Artykuły

Strauss i Tuwim

- Przez to, że grałem w "Zemście nietoperza" tak często, mam porównanie, które realizacje były mniej lub bardziej udane. Od kilku lat moim największym marzeniem było samemu zrealizować własną wizję. Według mnie ta operetka jest najlepsza spośród scenicznych dzieł Straussa syna - mówi przed śpiewak i reżyser TOMASZ JANCZAK premierą w Teatrze Muzycznym w Lublinie.

Andrzej Molik: Znamy Pana z licznych kreacji aktorskich w Teatrze Muzycznym, a tu niespodzianka: debiut reżyserski. Miał Pan ponoć powody, żeby zająć się realizacją operetki Straussa syna "Zemsta nietoperza".

Tomasz Janczak, reżyser przedstawienia: Mam wyjątkowy sentyment do "Zemsty nietoperza". To w tej operetce w 1995 r. debiutowałem na scenie w roli Eisensteina. Był to spektakl przygotowany w oryginalnej wersji językowej przez Teatr Muzyczny w Łodzi na wyjazd do Niemiec. Potem brałem udział w 7 realizacjach arcydzieła Straussa, m.in. w Warszawie, także grając po niemiecku, w Teatrze Wielkim w Łodzi, Bydgoszczy, Wrocławiu...

Zatem zna ją Pan świetnie.

- I uważam nie tylko za jego najpiękniejszą operetkę, ale za najpiękniejsze dzieło w całej literaturze muzycznej. Przez to, że grałem w "Zemście nietoperza" tak często, mam porównanie, które realizacje były mniej lub bardziej udane. Od kilku lat moim największym marzeniem było samemu zrealizować własną wizję. Według mnie ta operetka jest najlepsza spośród scenicznych dzieł Straussa syna i że dzięki niej wszedł on na wyżyny twórczości. Oczywiście, "Baron cygański" jest piękny, ale to "Zemsta" pozostaje szczytowym osiągnięciem. Dlatego do Straussowskiej partytury podszedłem z absolutnym pietyzmem i niemal zupełnie zrezygnowałem ze skrótów.

Inni reżyserzy sobie na to pozwalają?

- Takie cięcia dokonywane są nagminnie. Przykładem może być duet Falkego i Eisensteina w I akcie. W 80 proc. realizacji jest on skracany i rozpoczyna się dopiero od słów "Pójdźmy więc dziś na bal", a poprzedzającą je dużą partię większość reżyserów przerabia na dialog słowny. Tymczasem Strauss napisał ten fragment jako recytatyw. A po to przecież jest w tej scenie muzyka, żeby ją przedstawić muzycznie! Podobnie jest np. z duetem z zegarkiem Rosalindy i Eisensteina z aktu II.

Jest jeszcze coś w "Zemście" godnego zauważenia?

- To libretto Juliana Tuwima. Nie jest to stricte tłumaczenie idące po literze libretta Haffnera i Genee. Tuwim dodał do niego wiele od siebie, tchnął polską wrażliwość. Potrafił zawoalować pewne dosłowności niemieckojęzycznego tekstu i przydać mu wiele smaczków. Podam tylko jeden przykład. W Tuwimowej wersji w III akcie dozorca więzienny Frosch, gdy ma ukryć Adelę i Idę, mówi ostrzegawczo: "Uwaga, nastąpi gra słów" i pyta: "Do jakiej celi mam zabrać te panienki i w jakim celu?", a zaraz dodaje: "Gra słów skończona, akcja toczy się dalej". Tego w niemieckim oryginale nie ma! Takich perełek jest dużo więcej. Staraliśmy się w tej realizacji je wydobyć i w ten sposób złożyć hołd wspaniałemu poecie.

Zagra Pan też Eisensteina.

- Po raz ósmy w karierze, tym razem na zmianę z Witoldem Wroną. Jeśli chodzi o innych realizatorów, to wymienię Małgorzatę Słoniowską, która stworzyła realistyczną scenografię, a kierownictwo muzyczne sprawuje Artur Wróbel, młody, utalentowany i ambitny dyrygent. Występuje cały zespół Muzycznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji