Artykuły

Piórko Archanioła Gabriela

Tosza pisze o Beaumarchais, butach z obrazów van Gogha i dramatu Tankreda Dorsta, reżyserowaniu na prowincji, Schaefferze i finansowej kondycji ludzi sztuki, eseistyce Zagajewskiego i poezji Maja, Kwartecie Śląskim i Mitoraju, Swinarskim, Grassie i Nieznalskiej, zastanawia się nad kulturowymi zmianami, które sprawiły, że po spektaklu aktorzy i publiczność wybiegają jak najszybciej z teatru, nawet premierowe ukłony i oklaski są coraz krótsze... - o książce Bogdana Toszy "Pisane na stronie" pisze Andrzej Franaszek w Tygodniku Powszechnym.

Tu w Certaldo umiera Boccaccio. Nie pomogła mu cebula, której sok podawano mi w dzieciństwie podczas grypy, ani oliwa toskańska, o której miejscowi mówią, że jeśli pić ją systematycznie, chroni przed wszelkim przeziębieniem. Kondukt żałobny nie szedł daleko, o mniej niż sto metrów jest kościół Santi Jacopo e Filippo. (...) Zanim wieczorny spokój Santi Jacopo e Filippo przerwą grajkowie i rzemieślnicy, plac nagrzany słońcem spowija jeszcze cisza. Późnoromański kościół sprawia wrażenie zaniedbanego. W przejściu do ołtarza, tuż obok niego, znajduje się płyta, pod którą spoczywa Boccaccio. Naturalnej wielkości postać w renesansowym stroju trzyma w ręku księgę. Pod stopami napis (...), a obok napisu - herb Certalda, oczywiście z cebulą. Po lewej popiersie pisarza, który z uśmiechem zadowolenia i pobłażliwości - trzymając w ręku Dekameron - patrzy na pochowaną naprzeciwko w szklanej trumnie świętą Beatę Julię. Patrzą na siebie od wieków. Byli rówieśnikami, ale żyli inaczej. On - szeroko, z rozmachem, w młodości uwodziciel, neapolitański Don Juan, ona - ascetyczna mniszka. Piękne długie palce i zaciekła twarz gospodyni domowej. Certaldo, dumne z obojga, połączyło ich w jednym kościele, świętą Kościoła i świętego literatury. Obok ołtarza niepozorne drzwi prowadzą na dziedziniec, który jest architektoniczną oazą renesansu. Jeszcze w kościele słychać śmiech. Po krużgankach dziedzińca spaceruje stary ksiądz. Do niego należą gromki śmiech i filuterne spojrzenia, które rzuca na prowadzące go pod ramię dwie zakonnice, młode i piękne Murzynki.".

Ten ładny podróżniczy zapis, błysk wychodzący poza turystyczne wrażenia pochodzi z książki "Pisane na stronie" Bogdana Toszy, opublikowanej nakładem wydawnictwa Gaudium. Urodzony w 1952 r. Tosza, absolwent UJ oraz krakowskiej PWST, jest reżyserem teatralnym, telewizyjnym i radiowym, wieloletnim dyrektorem Teatru Śląskiego w Katowicach i Teatru Polskiego we Wrocławiu. Od lat 90. publikował felietony w "Gońcu Teatralnym" i "Teatrze", później pisał je także dla katowickiego Radia eM.

"Reżyser z natury swojego zawodu zmuszony jest do interesowania się wieloma aspektami życia i sztuki. Jako ten, który zamienia w nową jakość pracę pisarza, scenografa, kompozytora, winien się czuć zobligowany do śledzenia literatury, plastyki i muzyki" - tłumaczy autor książki, będącej zapisem różnorodnych zainteresowań.

Tosza pisze zatem o Beaumarchais, butach z obrazów van Gogha i dramatu Tankreda Dorsta, reżyserowaniu na prowincji, Schaefferze i finansowej kondycji ludzi sztuki, eseistyce Zagajewskiego i poezji Maja, Kwartecie Śląskim i Mitoraju, Swinarskim, Grassie i Nieznalskiej, zastanawia się nad kulturowymi zmianami, które sprawiły, że po spektaklu aktorzy i publiczność wybiegają jak najszybciej z teatru, nawet premierowe ukłony i oklaski są coraz krótsze...

Najciekawszy jest jednak, gdy wychodzi poza konwencję krótkiego felietonu, analizując plastyczną twórczość Tadeusza M. Siary (którego znakomite grafiki reprodukowane są w książce) czy wspominając zmarłych - Andrzeja Wanata, Czesława Miłosza, a zwłaszcza bardzo bliskiego mu Josifa Brodskiego. A także gdy zmierza w kierunku literatury, jak we fragmencie opisującym trzy godziny, które latem 1898 r. Stanisław Wyspiański spędził w Katowicach: "Patrzy na katowicki Rynek, szukając kawiarni, gdzie mógłby wypić kawę. Nie pójdzie do Teatralnej, bo, jak teatru, jeszcze jej nie ma. Powstanie za lat kilkanaście, potem wejdzie w posiadanie rodziny matki Konrada Swinarskiego, a sam Swinarski będzie tam zaraz po II wojnie mył szklanki. Dziś znowu jej nie ma. (...) Widzę go dokładnie z okna obecnego Teatru, jak pisze kartkę do Lucjana Rydla: Zwiedzam więc Katowice. Jest to wielkie, miasto malutkie. Zupełnie brzydkie i głupie, ale praktyczne, eleganckie i mądre, dziewczęta ładne, głupiuteńkie, sądząc z wyrazu twarzy"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji