Artykuły

Wykształciuchy

Czy w ogóle inteligencja pomaga w graniu? Moim zdaniem przeszkadza. Każdemu inteligentowi na scenie siedzi na ramieniu diabełek i szepce: "Co się wygłupiasz?" - pisze w Teatrze warszawski aktor i reżyser ANDRZEJ ŁAPICKI.

Określenie do niedawna modne, wymyślone przez do niedawna modnego polityka. Oznacza osobę po wyższych studiach, która nie potrafi wbić gwoździa. Co to ma wspólnego z teatrem? Bardzo wiele. Przed wojną popularne w bufetach teatralnych było określenie "bibliotekarz". Znaczyło mniej więcej to samo. Ktoś, kto ma wiedzę, ale nie ma talentu, ktoś, kto szuka sposobu na teatr w książkach.

Pamiętam scenkę sprzed sześćdziesięciu lat, kiedy to niewątpliwie utalentowany komik Łapiński na moim przyjęciu weselnym rzucił się na Schillera siedzącego na parapecie okna - był upał i wszyscy pijani - i z okrzykiem: "Ja was bibliotekarzy..." chciał go wyrzucić przez okno. Obronił pana Leona wianuszek niedostępnych hurys. To był brutalny, fizyczny atak. Były i bardziej wyrafinowane. Władysław Bogusławski, krytyk ("Siły i środki...") postanowił zostać reżyserem Rozmaitości. Na pierwszej próbie po jakiejś uwadze senior rodu Rapackich powiedział z miłym uśmiechem: "Może zechce mi pan to pokazać". Bogusławski się chwilę zastanowił, poszedł do domu i więcej nie wrócił. Niechęć do inteligentów w teatrze była powszechna. Seda Broniszówna, aktorka z "Irydiona" z 1913 roku, powiedziała przy mnie: "Co to ci młodzi teraz mówią, że na scenie trzeba myśleć. Jak ja myślę, to się sypię". A Węgrzyn, któremu sztuki streszczał przy wódce sufler Nieszporek. A największy polski aktor Żółkowski, z którego zapisków zapamiętałem tylko: "Dziś z Rózią dwa razy na strychu".

Czy w ogóle inteligencja pomaga w graniu? Moim zdaniem przeszkadza. Każdemu inteligentowi na scenie siedzi na ramieniu diabełek i szepce: "Co się wygłupiasz?". Wspomniany Łapa grał intelektualistę sędziego w intelektualnej sztuce Giraudoux "Elektra", w intelektualnej reżyserii Dziunia Wiercińskiego. Po każdej scenie łapał mnie za kulisami i jęczał: "Ociec, co ja mówię?". Naprawdę chciał się ode mnie dowiedzieć, bo uchodziłem za inteligenta. No dobrze, a na przykład Holoubek? Wielki Gustaw był wyjątkiem niespotykanym. Dzięki niebywałej sile magnetycznej pozwalał uwierzyć widowni, że jego inteligencja jest równa boskiej. I stąd oszałamiający sukces jego Wielkiej Improwizacji. To znaczy, do czego mają służyć aktorzy? Jak mówił Dejmek - do grania, do grania... Albo, jak mówił Wojciech Bogusławski - do "udawania uczuciów".

Tak się złożyło, że byłem niedawno na próbie. Wszyscy dyskutują, a z boku siedzi prawdziwy Aktor. Co się odezwie, to sama prawda. I tylko czasem pyta: "Czy mogę przejść w lewo?".

Mistrzem inteligentnych dygresji był Erwin Axer. Kiedyś młodej debiutantce, dziś świetnej aktorce, wygłosił esej o Tomaszu Mannie. Pod koniec wykładu olśniło ją: "A, to pan chce, żebym mówiła szybciej!". "Tak". "No to po co to całe austriackie gadanie!" Nie mogła zrobić Erwinowi większej przyjemności. Przecież to nad jego wózeczkiem w Wiedniu nachylił się spotkany na spacerze Cesarz Franciszek Józef i powiedział: "Co za śliczny chłopczyk".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji