Artykuły

Półtorej godziny w kwadrans

Rozmowa z JOSE MARIA FLORENCIO JUNIOREM, zastępcą dyrektora ds. artystycznych Opery Bałtyckiej przed niedzielną premierą o tym, jak dziś pokazywać Don Giovanniego.

W filmie "Amadeusz" Formana to właśnie na przedstawieniu "Don Giovanniego" Salieri ugiął się i uznał geniusz Mozarta.

- Jako muzyk, po raz kolejny, a realizowałem "Don Giovanniego" już w pięciu czy sześciu krajach świata, każdego dnia na próbach chylę teraz czoła przed geniuszem Mozarta.

Ciągle Pan tę muzykę odkrywa?

- To nieprawdopodobne, w jaki sposób wielkość i głębia muzyki Mozarta zapisana jest w partyturze tej opery. W "Don Giovannim" Mozart stworzył idealną syntezę muzyki i teatru.

Ile razy słucham uwertury, zastanawiam się - czy to jest muzyka o jasnej czy o ciemnej stronie życia?

- Ja jestem przekonany, że Mozart w ostatnich latach swego życia patrzył na świat oczyma oddanego członka masonerii. Wolnomularstwo dało mu możliwość oglądania świata z bardzo szczególnego punktu widzenia. Nareszcie tak naprawdę otworzyły się przed nim drzwi arystokratycznych salonów, mógł swobodnie obcować z możnymi tego świata. Ktoś powie - przecież od dawna żył w pałacach, był sługą arcybiskupa...

No właśnie - sługą.

- A loża dawała mu równy status z jej arystokratycznymi członkami.

Jak to się ma do "Don Giovanniego"?

- Kiedy Mozart w "Don Giovannim" opisuje pałac czy kolacje Don Giovanniego albo jego kontakty z Zerliną i Masseto, przedstawia coś, co znał już od kuchni. Wtedy na przykład, kiedy opisuje, jak to Don Giovanni chce zrobić z Zerliny damę i obiecuje jej pałac, po to tylko, by ją wykorzystać. Mozart obserwował takie rzeczy z bliska.

Stąd ta zabawowa tonacja opery?

- Tak mi się wydaje. Mozart odkrył, że cała ta arystokratyczna pompa, te peruki, cały ten dystans wobec ludzi, wszystko to razem przykrywa bardzo marny teatr. Przeniesienie tego na scenę, pokazanie na oczach wszystkich okazuje się bardzo zabawne. Pamiętam, że kiedy kilka lat temu przygotowywałem premierę "Wesela Figara" we Wrocławiu, rozmawiałem często z hrabią Dzieduszyckim. Pan hrabia powtarzał mi stale - Maestro, arystokracja była właśnie taka! Tylko bawili się i praktycznie nic innego nie robili.

Ale Salieri w filmie pozieleniał z zazdrości, słuchając nie arii Zerliny, tylko słynnej sceny pojawienia się posągu Komandora. To wcale nie jest zabawne.

- Mozart w tym czasie chętnie posługiwał się czarno-białą symboliką. Dlatego na przykład po tym ciemnym, filozoficznym wstępie do uwertury...

Te niezwykłe pierwsze takty...

- Które zapowiadają finał opery i pojawienie się Komandora, słyszymy Allegro, które kojarzyć by się mogło wyłącznie z karnawałem w Rio de Janeiro, gdyby 300 lat temu był on tak popularny, jak jest dzisiaj. W uwerturze Mozart jest i głęboki, i taki, powiedzielibyśmy operetkowy, gdyby nie to, że jest tak doskonały. Komandor był, jak wiadomo, obrazem problemów Mozarta z jego ojcem, przeżywanych przez kompozytora przez całe życie.

Ale na scenie w Operze Bałtyckiej posąg Komandora się nie pojawi. Rozmawiał Pan o tym pomyśle z reżyserem?

- Rozmawiamy o każdej nucie, każdym kroku i takcie. Pan Weiss-Grzesiński zmienia też coś czasami w trakcie prób. Ja również dostosowuję pewne rzeczy do tempa, którego teatr Weissa-Grzesińskiego wymaga. Wspólnie tworzymy to dzieło. Sama partytura nie jest "Don Giovannim", to tylko droga do niego.

To przekonał Pana reżyser do pomysłu niepojawienia się posągu Komandora?

- Kiedy mi to wytłumaczył, to mnie przekonał i to bardzo szybko. W operze nie powinno być tak, że wszystko okazuje się dosłowne. Publiczność ma dosyć dekoracji jak zamknięte szafy z ubraniami. Ktoś, kto w zastępstwie Komandora pojawia się w naszym przedstawieniu, jest bardzo ciekawą postacią, "wypracowaną" wcześniej.

Niech mi Pan powie - istnieją czy nie istnieją duchy?

...

- Najprawdopodobniej nie istnieją. Proste transponowanie problemów psychologicznych z ojcem na osobę przybywającego zza grobu Komandora podważałoby inteligencję Mozarta. Musimy tak to przedstawić, żeby stało się to wiarygodne dla współczesnego widza. Chodzi w tym wszystkim raczej o wydobycie głębokiego wewnętrznego żalu Mozarta, związanego z jego dzieciństwem.

Mówi Pan o tempie teatru Weissa-Grzesińskiego. Na konferencji otwierającej panów sezon w Gdańsku też Pan deklarował, że opera musi być dzisiaj realizowana w innym tempie niż kiedyś.

- Najkrótszą definicję opery usłyszałem kiedyś od pewnego dziecka. Powiedziało ono, że opera to taki teatr, który zaczyna się o siódmej, a kiedy po dwóch godzinach patrzy się na zegarek, jest siódma trzydzieści. Czyli to takie miejsce, gdzie jest mnóstwo czasu, a nic się nie dzieje. Opera nie może być dzisiaj taka, a tym mniej może być taki "Don Giovanni".

W jakim tempie będzie zrealizowane panów przedstawienie?

- Na próbach to, co trwa półtorej godziny, czyli pierwszy akt, mija nam, jakby to był kwadrans. Zobaczymy, jak to przyjmie publiczność. Widzowie dzisiaj oglądają setki efektów w czasie paru minut filmu "Matrix". Jeśli mieliby tu przyjść i przez cztery godziny zobaczyć cztery efekty, to się w tym, obawiam, nie odnajdą. Za czasów Mozarta żyło się w zupełnie innym tempie. Dzisiaj tempo jest inne i my próbujemy iść w tę stronę. Nasza muzyka jest oczywiście ściśle mozartowska, nic się tutaj nie zmienia, nie udajemy japońskiego rocka. Będziemy grali Mozarta stylowo, precyzyjnie, natomiast tempo narracji całego widowiska musiało ulec uwspółcześnieniu, po to, żeby każdy widz mógł bez problemu wytrzymać proporcje tego dzieła.

***

"Don Giovanni" w Operze Bałtyckiej - premiera 13 kwietnia

Mozartowskiego "Don Giovanniego" w Operze Bałtyckiej reżyseruje nowy dyrektor Opery Marek Weiss-Grzesiński. Autorem scenografii jest Jagna Janicka, choreografię opracowała Izadora Weiss. Solistami są m.in. Mikołaj Zalasiński i Leszek Skrla (partia Don Giovanniego), Bogdan Kurowski i Andrzej Malinowski (partia Komandora), Anna Mikołajczyk i Aleksandra Buczek (Donna Anna), Bożena Harasimowicz i Anna Wierzbicka (Donna Elvira).

Jose Maria Florencio Junior

W Polsce pracuje od 1985 roku. Pełnił funkcje dyrygenta Teatru Wielkiego w Łodzi, dyrektora muzycznego Opery Wrocławskiej, dyrektora nacz. i artyst. Filharmonii Poznańskiej i stałego dyrygenta w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Obecną funkcję dyrektora artystycznego Opery Bałtyckiej łączy z pracą dyrektora Orquesta Sinfonia do Teatro Municipal de Sao Paulo. Znany polonofil, przez Polonię brazylijską nazywany swojsko Józkiem Kwiatkowskim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji