Kraków. Tłum na spotkaniu z Tadeuszem Różewiczem
- Nie mam bloga. Różnych rzeczy nie mam - wyznał w Krakowie Tadeusz Różewicz [na zdjęciu], ciepły i ujmujący jak zawsze. Na spotkanie z nim przyszło kilkaset osób.
Dlaczego przyjechał? - Czasem przyjeżdża się bez powodu, i to jest piękne bardzo. Powód znajduje się potem - powiedział. Co się zmieniło od czasu, gdy półtora roku temu ostatni raz odwiedził Kraków? - Okulałem na lewą nogę, boli mnie też prawa ręka - pożalił się. A co zostało z Krakowa, jaki pamięta z lat młodości? - Brama Floriańska, Pałac Sztuki, Pigoniówka, a dalej już nie doszedłem - odparł.
Choć Różewicz mówił z lekkim trudem, wyraźnie cieszył się ze swojej obecności w sali Mehofferowskiej Wydawnictwa Literackiego. - Jest taki obyczaj, że na każdym spotkaniu występujący, jako osoba w centrum uwagi, stara się powiedzieć przynajmniej dwa dowcipy - opowiadał. - Zmiany w atmosferze wpływają silnie ujemnie nawet na młodzież, a jeszcze bardziej na ludzi w pewnym wieku, seniorów, kombatantów. I przed przyjściem do państwa czułem się jak trener naszej reprezentacji po meczu z Amerykanami. Albo jak nasz sympatyczny Adam Małysz przed skokiem - żartował.
Większą część spotkania zajęło czytanie wierszy (w tym zadaniu poetę wspierał Tadeusz Malak). Różewicz premierowo zaprezentował dwa utwory o wyraźnym rysie satyrycznym. Jeden z nich - "Zabiegana i nominowany" - kończyły słowa (czy raczej litery) "e... e... e...". - Nad tym pracuję jeszcze - wyjaśnił artysta. W drugim z kolei zauważał: "To chyba nie jest normalne / gdy poeta nie jest zjawiskiem. / Najwyższy czas / wykreować siebie". W dalszej części wiersza podmiot liryczny narzekał, że ma nieszczęście kochać po bożemu i mieć tylko jedną żonę. A to przecież na image dobrze nie wpływa.
Różewicz przeczytał też m.in. fragmenty wiersza poświęconego pamięci Leopolda Staffa, który napisał po śmierci tegoż. I w czytaniu się rozkręcił. Gdy prowadzący spotkanie Krzysztof Lisowski już je oficjalnie zakończył, poeta westchnął: - Jak tak człowiek posiedzi, to nabiera ochoty...
I poczytał jeszcze trochę.