Artykuły

Opera kelnera

"Krótki kurs dobrego smaku, czyli jednego jednego kelnera" w Białostockim Teatrze Lalek. Przed premierą a po obejrzeniu spektaklu-egzaminu studentów AT, pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Pozbawieniem owłosienia jednego z aktorów i występem drag qeen zdali egzamin z piosenki młodzi lalkarze . To, co pokazali wykładowcom , w niedzielę zobaczymy jako premierę

Premiera, przygotowana przez białostockich studentów Akademii Teatralnej, odbędzie się w Białostockim Teatrze Lalek i tytuł nosi obiecujący: "Krótki kurs dobrego smaku, czyli jednego jednego kelnera" i bynajmniej nie jest tylko prezentacją piosenek. Studentów bowiem przygotował Wojciech Szelachowski, szef artystyczny BTL i wraz z nimi - oraz przy udziale kilku lalkarzy - sporządził kolejne autorskie widowisko w swoim stylu, czyli spektakl na kształt śpiewogry. Znany z "Kursów..." wszelakich ("Krótki kurs wychowania seksualnego", "Krótki kurs piosenki aktorskiej") Szelachowski tym razem zwrócił się ku tematom kulinarnym.

Widzowie zaproszeni zostają do podłej knajpki z kapelą i zgryźliwym "panem starszym", który co i rusz, zdenerwowany natrętnym klientem, odstresowuje się, zamawiając u orkiestry kolejne "kawałki". Tu na scenę wkraczają studenci, którzy serwują widzom, w najróżniejszych, ale raczej tradycyjnych aranżacjach, piosenki sprzed pół wieku i więcej, m.in. teksty Grzesiuka, Stanisława Staszewskiego czy słynne rosyjsko-Żydowskie "Bubliczki".

Szelachowski naszpikował "Kurs..." mnóstwem drobnych smaczków i pomysłów. Oto w ponurej, acz świetnej kapeli (wręcz żywcem ze "Złego" Tyrmanda), grającej na żywo, obok zawodowych muzyków zasiadł najlepszy perkusista wśród aktorów BTL - Andrzej Beya-Zaborski. Klientem, flegmatycznie konsumującym śledzika do kotleta, jest inny lalkarz - Krzysztof Dzierma. Okazał się on sztandarowym przykładem upierdliwego klienta, który w drugiej części spektaklu... poraził wszystkich swoją nagłą metamorfozą. Jakimś, trochę niepojętym trafem przeniósł się do przyszłości, knajpę wykupił i przeistoczył ją w szemranej jakości pub XXI w. Na oczach widzów zmienił fryzurę, odział się w bojówki, po czym rozpoczął upijanie się na całego. Śpiewacy znów pojawili się ha scenie, ale tym razem w kłębach dymu, nowym emploi i przy nowoczesnej - punkrockowej, psychodelicznej albo rapowej muzyce. Piosenki zaśpiewali niby te same, ale gdzie im do pierwotnej subtelności.

Ciut za długo

My egzamin widzieliśmy i śmiało spektakl możemy polecić. Z jednym małym ale. Owszem, dowcipnych pomysłów tu ca te mnóstwo. Śledzenie zaskakującej przemiany klienta-Dziermy - fascynujące (zresztą cała jego obiecność na scenie jest źródłerm nieustającej uciechy). Niezłych przeżyć dostarczy też słuchanie piosenek (a właściwie konfrontacja tradycyjnej aranżacji z nową - "Bubliczek" we wrzasku punkowy rozpoznać nie sposób, "Celinę" wyśpiewuje drąg queen, a monotonną balladę o pannie Franciszce - agresywny skin, który kłopoty swojej ukochanej zwala, rzecz jasna, na Żydów).

Wszystko więc jest OK, tylko, na miłość boską, czemuż to takie długie?! Rozumiem, że wyśpiewać się muszą wszyscy studenci, rozumiem, że takie są wymogi egzaminu. Po jego obejrzeniu napisaliśmy, że naprawdę warto pokazać spektakl szerszej publiczności, ale że ta trzech godzin może nie zdzierżyć. Sugerowaliśmy przykrócenie widowiska. Czy w niedzielę i poniedziałek znów zostaniemy zaproszeni na trzygodzinną posiadówkę? Liczę na to, że nie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji