Obraz I i III - Zapis według prób
Premiera "Pluskwy" Władimira Majakowskiego w Teatrze Narodowym w Warszawie, w reżyserii Konrada Swinarskiego i scenografii Ewy Starowieyskiej, odbyła się 30 sierpnia 1975, w 11 dni po tragicznej śmierci reżysera. Bez niego, jak wiemy, kończono przedstawienie, w rezultacie nierówne aktorsko, niedotarte w rytmie i montażu obrazów, nie w pełni zadowalające tych, którzy znali poprzednie spektakle Swinarskiego. A przecież przedstawienie znakomite - i w pełni czytelne. Publikując zapis - ostatniej już - inscenizacji Swinarskiego, skupiamy uwagę przede wszystkim na tym kształcie spektaklu, jaki uzyskał do końca czerwca, kiedy przerwano próby, a więc jeszcze pod osobistym kierunkiem jego twórcy. Z pełnego zapisu dokonanego podczas prób przez Hannę Prażmo-Bobecką, którego z braku miejsca nie możemy zamieścić, wybieramy obraz I i III; nad nimi Swinarski pracował najdłużej i można je uznać za najbliższe może jego zamierzeniu. Ale ten szczegółowy zapis konfrontujemy z opisem - bardziej juz ogólnym - całości spektaklu, ujętym przez Małgorzatę Szpakowską jako opis z pozycji widza, którego nie interesują intencje inscenizatora, lecz gotowe dzieło prezentowane publiczności. Chodziło nam zarazem o pełniejszy obraz przedstawienia i o zanotowanie różnic między jego kształtem podczas prób i po premierze - różnic "litery" jedynie (drobnych zresztą), bo różnic "ducha", rzecz jasna, zapisać już się nie da. (Red.)
OBRAZ I i III - ZAPIS WEDŁUG PRÓB
Ostatnią próbę "Pluskwy" przeprowadził Konrad Swinarski 28 czerwca. Po obejrzeniu całości nie krył, że przed nim i przed zespołem jest jeszcze dużo pracy. W drugiej połowie sierpnia miała być gotowa scenografia, muzyka, kostiumy. Wtedy dopiero miały się odbywać próby na scenie obrotowej, ustawianie świateł - nadanie przedstawieniu ostatecznego kształtu. Tego wszystkiego już Swinarski nie zrobił.
Oczywiście, ogólny zamysł i sens przedstawienia był ustalony wcześniej, ale wiele szczegółów, którymi przedstawienie jest nasycane, na pewno uległoby jeszcze zmianom. Kończąc pracę mad przedstawieniem po śmierci Swinarskiego postanowiono nie wprowadzać żadnych poprawek i starać się możliwie najdokładniej odtworzyć wszystko, co do końca czerwca zostało zarobione. Nie zawsze to było możliwe. Na scenie obrotowej trzeba było zmienić lub dopisać pewne drobne sytuacje, konieczne ze względów czysto technicznych. Doszło światło i wywołane nim efekty. Dodatkowe zmiany nastąpiły również w tekście. Trudno tu wartościować i jedynie słuszne wydaje mi się wyraźnie zaznaczenie elementów wprowadzonych później.
Wszystko jest właściwie tak samo; ruch sceniczny, gesty, mimika - wszystko zostało możliwie dokładnie odtworzone. A jednak odnoszę wrażenie, że przy pozornym utrzymaniu tego w pierwotnej postaci - gdzieś nieodwracalnie zagubiły się i zatarły niektóre motywacje. Pozostał ruch jako efekt czegoś, co w tej chwili jest już niemożliwe do odtworzenia. Próby "Pluskwy" oglądałam od samego początku. Ten zapis nie jest więc zapisem robionym z gotowego przedstawienia - powstawał w miarę postępującej pracy nad spektaklem. Chcę również wyjaśnić że w założeniu miał on służyć czemu innemu - miał udowodnić bezsensowność zapisywania spektaklu. Miał wykazać wszystkie trudności i bariery często nie do pokonania. Najogólniej - miał wykazać, że czegoś, co żywe i wartkie na scenie, nie można przenosić na papier, bo natychmiast staje się płaskie i martwe.
Oczywiście, pozostaje pewnego rodzaju dokument, na podstawie którego można po latach mniej więcej odtworzyć sobie przebieg przedstawienia, ale w sumie ogranicza się to tylko do zanotowania ruchu scenicznego i pewnych działań aktorskich. Niemożliwe jest "zapisanie" klimatu, atmosfery, tempa, rytmu przedstawiania. Jedyna pociecha, że przekazuje się tu więcej informacji o spektaklu, niż w recenzjach. Dobre i to.
Zdecydowałam się na przedstawienie zapisu dwóch obrazów: I (targ przed uniwermagiem) i III (wesele), w nich bowiem prawdopodobnie w ostatnim etapie pracy nastąpiłoby najmniej zmian.
Wybrałam formę zapisu wpisanego w tekst. O tyle się to w tym przypadku wydaje słuszne, że Swinarski wyznawał zasadę absolutnej wierności wobec tekstu. Nie zmieniał - nie skreślał i nie dopisywał. Tej zasady przestrzegał konsekwentnie. Nie uważał, żeby coś w tekście było niepotrzebne, czy znalazło się tam przypadkowo.
W ostatniej fazie pracy, tuż przed premierą, nastąpiły drobne skreślenia i dopisania kwestii. Wszystkie te opuszczenia ujmuję w nawiasy kwadratowe. Tekst w przekładzie Seweryna Pollaka według wydania: Włodzimierz Majakowski "Utwory sceniczne". Proza, Czytelnik, Warszawa 1959.
OBRAZ I
(Caas Urwania około 20 minut)
Początek miał być taki:
Pierwsze dźwięki przy zasłoniętej kurtynie. W ciemności wystrzał. Odgłosy pracy z wielkiej budowy: stukanie, charakterystyczny dźwięk młotów pneumatycznych. A oto ostateczna wersja:
Po podniesieniu kurtyny, w głębi witryna sklepowa z lekko żarzącym się łukiem kolorowych światełek. Nad wystawą napis cyrylicą "Uniwermag", na drzwiach z prawej - "wchód", z lewej - "wychod". Po bokach dwie wieże. Na lewej wartownik i robotnik. Na wieżach zawieszone chorągiewki. Nad sklepem, miedzy wieżami, czerwony transparent, a w dali lśniące kopuły cerkwi.
Na pierwszym planie - przed sklepem - handlarze, dwa piecyki, obok których stoją przekupnie. Piecyk (1) z lewej strony pali się małym płomieniem; piecyk (2) z prawej przygasł. Po obu stronach wysokie drewniane ogrodzenie. Zimno, spokój, nikt nie przechodzi.
Przy sklepie, odwrócony tyłem, stoi skrzypek i wolno, zawodząco zaczyna grać "Bubliczki". Reszta zastygła w bezruchu.
Scena oświetlona jest bardzo delikatnie samymi zimnymi światłami: lekko rozświetlony horyzont, szaro-niebieskie oświetlenie z góry piecyków (lekko oświetlone twarze przekupniów), przód sceny w szarości.
Przez chwilę prószy drobny śnieżek.
Z rytmu gry skrzypka zaczyna się powolny ruch. Przekupka dmucha w drugi piecyk. Skutek jest minimalny. Piecyk lekko rozżarza się i gaśnie. Jednocześnie z rozżarzeniem się piecyka rozświetla się nieco bardziej tęcza z kolorowych żarówek na wystawie sklepowej. Piecyk gaśnie - przygasa i tęcza.
Drugie dmuchnięcie w piecyk - już skuteczne: piecyk rozpalił się i jednocześnie rozjaśnia się tęcza na wystawie.
Robi się jaśniej - rozświetla się też mocniej scena w centrum. Na wystawie widać już teraz wyraźnie manekiny ubrane w stroje młodej pary: waciaki i tylko okolicznościowe akcenty - akcesoria ślubne - wiązanka ślubna (ona) i wpięty czerwony kwiat (on).
Po lewej stronie na wieży pracuje robotnik. Coś poprawia, stuka młotkiem.
Na dole trwa tymczasem milcząca rywalizacja między przekupniami przy obu piecykach: pierwszy piecyk palił się cały czas i dwaj przekupnie spokojnie się grzeją, popatrując z wyższością na po-czynania przy drugim piecyku. Piecyk już jednak także rozpalony, więc można zamieszać stojące na nim pierogi.
Przy pierwszym piecyku sprzedawca guzików zdejmuje rękawiczki i szczapką przypala od ognia papierosa.
Jeszcze jedno dmuchnięcie w noworozpalony drugi piecyk i wyraźna radość, że wreszcie ciepło.
Przekupka z balonikami stojąca przy pierwszym piecyku nadmuchuje balonik i potem w zadumie słucha zawodzącego pisku zmniejszającego się balonika.
Wszystkie te czynności wykonywanie są w bardzo wolnym rytmie. Wszystkie kwitowane spojrzeniami przekupniów przy konkurencyjnym piecyku i jakby wykonywane właśnie pod nich.
Przeciągły, głośny kaszel przekupnia z guzikami. Z prawiej strony sklepu wchodzi przekupka z galanterią. Zatrzymuje się obok piecyka, lecz już stojący tam przekupnie zasłaniają sobą piecyk, unie-możliwiając jej podejście do ognia. Przekupka rzuca im wyniosłe, pełne pogardy spojrzenie i odtąd będzie wolno spacerowała tam i z powrotem wzdłuż sklepu. Widać przywieszone z tyłu do palta biustonosze.
Za chwilę zjawia się nowa konkurencja - przekupień z osełkami. Jest ubrany w czarny płaszcz i czarną wysoką czapę. Bardzo wysoki. Jego wejście również kwitowane jest niechętnymi spojrzeniami i zasłanianiem piecyków. Przekupień znika z lewej strony koło sklepu. Wszystko znów powraca do poprzedniego stanu.
Z lewej strony wchodzi dziewczyna, za nią chłopak. Obydwoje w waciakach. Dziewczyna szybko idzie w stronę sklepu i zatrzymuje się przy wystawie. Chłopak wolniej za nią, zaskoczony widokiem przekupniów.
Z wejściem tej pary pada pełniejsze światło na scenę.
Przekupnie szybko oceniają przybyłych. Orientują się, że nie są oni dla nich żadnymi klientami - ale tak na wszelki wypadek, z przyzwyczajenia, zaczynają zachwalać swoje towary. Jest zimno i nawet nie chce im się odejść od piecyków, więc raczej czekają, aż młodzi będą w pobliżu. Swoje formułki wypowiadają nie natarczywie i bez entuzjazmu.
Chłopak idzie za dziewczyną. Zatrzymuje go głos przekupnia:
"Po co dla guzików w stan małżeński wchodzić, po co przez guziki potem się rozwodzić?! Wystarczy przycisnąć dwoma palcami, a spodnie nigdy nie opadną same".
Przekupień otwiera pudełko z guzikami i pokazuje je chłopakowi. Na całym palcie ma poprzyszywane guziki, a te "automatyczne" - z lewej strony na piersi.
"Holenderskie,
automatyczne,
samoprzyszywające się guziki,
6 sztuk 20 kopiejek...
Kupujcie, panowie!"
Dziewczyna patrzy na wystawę, a potem odwraca się w stronę chłopaka, by i jego uwagę tam skierować. Potrąca przekupnia z lalkami, stojącego do tej pory prawie bez ruchu. Przekupień zaczyna zachwalać swój towar:
"Tańcujące lale
z baletowej sali!
Najlepsze zabawki
w ogrodzie i w domu.
Tańczą wedle wskazań
samego Narkomu!"
Jedną zabawkę pokazuje, a pozostałe wystają z dużego kosza, który ma zawieszony na plecach.
Pytające, zdezorientowanie spojrzenie dziewczyny na chłopaka. Chłopak pociąga ją w swoją stronę. W tym czasie pojawia się nowa przekupka. Wchodzi z prawej strony. W ręku trzyma duży koszyk. Mówi, jakby do siebie, z filozoificzną zadumą:
"Ananasów!
nie ma...
Bananów!
nie ma..."
Podchodzi w stronę dziewczyny i podrzucając jabłka, pyta:
"Najlepsze antonówki 4 sztuki 15 kopiejek.
Obywatelka uważa?"
Nie znajdując zainteresowania dla swego towaru wolno odchodzi w stronę pierwszego piecyka, przy którym stoją przekupka z balonikami i przekupień z guzikami.
Z głębi, zza sklepu, z lewej strony wychodzi wysoki, ubrany na czarno przekupień. Wchodzi między chłopaka i dziewczynę. Energicznie pociera osełkę o osełkę. Chłopak i dziewczyna odskakują od siebie.
"Do niemieckich
nietłukących
prima osełek,
każdy
kawałek
30kopiejek!
Ostrzą
w tę i nazad,
wedle życzenia,
języki do dyskusji,
brzytwy do golenia!
Kupujcie, obywatele!"
Odchodzi w prawą stronę i niknie za sklepem.
Z prawej strony wchodzi przekupień trzymający długi kij, do którego przymocowanych jest siedem kolorowych abażurów. W czerwonym jest żarówka i przekupień zapala ją, by nęciła kupujących.
"Kolorowe
abażury
każdej wielkości!
Niebieściutkie dla nastroju,
czerwone dla zmysłowości!
Korzystajcie, towarzysze!"
Chłopak i dziewczyna podbiegają do niego. Dziewczyna zafascynowana przygląda się kolejno wszystkim. Przy zachwalaniu czerwonego abażuru przekupień wyraźnie akcentuje inność tej czer- wieni w zestawieniu z otaczającą.
Do chłopaka, już podchodzi sprzedawczyni baloników. Nadmuchuje jeden z nich i mówi dopiero wtedy, gdy balonik przestaje piszczeć:
"Baloniki-kiełbaski
do powietrznych podróży.
Może latać bez strachu
i mały i duży."
Mierzy chłopaka znaczącym spojrzeniem:
"Gdyby miał taki balon
generał Nobile,
goście na biegunie
dłużej by pobyli!
Kupujcie, obywatele..."
Chłopak i dziewczyna przyglądają się jeszcze balonikom, gdy już między nich wchodzi przekupień ze śledziami. Na szyi ma zawieszaną beczkę i wyciąga z niej sporego śledzia:
"Wyborowe
republikańskie śledzie, jedyne pod wódkę
przy każdym obiedzie!"
Zachwala towar dalej, powtarzając tę kwestię, ale już wraca w kierunku drugiego piecyka, od którego przed chwilą odszedł. Chłopak sięga do kieszeni by policzyć pieniądze. Gdy zajęty jest tą czynnością, do dziewczyny zbliża się przekupka z galanterią. Z tyłu ma palcie ma przyczepione jasne biustonosze, których miseczki wyścielone są ciemnym futrem. Mówi dyskretnie do dziewczyny:
"Biustonosze na futrze",
Mierzy ją spojrzeniem, patrzy z dezaprobatą na nią i na chłopaka. Powtarza:
"Biustonosze na futrze!"
Odchodzi
Z prawej strony wchodzi sprzedawca kleju. Na szyi ma zawieszony prostokątny koszyk, w którym stoi nocnik z pokrywką. Dzwoni niewielkim dzwonkiem i podchodzi do chłopaka i dziewczyny oferując swój towar:
"U nas
i za granicą,
i w każdym kraju
stłuczone naczynia na śmietnik rzucają.
Klej
,,Exeelsior",
wprost z Ameryki",
Zdejmuje pokrywkę i pokazuje dziewczynie sklejony nocnik:
"klei Wenusy,
klei nocniki.
Paniusia ma życzenie?"
Dziewczyna ogląda, a już zbliża się następna przekupka. Staje w niewielkiej odległości od niej i kręcąc biodrami kusi:
"Perfumy Coty'ego
na wagę!"
Dziewczyna jest jednak jeszcze zainteresowana poprzednim sprzedawcą i nie dostrzega przekupki. Ta więc podchodzi, uderza ją ręką w ramię i gdy dziewczyna się odwraca - podnosi spódnicę. Pod tą spódnicą ma drugą z naszytymi kieszonkami, w których pełno różnych buteleczek perfum:
"Perfumy Coty'ego
na wagę!"
Dziewczyna jest wyraźnie zdziwiona a jednocześnie zachwycona tym niespodziewanym widokiem. Nagle okazało się, że całe życie rozkoszy i zmysłowości znajduje się tu, u prywatnych handlarzy. Chłopak z trudem odciąga ją od perfum. Przekupka ze złością opuszcza spódnicę. Z tej sytuacji korzysta następny przekupień, w kierunku którego chłopak odciąga dziewczynę. Przekupień mówi poufnie, zachęcająco:
"Co robi żona, gdy męża nie ma w domu, 105 wesołych anegdot byłego hrabiego Lwa Nikołajewicza Tołstoja "
Widząc zainteresowanie chłopaka odgina połę kożucha. Teraz dziewczyna ma trudności z odciągnięciem chłopaka. Gdy chłopak odchodzi, przekupień szybko zniża cenę:
"- zamiast rubla dwadzieścia - tylko piętnaście kopiejek?"
Dziewczyna pociąga chłopaka za rękę i wybiegają za sklep w lewą stronę. Przekupnie przekrzykują się nawzajem i biegną w kierunku nadjeżdżającego samochodu.
Wielki, czerwony samochód, prowadzony przez Asystentkę Bajana, przywozi na targ całe towarzystwo. Pełne, jasne, ciepłe światło na scenę. Bajan siedzi obok Asystentki, a na tylnym siedzeniu, wysoko na oparciu: Elzewira Renesans w wytwornym, różowym stroju, jej matka - Rozalia Pawłowna, a w środku Prisypkin, ubrany w waciak, ale z okręconym wokół szyi błyszczącym szalem.
Przekupnie coraz natarczywiej napierają na samochód. Wysiada Bajan i próbuje nieco powstrzymać ich nachalne nagabywania. Wysiada z samochodu Asystentka.
Prisypkin staje ma tylnym siedzeniu i zdejmuje czapę. Matka wychodzi z samochodu, roztrąca przekupniów i rozgląda się za czymś odpowiednim do kupienia. Sprzedawcy głośno wykrzykując podążają za nią.
Rozalia podchodzi do stojącego z lewej strony sprzedawcy śledzi. Tu cały rytuał oglądania i obwąchiwania ryby. Nie można pokazać, że śledzie są dobre, więc widać, że Rozalia poddaje w wątpliwość ich jakość.
Gdy wszyscy głośno zachwalają swoje towary, przekupka z biustonoszami odchodzi, ponieważ wydaje jej się, że tego, co oferuje, tutaj nie sprzeda. Stąd też jej zdziwienie, gdy przechodząc koło samochodu czuje, że ktoś odrywa jej jeden z biustonoszy przyczepionych z tyłu do palta.
Prisypkin bierze biustonosz, ogląda, potem zachwycony zakłada na głowę:
"Jakie arystokratyczne czepeczki!"
Rozalia przerywa oglądanie śledzi, i zdziwiona i nieco zirytowana podchodzi bliżej samochodu:
"Jakie znów czepeczki, to przecie..."
Przekupnie przyglądają się całej tej scenie najpierw ze zdumieniem, potem z pobłażliwym uśmiechem. Prisypkin nie zrażony cały czas traktuje biustonosz jako czepeczki dla bliźniąt, pokazuje, jak będą razem w nich chodziły:
"Cóż to, oczu nie mam czy co? A jeżeli się nam bliźnięta urodzą? O, ten dla Dorothy, a ten dla Liliany... Już postanowiłem nazwać je arystokratycznie i filmowo... Tak właśnie będą razem spacerowały. Ha! Dom mój musi we wszystko opływać. Weźcie, weźcie, Rozalio Pawłowno!"
Rzuca biustonosz Bajanowi, a Bajan szybko odrzuca go Asystentce. Przekupka już znalazła się koło Rozalii i Rozalia niezbyt rada płaci jej za biustonosz, gdy Bajan szybko tłumaczy:
"Weźcie, weźcie, Rozalio Pawłowno! Czyż on mógłby mieć coś trywialnego na myśli? On jest młodą klasą, wszystko pojmuje po swojemu. On wam wnosi w dom starodawne i niesplamione proletariackie pochodzenie oraz legitymację związku zawodowego, a wy żałujecie rubli! Dom jego musi we wszystko opływać.
Ja będę niósł... leciutkie są... nie obawiajcie się... za te same pieniądze..."
Asystentka w tym czasie zaczyna przymierzać biustonosz, wcale nie uważając go za "arystokratyczne czepeczki". Prisypkin wysiada z samochodu, przygląda się kokieteryjnym ruchom Asystentki, orientuje się w swej pomyłce, Asystentka wdzięczy się i wygina, a Prisypkin patrzy z coraz większym zadowoleniem. Kres tej dwuznacznej sytuacji kładzie Elzewira wyrywając energicznie dziewczynie biustonosz i wrzucając go do samochodu.
Bajan, który czuwa nad całą sytuacją, daje teraz znak przekupniom, by przestali się gapić, i zajęli sprzedażą. Wszyscy zaczynają jednocześnie wykrzykiwać swe formułki zachwalające towar. Prisypkin idzie do nich i ogląda oferowane przedmioty. Asystentka urażona trzaska drzwiczkami samochodu i odwraca się tyłem do Elzewiry. Będzie od tej pory przybierała wyszukane pozy modelki, żywcem przeniesione z ilustrowanych magazynów. Będzie jednocześnie w ciągłym kontakcie z Bajanem, gotowa w każdej chwili wypełnić jego polecenia.
Z wrzasku przekupniów wybija się głos sprzedawcy zabawek, powtarza on swój wierszyk reklamujący lalki. Inni przekupnie milkną na znak Bajana, który dostrzegł zainteresowanie Prisypkina dla zabawek. Tymczasem Elzewira siedzi rozparta w samochodzie. Liże loda. Trzyma nogę na oparciu. Zachowuje się tak, żeby ani przez chwilę nie było wątpliwości, że samochód jest jej własnością. Słucha zachwycona słów Prisypkina. Z wyższością spogląda na wszystkich, a zwłaszcza na Asystentkę.
Prisypkin decyduje się kupić izabawkę:
"Moje przyszłe dzieci, dziedzice mojego rodu, muszą się wychowywać w dystyngowanym duchu. Ha! Weźcie, Rozalio Pawłowno!"
Bajan rzuca zabawkę Asystentce, a Elzewira szybko odbiera jej lalkę. Rozalia Pawłowna, kobieta praktyczna, która przyszła kupić niezbędne rzeczy na wesele i teraz zajęta jest znów oglądaniem śledzi, nie patrzy przychylnie na takie trwonienie pieniędzy. Usiłuje protestować:
"Towarzyszu Prisypkin..."
Prisypkin odwraca się na chwilę w jej stronę:
"Nie nazywajcie mnie, obywatelko, towarzyszem, nie weszliście jeszcze w pokrewieństwo z proletariatem."
Rozalia nie dając za wygraną podchodzi bliżej do Prisypkina:
"Przyszły towarzyszu, obywatelu Prisypkin, przecież za te pieniądze piętnastu ludziom brody można zgolić, nie licząc drobiazgów - wąsów itp."
Ponieważ Prisypkin powraca do oglądania towarów, Rozalia szuka potwierdzenia dla swego "rozsądku" u Bajana:
"Lepiej zamiast tego ze dwanaście butelek piwa na wesele. Nie?"
Prisypkin reaguje dosyć kategorycznie, mając zamiar wygłosić dłuższą mowę:
"Rozalio Pawłowno! Mój dom..."
W tym momencie wpada mu w słowo Bajan i podchodząc do Rozalii poufnie kończy przerwaną myśl Prisypkina:
"Jego dom musi we wszystko opływać. I tańce, i piwo muszą u niego tryskać jak fontanna, jak z rogu obfitości."
Prisypkin z początku jest niezadowolony, że mu przerwano, ale potem uspokaja się i wpada w zachwyt, widząc, że Bajan zręczniej sformułował to, co on sam chciał powiedzieć.
Okrzyki wszystkich przekupniów. Bajan daje znak, by umilkli, gdy widzi, że Prisypkina zaciekawiły guziki. Ogląda guziki, a w tym czasie podchodzi sprzedawczyni perfum i podnosi z tyłu jedną ze spódnic. Pod spodem ma przyczepione do spódnicy lusterko. Prisypkin przegląda się, zafascynowany sytuacją. Już jest zdecydowany, że kupi również guziki:
"W naszej czerwonej rodzinie nie powinno być nic z mieszczańskiego stylu i żadnych nieprzyjemności ze spodniami. Ha! Weźcie, Rozalio Pawłowno!"
Czuwający nad wszystkim Bajan jest już przy Rozalii i natychmiast jej doradza:
"Dopóki nie macie legitymacji związku zawodowego, to go nie denerwujcie, Rozalio Pawłowno. On jest zwycięską klasą i jak lawa zmiata wszystko na swej drodze, a spodnie towarzysza Skripkina powinny opływać we wszystko. Pozwólcie, będę niósł za te same..."
Rozalia energicznie podchodzi do Prisypkina, odpycha przekupkę i zasłania lustro, odrywa od palta przekupnia guziki i płaci za nie. Z kartonem w ręku idzie do córki, do samochodu. Wzmagają się okrzyki sprzedawców. Rozalia podaje córce nowy zakup. Z wyraźną pretensją, że tyle już nakupowano nowych rzeczy. Z lewej strony słychać donośny głos sprzedawcy śledzi, z którym do tej pory Rozalia nie sfinalizowała transakcji. Sprzedawca bierze śledzia i przeciąga go przed nosem, głośno wąchając. Jest to wyraźna zachęta dla niezdecydowanej klientki. Rozalia ożywia się i podchodzi do niego:
"Śledzie - to owszem! To dopiero będzie coś na wesele. To na pewno wezmę! Idźcie naprzód, panowie mężczyźni!"
Zaczyna szperać w beczcie:
"Po ile te kilki!"
Sprzedawca wyciąga sporą rybę:
"Ten łosoś kosztuje 2,60 kilo."
Rozalia targuje się ze sprzedawcą:
"2,60 za te wyrośnięte szprotki?"
Sprzedawca protestuje:
"Co też wy, madame, raptem 2,60 za tego kandydata na jesiotra!"
Równocześnie rozgrywa się scena między Elzewirą i Prisypkinem. Prisypkin w otoczeniu przekupniów wypróbowuje różne perfumy, brylantynę. Stoi pod kolorowymi abażurami, czesze się i tak wyszykowany pokazuje się narzeczonej. Elzewira ze swego samochodu patrzy zachwycona. Tymczasem Rozalia wykrzykuje do handlarza:
"2,60 za te marynowane fiszbiny? Słyszeliście, towarzyszu Skripkin? (Prisypkin odwraca się do niej.) No, to mieliście rację, żeście zabili cara i wygnali pana Riabuszyńskiego! Ach, bandyci! Znajdę moje obywatelskie przywileje i moje śledzie w państwowej radzieckiej kooperatywie!"
Oburzona rusza w stronę uniwermagu, roztrącając energicznie wszystkich po drodze. Przekupnie ruszają za nią, a gdy znika w drzwiach wejściowych, wracają do Prisypkina. Bajan zatrzymuje Prisyp-kina i ucisza sprzedawców:
"Poczekamy tu, towarzyszu Skripkin. Po co mamy się mieszać z tym drobnoburżuazyjnym żywiołem i kupować śledzie w tak dyskusyjnym trybie? Za wasze piętnaście rubli i butelkę wódki urządzę wam weselisko na sto dwa."
Okrzyki sprzedawców. Pirisypkin przerywa je i z dumą głosi swe credo:
"Towarzyszu Bajan, jestem przeciwny temu mieszczańskiemu życiu - kanarkom itp..."
Elzewira z uznaniem przyjmuje jego słowa:
"Jestem człowiekiem od wielkich zagadnień... Mnie interesuje szafa z lustrem..."
Teraz Elzewira patrzy pytająco na Asystentkę, ta uśmiecha się z aprobatą. Prisypkin i Bajan idą w stronę sklepu a potem wśród okrzyków sprzedawców skręcają w lewo i podchodzą do pierwszego piecyka. Grzeją ręce. Bajan przycisza okrzyki. Rozmarza się, roztaczając wizję wesela:
"Gdy wasz cortege de noces..."
Prisypkin poddaje się temu nastrojowi, ale jest nagle zmuszony przerwać:
"Co wy pleciecie? Czyj nos?"
Bajan cierpliwie tłumaczy, a wszyscy w ciszy, z uwagą słuchają jego wywodu:
"Cortege de noces, powiadam. Tak, towarzyszu Skripkin, nazywa się w pięknych obcych językach każdy, a zwłaszcza uroczysty weselny orszak."
Uspokojony już Prisypkin rozmarza się na nowo. Bajan więc szybko kończy rozpoczęte zdanie, czekając, jaki to wywoła efekt:
"A więc gdy zajedzie wasz cortege, zaśpiewam wam epitalamium Hymena."
Prisypkin nieco zdenerwowany i mniej pewny:
"Co ty pleciesz? Jakie znów Himalaje?"
Wszyscy reagują zdziwieniem. Bajan wyprowadza Prisypkina na środek sceny tłumacząc z lekkim zniecierpliwieniem:
"Nie Himalaje, ale epitalamium o bogu Hymenie. To był taki bóg miłości u Greków" -
widząc pewne niezadowolenie Prisypkina, szybko dodaje:
- "tylko nie u tych żółtych, zdziczałych ugodowców Venizelosów, ale u starożytnych, republikańskich."
Prisypkin jednak ma wszelki wypadek przerywa mu stanowczo:
"Towarzyszu Bajan, ja za swoje pieniądze wymagam, żeby było czerwone wesele bez żadnych bogów! Rozumiecie?"
Bajan przedstawiła na to wspaniałą wizję czerwonego wesela:
"Co też wy, towarzyszu Skripkin, nie tylko zrozumiałem, ale zgodnie z Plechanowem, na podstawie dozwolonej [...] wyobraźni widzę jakby przez pryzmat waszą klasową, wzniosłą, wytworną i upajającą uroczystość!..."
Podczas słów Bajana wchodzi Zoja, ubrana w kożuszek, na głowie chustka, niesie przyciskając do siebie kilka książek. Chce przejść koło samochodu, ale czujna Asystentka szybko zagradza jej drogę. Zoja okrąża samochód. Przygląda się rozbawiona Elzewirze, z uśmiechem słucha tego, co mówi dalej Bajan:
"Oblubienica wysiada z karety - czerwona oblubienica... cała czerwona - wiadomo, zgrzała się; wyprowadza ją czerwony starosta weselny, buchalter Jerykałow"
Zachwycony opowieścią Bajana Prisypkin krzywi się nagle na dźwięk tego nazwiska. Bajan szybko go uspokaja:
"- w sam raz z niego mężczyzna, tęgi, czerwony, apoplektyczny - wiodą was czerwoni drużbowie, cały stół przybrany czerwonymi wędlinami, a butelki - z czerwoną główką."
Prisypkin potakuje rozpromieniony: "Tak! tak!" Bajam potęguje napięcie i nagle w tę entuzjastyczną wizję wplata niepokojące Prisypkina słowo:
"Czerwoni goście wołają: gorzko! gorzko!"
Wypowiada słowo "gorzko" tak, jakby rzeczywiście całą poprzednią wizję poddawał w wątpliwość. Szybko jednak kończy myśl, by tamto słowo znów nabrało konwencjonalnego znaczenia:
"- a wtedy czerwona już małżonka podaje wam czerwoniusieńkie usteczka..."
Obydwaj na moment zastygają w bezruchu, delektując się wspaniałą perspektywą. Rozochocony Prisypkin wykonuje taki gest, jakby za chwilę miał zatańczyć radosnego hopaka. Z tanecznego pas łapie go w półobrocie Zoja, która już z bardzo bliska słuchała ostatnich słów Bajana. Ciągle nie rozumiejąc, o co właściwie chodzi, zwraca się do Prisypkinia rozbawionym i pytającym tonem:
"Wania, o czym on mówi? Co ta mątwa w krawacie wygaduje? Jakie wesele? Czyje wesele?"
Bajan daje ręką znak Elzewirze i narzeczona wstaje wyprostowana na tylnym siedzeniu samochodu. Przyłapany Prisypkin nie bardzo wie w pierwszej chwili, jak się zachować. Wyrywa się Zoi i, by dodać sobie powagi, dostojnym krokiem rusza w kierunku samochodu. Bajan podchodzi do Zoi i wyjaśnia sytuację pokazując jej stojącą narzeczoną:
"Czerwony pracowniczy akt małżeństwa Elzewiry Dawidowny Renesans i..."
Teraz i Prisypkin już pewny swego przystaje blisko samochodu i wolno, z namysłem wygłasza:
"Ja, Zojo, inną kocham teraz, co wygląd ma dystyngowany i bujnym biustem swym rozpiera wytworny żakiet pasowany."
Absolutnie zaskoczona Zoja wypuszcza z rąk książki i jeszcze zdziwiona, ale już agresywnie, z pretensją podchodzi do Prisypkina:
"Wania! A ja? Co to ma znaczyć: pobawił się i odstawił?"
Prisypkin z niesmakiem ją odpycha. Wchodzi do samochodu, za nim wsiada Asystentka i zatrzaskuje drzwi. Prisypkin staje obok Elzewiry. Zastanawia się przez chwilę szukając odpowiednich słów, wreszcie wyniośle podsumowuje:
"Rozeszliśmy się jak statki na morzu..."
Zoja patrzy na Bajana szukając wytłumaczenia, ale Bajan odchodzi. Zostaje bezradna, nieruchoma. Teraz z głębi, z lewej strony sklepu wypada Rozalia Pawłowna i z pakunkiem szybko idzie do sprzedawcy śledzi:
"Wieloryby! Delfiny! No, pokaż, no, porównaj z twoim ślimakiem!"
Sprzedawca wyjmuje śledzia z beczki i przykłada do ryb w zawiniątku. Jest wyraźnie zadowolony, a na twarzy Rozalii gaśnie triumfujący uśmiech:
"O cały ogon dłuższy?! O co walczyliśmy, obywatelu Skripkin, co? Za co zabiliśmy jego cesarską mość i wypędziliśmy pana Riabuszyńskiego, co? Do grobu mnie wpędzi wasza sowiecka władza... O ogon, o cały ogon większy!..."
Przekupnie znajdujący się bliżej samochodu przyglądają się jeszcze finałowi tamtego wydarzenia. Zoja podeszła do rozrzuconych książek i klęcząc zaczyna je zbierać. Bajan podchodzi do Rozalii i usiłuje ją jakoś ułagodzić:
"Szanowna Rozalio Pawłowno, porównajcie z drugiego końca, przecież on większy tylko o łepek" -
Zadowolony ze swego spostrzeżenia szuka potwierdzania u innych:
"- a po co wam lepek - i tak jest niejadalny, tylko odciąć i wyrzucić."
Rozalia jeszcze bardziej rozsierdzona:
"Słyszeliście, co on powiedział? Łepek odciąć! To wam łepek odciąć, obywatelu Bajan" -
Teraz już na nią wszyscy zwracają uwagę:
"- wam nic nie ubędzie i nic nie zaszkodzi, a śledziowi odciąć łeb, to strata dziesięciu kopiejek na kilu."
Bajan wsiada do samochodu obok Asystentki. Podchodzi skrzypek i zaczynia grać. Samochód rusza wolno do przodu, a skrzypek idzie tyłem i przygrywa młodej parze. Rozalia obchodzi jadący samochód:
"Jazda! Do domu! Legitymacja związkowa jest mi bardzo w domu potrzebna - ale córka z dochodowym interesem to też nie w kij dmuchał."
Zoja zebrała książki i teraz wycofuje się wolno usiłując zatrzymać najeżdżający na nią samochód:
"Chcieliśmy żyć, chcieliśmy pracować... Więc wszystko..."
Stojący ciągle na tylnym siedzeniu Prisypkin jest już wyraźnie rozzłoszczony:
"Obywatelko! Nasza miłość uległa likwidacji. Nie stawiajcie przeszkód nieskrępowanym obywatelskim uczuciom, bo (kończy krzykiem) jak nie, to zawołam milicję."
Rozalia podchodzi do Zoi. Mierzy ją nienawistnym spojgrzaniem:
"Czego chce ta łachudra? Czego się czepiacie mego zięcia?"
Zoja wskazuje na Prfisypkina wyciągniętą ręką i krzyczy:
"On jest mój!"
Rozalia spogląda na Zoję, która przyciska do brzucha pozbierane książki, i zdecydowanie a jednoznacznie określa sytuację:
"A!... ona pewno z dzieckiem chodzi!"
Szybko idzie do samochodu i wsiada:
"Zapłacę alimenty, ale mordę jej rozwalę!"
Samochód wyjeżdża - cofa się tyłem. Za nim wychodzi skrzypek przygrywając. Jeszcze przekupnie wykrzykują w tamtą stronę swe formułki.
Zoja stoi w miejscu.
Z góry, z wieży po lewej stronie, rozlega się głos robotnika:
"Obywatele, przerwijcie tę ohydną scenę!"
Wszyscy milkną. Stoją zdezorientowani i ogłupiali. Patrzą na Zoję. Bezruch. Cisza. Wyciemnienie. Obrót sceny.
OBRAZ III
(Czas trwania około 25 minut)
Gdy obrotówka zatrzymuje się - nagłe, gwałtownie rozświetlenie sceny jasnym, pełnym światłem.
Wnętrze salonu fryzjerskiego. Ściany obite materiałem. Pośrodku długi zastawiony stół, przy którym siedzą goście weselni Na honorowym miejscu, centralnie - młoda para. Po prawej kolejno od Prisypkina: Rozalia Pawłowna, Bajan, Drużba i bokiem, przy węższej części stołu, Asystentka Bajana. Po lewej, obok Elzewiry, ojciec - Dawid Osipowicz, dalej Swat-buchalter, Druhna i przy węższej części stołu - Swatka.
W głębi, na podwyższeniu, orkiestra cygańska. Jeden z grajków siedzi przy pianinie, przy ścianie po prawej. Pozostali stoją; z lewej strony oparta o ścianę Cyganka. Za nimi widać wiszące duże lustra i blat z umywalkami i szufladkami, niezbędny w zakładzie fryzjerskim. Z lewej strony kasa ; obok wiej pod ścianą żelazny piecyk, którego rura biegnie wysoko przez cały pokój.
Cisza.
Panna młoda przytulona do ramienia małżonka, który "dostojnie" czeka.
Wszyscy zastygli w nienaturalnych pozach. Patrzą przed siebie. Cisza przedłuża się. Nic się nie dzieje. Goście weselni powoli zaczynają się niecierpliwić. Asystentka przybierając coraz bardziej wyszukane pozy poprawia makijaż. Matka nerwowo zaczyna uderzać palcami o stół. Bajan przechylony do tyłu czeka ma znak Prisypkina, by rozpocząć uroczystość. Ale takiego znaku ciągle nie ma. Siedzący obok niego Drużba wolniutko wyciąga rękę w stronę butelki. Spostrzega to Asystentka i wymienia porozumiewawcze spojrzenia z Bajanem. Drużba cofa rękę. Podobny manewr po drugiej stronie stołu, ale Swat-buchalter pod karcącym spojrzeniem swych sąsiadów rezygnuje z zamiaru przyspieszenia toastu. Z kolei Drużba ponawia próbę. Widzi to teraz i matka, która natychmiast szuka kontaktu wzrokowego z ojcem. Ojciec zajęty pilnowaniem swej strony stołu spostrzega spojrzenia wszystkich skierowane ma Drużbę. Widząc, co się dzieje, chrząka znacząco. To nie skutkuje, więc klepie córkę w ramię.
Wsparta na ramieniu Prisypkina Elzewira zwraca się do męża niepewnie: "Zaczynamy, Skrzypaczko?" Wszyscy patrzą w napięciu, wyczekująco. Bajan daje znak i Cyganka z tamburynem w ręku ustawia się, by za moment rozpocząć taniec. Drużba przechyla butelkę, by wreszcie nalać wódkę do kieliszka. Asystentka przestaje się malować.
Prisypkin ciągle patrząc przed siebie mówi wolno, ale zdecydowanie: "Zaczekać".
Z westchnieniem wszyscy powracają do swych poprzednich pozycji. Drużba odstawia butelkę. Asystentka znowu się maluje. Cyganka wraca ma swoje miejsce. Elzewira powoli przesuwa rękę w kierunku wielkiego czerwonego goździka, wpiętego w klapę marynarki Prisypkina. Przez chwilę gładzi kwiat, ramię i potem stopniowo ręka zsuwa się coraz iniżej - aż niknie pod stołem. Tę jej manualną działalność spostrzegają wszyscy. Przygląda się aprobująco matka. Zainteresowany jest i ojciec. Wszyscy podglądają młodych. Tylko Swatka zasnęła, oparta na krześle. Asystentka wymienia znaczące spojrzenie z Bajanem i ostentacyjnie się odwraca.
Prisypkin ma dosyć niepewną minę. Najpierw zaskoczenie i zdziwienie, potem obawa - co na to powiedzą ludzie. Wtulona, w niego Elzewira drżącym głosem ponawia pytanie:
"Skrzypeczko, zaczynamy?"
Bajan wstaje i daje znak Cygance. Cyganka znów podbiega, już gotowa do tańca. Drużba już prawie nalewa wódkę do kieliszka, Asystentka poprawia włosy i sukienkę. Wszyscy patrzą wyczekująco.
Prisypkin bierze rękę Elzewiry i kładzie sobie na sercu:
"Zaczekać. Mam życzenie ożenić się w zorganizowanym trybie i w obecności honorowych gości, a zwłaszcza w obecności osoby sekretarza zawkomu, szanownego towarzysza Lassalczenki... Ha!"
Wszystko ponownie wraca do pierwotnego stanu. Wszyscy zastygają w bezruchu. Swatka, odchylona do tyłu na oparciu krzesła, zaczyna chrapać. Głośno. Kwitują to niechętne spojrzenia.
Nagłe, energiczne, pukanie do drzwi.
Ogólne odprężenie. Bajan daje znak. Orkiestra zaczyna grać, Cyganka nuci. Asystentka staje w wymyślnej pozie. Wstają państwo młodzi, podnosi się też matka. Wszyscy wyraźnie zadowoleni. Bajan wychodzi zza stołu i idzie w lewo, w kierunku drzwi. Drużba nalał wreszcie wódkę i już ma ją wypić. Rozlega się gwałtowniejsze walenie do drzwi.
Orkiestra cichnie. Bajan, który już miał otworzyć, wyjmuje z kieszeni rewolwer i szybko przebiega w drugi koniec pokoju, do stojącej obok pianina doniczki z palmą. Wrzuca do niej rewolwer. Ojciec podchodzi do kasy, wyjmuje pieniądze i napycha nimi kieszenie. Matka zdejmuje biżuterię i wpina we włosy. Siedząca przy stole Druhna ściąga klipsy i naszyjnik, i chowa je za dekolt. Elzewira zdejmuje obrączkę i wkłada do ust - to samo trobi z pierścionkiem. Nieruchomieje wystraszona i wpatrzona w Prisypkina. Swat wyjmuje pieniądze z kieszeni i wpycha je w spodnie; widząc przyglądające mu się panie, wstydliwie się odwraca. Swatka, która właśnie się obudziła, też ulega panice i ukrywa kosztowności w butach. Cyganka wypiła wódkę a Bajan poczuł się bezpieczniej, stając za Asystentką.
Teraz rozlega się potężny łomot i z impetem, wywalając drzwi, wpadają dwaj mężczyźni. Jeden w wojskowym płaszczu, kompletnie pijany, za mim drugi, nieco trzeźwiejszy, salutuje. Pierwszy zataczając się sięga zamaszyście prawą ręką za połę płaszcza. Przez chwilę mocuje się, nie mogąc czegoś wyciągnąć. Panika, obecni kryją się jedni za drugich. Wreszcie gość triumfalnie wyciąga spod płaszcza czerwony kwiat. Prisypkin rozkłada szeroko ręce w powitalnym geście. Orkiestra na znak Bajana gra "Bubliczki" (ta melodia w różnych rytmach będzie towarzyszyć całej uroczystości).
Zebrani przyjmują to z wyraźną ulgą i zadowoleniem: sądzą, że nadszedł już oczekiwany przez Prisypkina, gość. Ogólne odprężenie. Asystentka szybko sadza pijanego przybysza obok Swatki. Gość wali się twarzą na stół i nieruchomieje, trzymając kurczowo kwiat. Asystentka tanecznie przeprowadza drugiego gościa. Sadza go na swoim krześle, a sobie przysuwa inne.
Prisypkin tymczasem jest wyraźnie zgnębiony. Drugi gość chrząka, Asystentka pomaga mu wstać. Gość stuka widelcem w butelkę, a potem, przezwyciężając pijacki bełkot, zwraca się do młodych:
"Szanowni nowożeńcy, proszę łaskawie wybaczyć spóźnienie, ale jestem upoważniony przekazać wam ślubne życzenia od naszego [...] towarzysza Lassalczenki."
Ogólne oklaski. Leżący na stole pierwszy gość macha kwiatem, drugi gość kontynuuje:
"Jutro, powiada, choćby do cerkwi, a dzisiaj, powiada, przyjść nie mogę. Dzisiaj, powiada, zebranie, i chcesz czy nie chcesz, a do komórki partyjnej, powiada, iść trzeba."
Szmer uznania, potem cisza. Gość chrząka, podnosi kieliszek, dłoń drugiej ręki charakterystycznym gestem podstawia pod kieliszek:
"Przejdźmy, że tak powiem, do porządku dziennego."
Przechyla się, by wypić. Wtedy Prisypkin stuka widelcem w butelkę. Rozgląda się po wszystkich. Mówi bardzo wolno, z powagą:
"Ogłaszam otwarcie wesela."
Pochyla się nad stołem i ustami podnosi kieliszek. Wypija wśród ogólnego aplauzu.
Jest to sygnał, że mogą już wypić i goście, co też natychmiast czynią. Prisypkin nalewa sobie jeszcze jeden kieliszek i szybko wypija. Ciężko opada na krzesło. Widać, że czuje się oszukany i upokorzony. Wstaje Rozalia Pawłowna, podchodzi do gości, wskazuje potrawy i zachęca do jedzenia:
"Towarzysze i mussje, konsumujcie, proszę. Gdzie teraz znajdziecie takie świnie? Kupiłam tę szynkę trzy lata temu na wypadek wojny [...] z Grecją [...] ale... Wojny jeszcze nie ma, a wędlina już się psuje. Konsumujcie, mussje."
Asystentka nakłada z półmisków na talerze. Bajan nalewa wódkę. Potem zbliża się do młodych i zaczyna skandować: "Gorz-ko! Gorz-ko!" Wszyscy podchwytują ten okrzyk i klaszcząc skandują razem z nim: "Gorz-ko! Gorz-ko! Gorz-ko!" Prisypkin patrzy na Elzewirę. Łapie ją mocno w objęcia i całuje długo, przesadnie. Ten pocałunek wszyscy kwitują okrzykami uznania i brawami. Wstaje Swat-buchalter i kierując się w stronę pianina wykrzykuje (zachowując wymowę fonetyczną): ."Betchowena!... Schakiespeara!... Prosimy coś zaprodukować". Kłania się głęboko, uniżenie: "Nie darmo obchodzimy co dzień [...] jubileusze!"
Zrywa się od stołu Swatka i biegnie do pianina, wymachując rękami:
"Pod skrzydełko go weźcie, pod skrzydełko! Ale ma zębów a zębów! Tylko wyrżnąć w nie!"
Bębni z całych sił palcami w klawiaturę.
Prisypkin patrzy, rozgniewany. Wstaje i ostro przerywa tę zabawę koło pianina:
"Nie depczcie po nóżkach mojemu fortepianowi."
Robi się cicho i wtedy nieprzyjemną sytuację zażegnuje Bajan. Daje znak orkiestrze. Szeroko rozkłada ramiona i pada w objęcia Prisypkina. Mówi, udając rozczulenie i wzruszenie:
"Jestem szczęśliwy, jestem szczęśliwy widząc eleganckie uwieńczenie [...] pełnej zmagań drogi życiowej towarzysza Skripkina."
Wszyscy kwitują to oklaskami. Teraz Bajan przybiera dwuznaczny uśmiech, mierząc Prisypkina wymownym spojrzeniem:
"Stracił on wprawdzie na tej drodze jeden prywatny dowód partyjny" -
Bierze rękę Prisypkinia i kładzie na dłoni Elzewiry:
"- ale za to zyskał wiele dowodów pożyczki państwowej. Udało nam się uzgodnić i powiązać ich klasowe i inne przeciwieństwa" -
Wchodzi na krzesło, potem ma stół:
"- w czym każdy uzbrojony w światopogląd marksistowski musi dojrzeć, że tak powiem, jak w kropli wody przyszłe szczęście ludzkości [...]"
Zmów rzuca weselne hasło: "Gorz-ko!", a wszyscy je podchwytują: ,"Garz-ko! Gorz-ko!" Prisypkin przechyla Elzewirę nazem z krzesłem do tyłu, tak że nad stołem fikają tylko nóżki w pantofelkach i różowych pończoszkach. Ogólny zachwyt i oklaski. Gdy gwar cichnie, Bajan stojąc ma stole ciągnie dalej:
"Jakimiż kolosalnymi krokami dążymy naprzód na drodze" -
Wskazuje miejsce, w którym przed chwilą fikały nogi panny młodej:
"- naszego rodzinnego budownictwa!"
Teraz zmienia ton na pełen powagi i smutku:
"Czyż wtedy, gdyśmy wspólnie z wami umierali pod Perekopem, a wielu nawet umarło" -
daje znak grajkowi i orkiestra zaczyna grać "Bubliczki", wolno, w rytmie marsza pogrzebowego. Rozwalony na stole pierwszy gość podnosi kwiat i stawia go jak świecę. Drugi gość, który do tej pory zajęty był Asystentką, wstaje, by z godnością oddać hołd poległym, Asystentka już jest przy nim i tańczy z nim kilka taktów. Gość prowadzony przez Asystentkę tańczy sztywno, ciągle z tym samym wyrazem twarzy. Potem Asystentka sadza go na krześle. Tymczasem Bajn mówi dalej:
"- czyż wtedy mogliśmy przypuszczać, że róże te będą kwitły dla nas i roztaczały woń już na danym etapie? Czyż wtedy, gdyśmy jęczeli pod jarzmem samodzierżawia, czyż nawet nasi wielcy nauczyciele, Marks i Engels" -
Bajan stuka się kieliszkiem z Prisypkinem. Prisypkin wypija. Drużba i drugi gość jednocześnie łapią za tę samą butelkę i mocują się. Drużba energicznie zabiera butelkę i kieruje się do pianina, gdzie przywołuje go Swat-buchalter. Przez ten czas Bajan kończy przemówienie:
"- mogliby założyć w marzeniu lub nawet marzyć o założeniu, że będziemy kojarzyć więzami hymenu zapoznany, ale wielki trud z obalonym [...] kapitałem."
Wszyscy klaszczą i skandują za Bajnem "Gorz-ko! Gorz-ko! Gorz-ko!" Orkiestra gra "Bubliczki" w skocznym rytmie. Trzeci pocałunek państwa młodych jest najdłuższy i najbardziej wyszukany. Prisypkin bierze Elzewirę na ręce, okręca się z nią i długo ją całuje. Potem sadza żonę na krześle, a sam opada w objęcia matki i teraz tak samo całuje Rozalię, bardziej zadowoloną niż speszoną.
Asystentka podaje szampana. Jedną butelkę wręcza Bajanowi, drugą trzyma sama i staje z prawej strony obok stołu. Bajan przerywa ogólną wrzawę i zręcznie, tanecznie poruszając się na stole, rozprawia dalej z butelką w ręku:
"Szanowni obywatele! Piękno jest motorem postępu! Kim byłbym w charakterze zwykłego człowieka pracy? Boczkinem - i nic więcej! Co mógłbym robić w charakterze Boczkina? Ryczeć! I nic więcej!"
Skupia na sobie uwagę wszystkich. Elzewira jest zachwycona jego przemową.
"A w charakterze Bajana - co dusza zapragnie! Na przykład:
Jam Olegiem Bajanem,
ze szczęścia pijanym."
Wszyscy rozbawieni klaszczą.
"I oto jestem teraz Olegiem Bajanem i korzystam, jako pełnoprawny członek społeczeństwa, ze wszystkich dóbr kulturalnych" -
Wskazuje na butelkę szampana w ręku:
"- i mogę się wyrażać" -
Drugi gość uderza ostrzegawczo w stół.
"- to znaczy, nie - wyrażać się nie mogę, ale mogę rozprawiać choćby jak starożytni Grecy: "Elzewiro Skripkina, dajcie, proszę, rybki nam".
Elzewira zaśmiewa się i wszyscy jej wtórują. Bajan zeskakuje ze stołu:
"I cały kraj może mi odpowiedzieć niczym jacyś trubadurzy:
Dla gardziołka odświeżenia
Olegowi w poczęstunku
za wytworne upojenia
raz śledzika i łyk trunku!"
Strzelają dwa szampany. Bajam i Asystentka napełniają kieliszki. Pisk, okrzyki, śmiechy. Orkiestra gra jeszcze skoczniej. Ogólna zabawa. Bajan i Asystentka przechodzą tanecznym krokiem przed stołem, każde z innego końca sceny. Gdy się mijają, znak porozumienia kciukami do góry, że wszystko idzie dobrze.
Wszyscy piją.
Prisypkin mierzy ręką wielkość biustu Elzewiry i Rozalii. Jest tym po pijacku całkowicie pochłonięty. Drużba zabiera butelkę z pianina i idzie w stronę kasy. Za nim podąża Swat-buchalter. Bajan przerywając zgiełk rozpoczyna nową myśl:
"Piękno - w tym problemacie..."
Wtedy Drużba natychmiast uderza dłonią w stół i przerywa:
"Mać! Kto powiedział "mać"? Proszę się nie wyrażać przy oblubieńcach!"
Ogólna konsternacja.
Pierwszy gość chwiejąc się wstaje i wyciąga rewolwer. Asystentka podbiega do niego, chowa mu rewolwer do kieszeni i sadza go na krześle. Gość z powrotem wali się na stół. Asystentka podchodzi do pianina. Swat, który szedł za Drużbą, by mu odebrać butelkę, łapie krzesło, rzuca nim o podłogę i ponawia swoje poprzednie żądanie: "Betchowena!" Na to odrywa się od stołu siedząca obok ojca Druhna i z piskliwym okrzykiem: "Kozaka!" biegnie do pianina.
Zaczyna tańczyć. Przy dźwiękach "Katiuszy" tańczą teraz i inni. Rozochocony drugi gość zrywa się, wskakuje na stół i poświstując tańczy kozaka z prysiudami. Prisypkin popycha go z tyłu i gość gwałtownie macha rękami, by złapać równowagę. Pchnięcie było jednak zbyt mocne, gość spada ze stołu. Wszyscy zatrzymują się i milkną. Gość zaczyna się podnosić i po pijacku grozi Prisypkinowi. Sytuację ratuje Elzewira. Obejmuje Prisypkina i zaczyna śpiewać piosenkę, która może go uspokoić:
"Zjeżdżały do Zagsu tramwaje, tam ślub się odbywał czerwony...
Pan młody był w kombinezonie,
w kieszeni miał kartę ZZ!"
Melodia przypomina "Bradiagę". Prisypkin niezupełnie jeszcze przekonamy chwyta za butelkę, ale Bajan szybko mu ją odbiera. Gość wraca na swoje krzesło. Teraz z Elzewirą śpiewają już wszyscy. Rozmarzają się. Asystentka w malowniczej pozie ułożyła się na pianinie. Pierwszy gość opada ze stołu ma kolana Swatki.
Swat-buchalter z nagłym błyskiem olśnienia kładzie rękę ma czole. Patrzy na Bajana i idzie w jego stronę:
"Rozumiem! Wszystko rozumiem! To znaczy: Bądź nam zdrów, miły Bajanku, kędzierzawy nasz baranku..."
Naciera nia niego, ale Bajan, zręcznie się wywija, Swat wpada na stół w miejscu, gdzie przedtem siedział Drużba. Nabija na widelec sporego śledzia i długo mu się przygląda. Wstaje ojciec:
"Nie, madame, takich naprawdę kędziarzawych teraz, po rewolucji, nie ma. Chignon gaufre robi się tak... bierze się żelazka, nagrzewa na słabym ogniu, a l'etoile "-
Bierze widelec. Obraca go nad butelką. Bardzo celebruje tę czynnność. Podchodzi do siedzącej obok niego Druhny, zanurza palce w jej włosy i burzy misterną fryzurę:
"- i spiętrza się na czubku głowy taki suflet z włosów."
Druhna wydaje krótki okrzyk. Jednocześnie rozlega się wrzask Swatki. Kurczowo przyciska do siebie głowę pierwszego gościa i krzyczy:
"Pan znieważa moją godność jako matki i jako dziewicy..."
Teraz podnosi go i mocno odpycha:
"Puść pan... bydlak!!!"
Drużba uderza butelką w stół:
"Kto powiedział "bydlak"?! Proszę się nie wyrażać przy oblubieńcach!"
Pierwszy gość wstaje, wyciąga rewolwer i chwiejąc się zaczyna celować po kolei we wszystkich obecnych. Panika. Krzyki i piski tych, w których mierzy. Wszyscy usiłują się gdzieś schować. Bajan daje znak Asystentce i ta tanecznym krokiwm podchodzi do gościa. Okręca go w tańcu i odbiera mu rewolwer. Szybko odchodzi i rzuca rewolwer Bajanowi. Swatka sadza gościa obok siebie i znów układa go na swych kolanach.
Gdy kolejne niebezpieczeństwo zostało zażegnane, Elzewira wstając zwraca się do Bajana:
"Ach! Niech pan zagra, ach! Walca "Tęsknota Makarowa za Wierą Chołodną".
Bajan daje znak grajkowi i orkiestra zaczyna pieśń. Cyganka cicho, zmysłowo nuci. Elzewira mówi zasłuchana:
"Ach, to jest takie charmant, ach, to po prostu petite histoire..."
Drużba reaguje natychmiast trzaśnięciem pięścią w stół:
"Kto powiedział "pisuar"? Proszę przy oblubieńcach..."
Zaskoczona Elzewira siada. Chwila ciszy. Na znak Bajana Cyganka nuci dalej, a Asystentka przetańcza Drużbę do pianina. Tam zatrzymuje go, opiera nogę wysoka o pianino, zagradzając przejście. Bajan bierze ze stołu butelkę i Asystentka poi Drużbę wódką. Teraz Bajan daje znak Cygance i ta podchodzi do Prisypkina, by mu powróżyć. Śpiewa: "Zjeżdżały do Zagsu tramwaje..." i ogląda jego rękę.
Elzewira słucha, wsparta na ramieniu ojca. Asystentka siada na kolanach drugiego gościa, opiera głowę o stół. Gość zasłuchany i rozmarzony obejmuje ją tak, jakby trzymał gitarę, i jedną ręką przebiera struny w takt muzyki. Swat z nabitym na widelec śledziem kiwa się nad stołem, Pochyla się nad Asystentką, potem rusza dalej w kierunku drugiej strony stołu. Cyganka przypatruje się dłoni Prisypkina z przestrachem. Odchodzi, siada na kasie i tam kończy piosenkę. Inni też nucą.
Prisypkin wyczuł coś niedobrego. Ogląda swoją rękę - potem płacze. Matka głaszcze go z czułością po głowie i przyciąga do siebie.
Swat-buchałter ze śledziem podchodzi do siedzącej przy stole Druhny. Przykłada jej śledzia do dekoltu, potem przechodzi w kierunku Cyganki. W tym czasie Drużba stojąc przy pianinie, bardzo uważnie przygląda się grajkowi:
"Czego grasz na samych czarnych kościach? Dla proletariatu to na połowie, a dla burżuazji na wszystkich, tak?"
Bajan spieszy do pianisty, brani go przed Drużbą:
"Co wy, co wy, obywatelu? On przede wszystkim stara się na białych."
Drużba nie ustępuje, patrząc podejrzliwie:
"Znaczy, znowu wychodzi, że biała kość jest lepsza? Graj na wszystkich!"
Bajan jest nieco zniecierpliwiony, bo jednocześnie obserwuje płaczącego Prisypkina i Swata, który stoi wprawdzie jeszcze obok Cyganki, ale już niepokojąco wpatruje się w pannę młodą. Mówi do Drużby: "Ależ on na wszystkich!" Drużba jednak obstaje przy swoim:
"Znaczy, że razem z białymi? Ugodowiec!"
Bajan teraz już ma dobre zirytowany:
"Towarzyszu... to przecież... cedury..."
Drużba reaguje natychmiastowym walnięciem ręką w pianino:
"Kto powiedział "dureń"? Przy oblubieńcach."
Asystentka momentalnie zrywa się z kolan gościa i już podchodzi do Drużby, by załagodzić nieporozumienie. ,Swat-buchalter tymczasem doszedł do Elzewiary i zdecydowanym ruchem włożył jej sledzia za dekolt. Elzewira krzyczy z oburzenia i obrzydzenia. Natychmiast w jej obromie staje Prisypkin:
"Czego wy mojej żonie śledzia w biust pchacie? To nie klomb, ale pierś, a to nie chryzantema, tylko śledź!"
Swat wyciąga widelec ze śledziem, przygląda mu się z dużą uwagą, odchodzi nieco w tył i do Prisypkina zwraca się z wyraźną pretensją:
"A wyście nas może łososiem częstowali? Łososiem? Co? A sami wrzeszczycie."
Naciera z widelcem na Prisypkina, ten jednak odchyla się i unika ciosu. Swat wpada bezwładnie na Prisypkina a Prisypkin odpycha go prosto w ręce Bajana. Bajan wykonuje kilka tanecznych kroków i kładzie Swata przy ścianie za kasą.
Aby odwrócić uwagę wszystkich od tego zajścia, Asystentka zaczyna wykonywać taneczne ruchy. Dołącza się i Bajan. Spotykają się na środku przed stołem i tańczą wymyślne tango z przyklękaniem. Jest to taniec wykonywany specjalnie pod adresem młodych. Bajan pokazuje im, jak się mają bawić. Elzewira wstaje i zaczyna tanecznie zapraszać Prisypkina. Bardzo do tańca rozochocił się drugi gość i szybko w jego ramiona wpada Cyganka. Matka pomaga wstać Prisypkinowi, by także mógł iść tańczyć. Prisypkin przybiera swą wyuczoną pozycję taneczną: jedną ręką jakby obejmuje niżej talii partnerkę, a drugą trzyma wyżej ze skierowanym do dołu kciukiem. Jest to wynik wcześniejszych nauk Bajana. I teraz Bajan jeszcze raz mu tę pozycję przypomina. Elzewira już jest na środku sceny, przed stołem. W ręku trzyma złożony, długi welon. Kusi Prisypkina, wyginając się w tańcu. Prisypkin upozowany idzie do niej, pokracznie kolebiąc się w przód i w tył. Teraz pozostaje mu już tylko w przybraną pozę wpasować Elzewirę. Jest mocno pijany i przewraca się tuż koło niej. Ona go przytrzymuje w ostatniej chwili. Wrzask. Muzyka cichnie.
Bajan daje znak orkiestrze. Następuje zmiana rytmu z tanga na shimmy. Rusza taneczny korowód par dookoła stołu: Bajan z Asystentką, Cyganka z drugim gościem, ojciec z matką, para Drużbów, pierwszy gość ze Swatką. Nawet Swat gramoli się zza kasy.
Bajan z Asystentką wskakują ma stół i tam tańcząc dyrygują pozostałymi. Prisypkin już doszedł do siebie i teraz czas na jego popisowy numer. Najpierw trepak do przodu i w tył, a następnie wyuczony przez Bajana taniec. Ujmuje Elzewirę tak, jak już przymierzał się wcześniej, i coraz intensywniej wykonuje wyuczone ruchy, przypominające ruchy kopulacyjne. Ogólny aplauz, wszyscy klaszczą, zachęcają. Cyganka ma skinienie Prisypkina rzuca mu tamburyn i teraz następuje taneczne, hiszpańskie przejście do tyłu, zamaszyste uderzanie tamburynem o łokieć, głowę, nogę. Ten występ wszyscy przyjmują entuzjastycznie. Prisypkin odrzuca tamburyn Cygance i rozochocony przytupuje. W tym momencie skręca się z bólu. Boląca noga w lakierku uniemożliwia dalszy taniec. Orkiestra znowu przestaje grać, Bajan jednak daje znak, by grano dalej, i pokazuje Prisypkinowi, że można także skakać na jednej nodze. Rozbawiona Elzewira rzuca welon i tańczy wokół stołu. Za nią skacze Prisypkin. Drużba siadł już przy stole i zajął się butelką. Wszystkich tańczących panna młoda zaplątuje w welon. Z końcem welonu szamoce się gość. Okręca się nim, zawija w niego Cygankę. Podczas tańca Elzewira zahacza o piecyk, co powoduje, że łamie się i odpada kawałek rury. Nie zauważa tego w ogólnym zamieszaniu i tańczy dalej, owijając welonem cały stół i większość gości. Potem układa się na podłodze przed stołem na środku sceny. Poza splotem, po zewnętrznej stronie welonu, zastaje Prisypkin i jeszcze na jednej nodze skacze dalej. Wychodzi mu naprzeciw Druhna i z przyśpiewem nakłania do wspólnego tańca; Prisypkinowi trudno jest utrzymać równowagę, więc wyciągniętymi do przodu rękami opiera się o jej wydatny biust i w ten sposób tańczą całe okrążenie. Goście zaplątani w welon śpiewają, śmieją się, przekrzykują nawzajem.
Nagle Druhna spostrzega dym wydobywający się ze złamanej rury. Zaczyna biegać i krzyczeć: "Pali się!!! Pali się!!!" Nikt jednak nie zwraca na to uwagi. Druhna szarpie gości pokazując dymiącą rurę. Ale tylko Drużba dla porządku rzuca swe sakramentalne: "Kto powiedział pali się?..." Swatka radośnie, z pijacką uciechą, powtarza: "Pożar! Pożar!".
Swat wgramolił się już na kasę. Stoi z wysoko podniesioną ręką, w której trzyma widelec ze śledziem. Krzyczy: "Łososia!" Bajan z Asystentką śpiewają w duecie: "Zjeżdżały do Zagsu tramwaje..." Dymu przybywa cotraz więcej.
Stopniowe, wolne ściąganie jasnego światła.
Stopniowe, wolne dawanie czerwieni.
Pijacka zabawa trwa. Asystentka kończy powtórzoną zwrotkę piosenki,
Rusza obrotówka.