Artykuły

Statek wypływa na spokojniejsze wody

- Chcę tak planować obsady, żeby grali, a przynajmniej czuli się z teatrem związani, wszyscy członkowie zespołu. To dziś dla nas ważne. Bo jesteśmy na etapie lizania ran - mówi EDWARD ŻENTARA, dyrektor artystyczny Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie.

z Romanem Radziwonowiczem, dyrektorem naczelnym i Edwardem Żentarą [na zdjęciu], dyrektorem artystycznym Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie rozmawia Artur D. Liskowacki.

Miniony sezon w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym kończył się ponuro - w atmosferze skandalu. Odeszli do Słupska kierujący BTD Zbigniew Kułagowski i Bogusław Semotiuk; zespół - który miał za sobą parę znaczących sukcesów - też się zmienił. Teraz panowie odpowiadacie za koszaliński teatr. No więc, co dalej? Wypogodziło się niebo po burzy? Czy to tylko promyk zza czarnych chmur, które wciąż nad koszalińskim teatrem wiszą?

R.R.: - Próbujemy rozpocząć bez obciążeń przeszłości...

Gruba kreska?

R.R.: - Można by tak rzec, choć przecież nie sposób określić, gdzie ona miałaby przebiegać. Próbujemy nie oglądać się na to, co już było. Bo już było. My mamy przed sobą nowy sezon. Trzeba go zrobić z uszczuplonym zespołem artystycznym, o którego los się tu w Koszalinie poważnie obawiano. A sądzę, że trochę na wyrost. Udało nam się też chyba uspokoić nastroje i skoncentrować się na pracy. Ale nie możemy zapomnieć o problemach finansowych. Na razie wychodzimy z dołka. Spotykamy się, na szczęście, z dużym zrozumieniem ze strony miasta. Dostaliśmy już spory zastrzyk finansowy, który - mam nadzieję - pozwoli nam wyjść na prostą.

E.Ż.: - A wracając do spraw artystycznych. Siły zespołu na pewno się nadwyrężyly. Odeszli przecież młodzi, cenieni aktorzy: Agnieszka Ćwik, Marcel Wiercichowski, Albert Osik, paru innych pozostaje u nas na etacie, ale są też w innych teatrach, tak więc nie mogą być w pełni dyspozycyjni. Ale tak dobieramy teraz nasz repertuar, żeby poradzić sobie w nowej sytuacji. Najważniejsze, że po tych wszystkich zawirowaniach -a to było naprawdę przykre dla wszystkich, i robiło teatrowi fatalną atmosferę w mieście - udało się nastroje uspokoić. Taki też byt mój zamiar, dlatego, gdy tylko dostałem nominację, zaraz wprowadziłem do prób trzy nowe sztuki. Żeby mocną pracą uciec od problemów. No i szybko to zaowocowało; mamy już za sobą dwie premiery, trzecia wkrótce. Ale by się to udało część zespołu musiała zrezygnować z urlopów. Warto było jednak wejść w sezon z kopyta, to daje dobry klimat do dalszej pracy. A zespół miał czas się zintegrować.

Pan jest stąd, z Koszalina, był pan też członkiem tego zespołu w ubiegłym sezonie. Ale ma pan za sobą doświadczenia z wielu polskich scen, z filmowego planu. Daje to panu jakieś atuty na starcie?

E.Ż.: - Tak, bo mam dwie perspektywy patrzenia na ten teatr. Stąd poczucie wspólnoty z tą sceną i szansa patrzenia na zespół z dystansu jako na całość - bez faworytów czy tych, których się nie lubi. Chcę tak planować obsady, żeby grali, a przynajmniej czuli się z teatrem związani, wszyscy członkowie zespołu. To dziś dla nas ważne. Bo jesteśmy na etapie lizania ran.

Długo to potrwa?

E.Ż.: - Nie wiem. Ale ja nie rezygnuję z artystycznych ambicji. Mimo biedy staram się grać nie tylko mniej kosztowne spektakle, a planuję też tak duże inscenizacje jak "Pamiętniki Jana Chryzostoma Paska" w reżyserii Krzysztofa Galosa, czy "Sługę dwóch panów" z gościnnym udziałem gwiazdy - mamy obiecaną wstępną zgodę pana Jana Kobuszewskiego. Będzie to barwne, a mam nadzieję efektowne przedstawienie z pięknymi kostiumami Małgorzaty Treutler. A potem będziemy pracować, pracować...

Tylko na swój rachunek, czy może korzystając też ze spektakli z poprzednich sezonów?

E.Ż.: - Tam gdzie się da zrobić zastępstwa, będziemy grali gotowe spektakle. "Śluby panieńskie" miały dwie obsady i z tego możemy skorzystać. Zostaje też "Faust", bo zostali z nami Marta Klubowicz, Wojciech Rogowski... Ale nie zawsze będzie to możliwe. Spadnie nam z repertuaru "Ślub"...

To akurat przedstawienie, które było w sezonie minionym wizytówką Bałtyckiego. A "Wesele"?

R.R.: - Przymierzaliśmy się do "Wesela" w takiej wspólnej inscenizacji z teatrem w Słupsku, w którym dyrektoruje Bogdan Semotiuk, i do którego odeszła część obsady tego spektaklu. Ale wygląda, że z wielu względów - ekonomicznych, organizacyjnych, choć nie tylko - na razie nie jest to możliwe. Nie przekreślamy jednak takiej ewentualności.

Rozumiem, że granica województwa oddzielająca dziś oba - tak bliskie przecież miasta - nie oddzieli też teatrów dodatkową, żelazną barierą, spoza której będzie się wzajemnie i wrogo rozpamiętywać przeszłość?

R.R.: - Przeciwnie, my nawet zaproponowaliśmy wzajemną wymianę naszych przedstawień. Już w listopadzie "Szalona lokomotywa" ze Słupska trafi na naszą scenę, a my w Słupsku pokażemy pierwszą swą premierę sezonu - "Czego nie widać".

Powiedzmy może w tym miejscu, że reaktywowany w tym sezonie, po kilkunastu latach, teatr w Słupsku miał być - w założeniach - w bliskim kontakcie z BTD.

R.R.: - Mówiąc dokładniej: teatr w Słupsku miał być drugą sceną Koszalińskiego. Władze obu miast odeszły jednak od tej koncepcji. I nie ma się co dziwić, każde z miast ma swoje ambicje. Zresztą byłyby i inne przeszkody aż tak ścisłych związków. W końcu oba teatry leżą w innych województwach. Samodzielność jest więc dobrym, jak sądzimy, rozwiązaniem... Ale współpraca, mimo tego, co było, też wydaje się możliwa. Choć na razie różne personalne zaszłości mogą być w niej przeszkodą.

A jeśli mowa o zaszłościach. Teatr, którym panowie dziś kierujecie był w poprzednich sezonach sceną dość specyficzną - wiele grał w objeździe, w całej Polsce. Z tego co wiem, niebawem, jak kiedyś, wyruszy w trasę na Śląsk. To również wasz pomysł na ten teatr?

R.R.: - Śląska trasa wynika z poczynionych wcześniej umów. Choć z występów poza Koszalinem i w przyszłości, oczywiście, nie rezygnujemy. Muszą być jednak podporządkowane logice, tej finansowej, jak i organizacyjnej. Bo bywało, że na wyjazdach, co miały przynosić zysk, agencje organizujące wyjazd zarabiały, a teatr tracił. W przyszłości chcemy się zresztą koncentrować w tej mierze na regionie. Np. na bliższej współpracy ze Szczecinem. I na wymianie barterowej - jakiś teatr gra u nas, my u niego. To się opłaca i ma sens, jako poszerzenie oferty repertuarowej.

E.Ż: - A jeśli mowa tylko o stronie artystycznej: chcę tworzyć teatr różnorodny.

BTD to przecież jedyny repertuarowy teatr w Koszalinie. Musi pełnić różne funkcje, oferować widzom klasykę narodową, rozrywkę, a i proponować poważny dialog artystyczny, społeczny. Chcę łączyć te różne nurty. Pracy jest dużo, ale statek pod nazwą teatr, dzięki całej załodze, aktorom, lecz i ludziom z zespołu technicznego i administracyjnego, którzy bardzo się w to zaangażowali, już wypływa na spokojniejsze wody. To mobilizuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji