będę podbijał kartę o szesnastej, czerpał przyjemność z rzeczy prostych, albo wrócę do teatru i zacznę odnajdywać w tej pracy radość, nie tylko napięcia - wspomina.

Trzy lata temu trafił na deski Wrocławskiego Teatru Współczesnego. Jest jednym z najczęściej obsadzanych aktorów WTW. Zagrał w "Romeo i Julii", "Balladynie", "Kartotece", "Przytulonych", "Księdze Rodzaju 2" (Michał Zadara obsadził go także w "Weselu" w krakowskim teatrze STU). Ostatnio wrocławskiej publiczności dał się poznać także jako młody filozof Ludwig Wittgenstein, grając w opartym na dziele filozoficznym austriackiego myśliciela spektaklu "Traktat". Wkrótce zobaczymy go także w najnowszej produkcji teatru "Kupcu weneckim".

Długo milczy, szukając odpowiedzi napytanie o to, co robi poza teatrem. - Chyba właśnie szukam jakiegoś zajęcia poza nim, chcę stworzyć przestrzeń dla swojego życia prywatnego. Przebywając cały czas w teatrze, człowiek przestaje mieć o czym opowiadać.

Na zdjęciu: Szymon Czacki w "Balladynie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji