Artykuły

Nie ma się z czego śmiać

Na polskiej estradzie dokonała się wymiana pokoleniowa. Niestety, popisy nowych gwiazd coraz bardziej przypominają poziomem disco polo. Artystom brakuje błyskotliwych pomysłów, poczucia smaku, a nawet talentu komediowego - pisze Krzysztof Feusette w Rzeczpospolitej.

Grzechem głównym młodych kabaretów jest fatalna jakość tekstów. Kabaret pod Wyrwigroszem, o którym Polska usłyszała przy okazji piosenki "Donald marzi" - przeróbki czeskiego "Jożina z Bażin", należy od kilku lat do krajowej czołówki. Jego gwiazdą jest Łukasz Rybarski, jeden ze zdolniejszych kabaretowych aktorów. Wyrwigroszowi artyści stawiają jednak na wulgaryzmy. W skeczu "Wywiad z Alfredo Moreną" zagraniczny gość mówi o Polsce w nibyhiszpańskim języku. O Warszawie - "Kurwa architektura", o ojcu Rydzyku - "Komplikutas". Potem aktor przebrany za księdza informuje, że odtąd w telewizji wolno oglądać jedynie takie pozycje, jak "program dla obrastającej młodzieży 'Nasienie'" czy "dla dziewcząt w cyklu "Trzy kolory'". Himalaje smaku. Najbardziej znaną grupą jest Kabaret Moralnego Niepokoju. Przez trzy lata tworzył w telewizji cykliczny "Tygodnik Moralnego Niepokoju". Z poziomem było różnie, ale wydana niedawno na DVD kabaretowa "Historia Polski" pozbawia złudzeń. Skecz "Piłsudski": Marszałkowi myli się Wyszków z Charkowem, potem rodzi się pomysł, że skoro jest podobny do Stalina, może przejść na sowiecką stronę i wydawać głupie rozkazy, np. "Wykopcie dół, wejdźcie do środka i się zakopcie". Charków i kopanie dołów - boki zrywać. Skecz "Lachony": Maminsynek prosi cwaniaka, żeby nauczył go uwodzić dziewczęta. "Ja nie wiem, jak się uwodzi dziewczęta - krzyczy tamten. - Ja wiem, jak się wyrywa lachony". Maminsynek: "To morowo!". "Morowo?! - denerwuje się cwaniak. - Nigdy nie używaj tego przy podrywie, chyba że chcesz, nie wiem, rozjechać Elizę Orzeszkową!". Pomyśleć, że Laskowika czy Bareję krytykowano czasem za zbytnią dosadność.

W odgrzewaniu starych, do tego nieswoich dowcipów wyspecjalizował się z kolei Cezary Pazura, który najwyraźniej też odkrył w sobie talent satyryczny. W skeczu "Kucharz" zdradza, jak realizował pilotowy odcinek programu "Z patelnią przez świat, czyli czary mary gotuje Cezary". Wic ten sam, co w słynnym monologu Edwarda Dziewońskiego o opróżnianiu kolejnych butelek z alkoholem. Pazura opowiada o szklankach whisky, a pijanego gra tak topornie, że powinno mu się odebrać dyplom. Koszmarne popisy kończy słowami "Żyg... żyg... żygnam państwa", imitując przy tym odruch wymiotny. Inny jego monolog - "List od matki" - to z kolei nędzna imitacja pamiętnej "Pory relaksu" Stanisława Tyma, w której satyryk przekręcał tytuły telewizyjnych programów. Gwiazdor przekręca słowa matki: "W tym tygodniu u nas pedałom... to znaczy w tygodniu u nas padało..." albo "Twoja siostra dziś rano urodziła wieczko, przepraszam, dziecko". Podobny poziom prezentuje kabaret Paranienormalni, którego sztandarową pozycją jest parodia Dody. Nie lepiej wygląda twórczość Kabaretu Młodych Panów, równie kontrowersyjna jak nazwa grupy.

Kabaret NeoNówka. Rodzina jedzie samochodem. Synek: "Mamusiu, komar lata". Tata: "To go złap!". Synek: "Ale ja jeszcze nigdy w życiu niczego nie złapałem!". Mama: "A odrę, różyczkę, rzeżączkę... A nie, to twój ojciec". "Psy 3" według QuasiKabaretu Rafała Kmity. Dwóch facetów w skórzanych płaszczach. "Co k...?", "Nic k...". "Co k...?", "Nic k...", "Ja cię k... zap... dolę!", "O ty k...!". Biją się. Wchodzi reżyser filmu: "Panowie, za mało k..., powtarzamy, k...!". Kmita lubi inteligentne żarty. Choćby z bliźniąt syjamskich. Gabinet lekarski. Wchodzi dwóch aktorów ubranych w jedną marynarkę, jakby byli zrośnięci tułowiami. "Doktorze - mówi jeden - od dłuższego czasu mam wrażenie, że ktoś mnie podsłuchuje, a może i podpatruje...".

Trzeba pamiętać, że to wszystko wykonawcy z pierwszej ligi. Z "Katalogu Koncertowego - Muzyka i Estrada" dowiemy się, że Kabaret Moralnego Niepokoju bierze za występ co najmniej 30 tysięcy złotych, Cezary Pazura - od 14 tys., Kabaret Pod Wyrwigroszem - od 10 tys., a Rafał Kmita z zespołem - od 9,5 tys.

Wśród kilkunastu polskich grup, które dzięki obecności w telewizji mogą liczyć na pełne sale, ostały się trzy godne uwagi widzów ceniących kabaret spod znaku Dziewońskiego, Laskowika czy Olgi Lipińskiej. Pierwszą z nich jest Mumio - znane z telewizyjnych reklam sieci telefonii komórkowej. Jacek Borusiński i Dariusz Basiński wyłożyli się co prawda na filmie "Hi! Way", ale ich programom estradowym trudno odmówić polotu. "Disco polo" czy "Wykład o chodzeniu z dziewczyną" to propozycje z pogranicza kabaretu i teatru absurdu. Warto to zobaczyć.

Drugim rodzynkiem w kabaretowej papce jest Grzegorz Halama i jego cykl "Pan Józek, znany hodowca drobiu". "Wychodzę na balkon, patrzę, a UFO plądruje mi ogórki" - opowiada pan Józek dziennikarzowi, którego gra Jarosław Jaros. - "Złapałem ufoka i mówię: - Co jest grane? A on: - Dzień dobry. Jesteśmy obcą cywilizacją i przylecieliśmy dać panu wyższą technologię". "I co?" - pyta dziennikarz. "Strzeliłem go w trąbkę. Przyznał się, że po ogórki".

Trzecią grupą jest kabaret Ani Mru-Mru. Siłą Michała i Marcina Wójcików są zaskakujące pomysły i spory talent komiczny. Nie wszystko im wychodzi, ale czego nie dopiszą, to dograją. Krótko mówiąc - nie psują widowni.

Warto zobaczyć

MUMIO

ANI MRU-MRU

GRZEGORZ HALAMA

Szkoda czasu

CEZARY PAZURA

KABARET MORALNEGO NIEPOKOJU

GRUPA RAFAŁA KMITY

Na zdjęciu: Teatr EPTY-a w swoim pierwszym programie pt. "Kabaret Mumio",

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji