Artykuły

Praktykowałam rzemiosło

- Przedstawienia powstawały w dziesięć dni albo w tydzień, czasu wystarczało zaledwie na ustawienie podstawowych sytuacji i pamięciowe opanowanie tekstu. Takie tempo pracy uniemożliwiało olśniewające dokonania artystyczne, ale praktykowałam rzemiosło. W ciągu dwóch lat pracy w wileńskim teatrze wystąpiłam w dziewiętnastu premierach! - wspomina warszawska aktorka DANUTA SZAFLARSKA.

MICHAŁ SMOLIS Skończyła Pani studia 18 czerwca 1939 roku pokazem dyplomowym na scenie Teatru Narodowego i zaangażowała się do Teatru Miejskiego na Pohulance w Wilnie. Czy to był świadomy wybór?

DANUTA SZAFLARSKA Otrzymałam również propozycję pracy z teatru we Lwowie oraz z Teatru Narodowego w Warszawie, do którego chciał mnie zaangażować profesor ze szkoły teatralnej - Aleksander Zelwerowicz. Zrezygnowałam, prawdopodobnie nie wystąpiłabym w żadnej znaczącej roli w Teatrze Narodowym, a chciałam dużo grać. Wilno, miasto prowincjonalne, słynęło ze wspaniałej teatralnej tradycji i dawało taką szansę. Tutaj zaczynały swoje kariery Irena Eichlerówna i Nina Andrycz. Zaangażowaliśmy się do Wilna na sezon 1939/1940: Hanka Bielicka, Irena Brzezińska, Jurek Duszyński i ja. Absolwenci jednego rocznika, którzy zaprzyjaźnili się ze sobą na studiach. Szkoła teatralna określiła moje emploi: amantka charakterystyczna i pierwsza naiwna. Od tego zaczynałam.

SMOLIS Czy profesorowie z Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej udzielali Pani rad przed wyjazdem do Wilna?

SZAFLARSKA Jadwiga Turowicz, opiekunka naszego roku, ostrzegała mnie: "Boję się o ciebie. Jesteś wrażliwa, łatwo płaczesz i denerwujesz się. Pamiętaj, że musisz mieć k ł y i p a z u r y . Inaczej zginiesz". Uczyła mnie, jak się zachowywać. Powinnam być dla wszystkich ujmująco grzeczna, okazywać szacunek starszym koleżankom i kolegom, przestrzegać hierarchii w zespole. W garderobie postawiłam na stole moją torebkę. Aktorka, która siedziała obok mnie, zrzuciła ją bez żadnego powodu na ziemię. Podniosłam torebkę bez słowa i ponownie postawiłam na stole. Za chwilę po raz drugi wylądowała na podłodze. Trzeciego razu nie było - wcześniej na ziemię poleciała torebka koleżanki. Podaję jaskrawy przykład, generalnie nie mogłam narzekać na środowiskowe stosunki w wileńskim teatrze.

SMOLIS Jak spędziła Pani wakacje w 1939 roku?

SZAFLARSKA Lato w 1939 roku było wyjątkowo piękne i upalne. Po ukończeniu PIST-u przyjechałam do Nowego Sącza, gdzie mieszkała moja mama. Zrobiłam duży spływ kajakowy Popradem i Dunajcem, potem wybrałam się na wspinaczkę w Tatry. Wojna już wisiała w powietrzu. Od śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego spodziewaliśmy się ataku ze strony Niemców. 24 sierpnia została ogłoszona powszechna mobilizacja. Dyrektor Leopold Pobóg-Kielanowski zaangażował nas do Teatru na Pohulance od 1 września. 27 sierpnia spakowałam się i pojechałam do Krakowa, żeby spotkać się z bratem, który po ukończeniu Szkoły Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu służył w VIII Pułku Ułanów księcia Józefa Poniatowskiego. Na miejscu dowiedziałam się, że wyruszył na front. Nigdy więcej miałam go już nie zobaczyć... Z Krakowa wyruszyłam do Warszawy, gdzie jako aktorka z dyplomem zapisałam się do Związku Artystów Scen Polskich. Do Wilna dotarłam wieczorem 29 sierpnia. Po drodze już wszędzie było zaciemnienie. Zabrałam w podróż cały mój dobytek. Nadałam bagaż, ale po drodze wszystko zginęło, poza jedną walizką, która dotarła do Wilna po roku. Widziałam, jak bagaże leżały na peronach, a pociągi były zajmowane przez wojsko, które jechało na front zachodni. Rozentuzjazmowani żołnierze krzyczeli: "Jedziemy na Berlin!". W Wilnie wzięłam dorożkę i dojechałam do hotelu George, gdzie nocowałam, a rano zameldowałam się w teatrze.

SMOLIS Co robiła Pani 31 sierpnia 1939 roku?

SZAFLARSKA W Teatrze na Pohulance występował gościnnie Kazimierz Junosza-Stępowski. Grał jedną ze swoich popisowych ról - Szambelana w "Głupim Jakubie" Rittnera. Tego dnia Irena Brzezińska i ja obejrzałyśmy przedstawienie. Wieczorem Junosza, który też mieszkał w hotelu George, zaprosił nas obie na wystawną kolację. W ten elegancki sposób chciał powitać młode aktorki, teatralne debiutantki. To był wielki zaszczyt. Rano odwiedziłam Irenę, która zajmowała pokój od frontu. Irena wyglądała przez okno i dziwiła się niecodziennemu zgiełkowi: ludzie biegali wzdłuż i wszerz całej ulicy. A to już wybuchła wojna... Junosza grał do 4 września, opuścił Wilno trzy dni później. Namawialiśmy go, żeby został, podróż do stolicy wiązała się z ogromnym ryzykiem. Odpowiedział krótko: "Muszę wracać do Warszawy, nie mogę zostawić żony samej". Przedstawienia były dalej grane zgodnie z repertuarem. Wyprowadziłam się z hotelu, wynajęłam pokój. Nie miałam pieniędzy, nie miałam niczego.

SMOLIS 14 września 1939 roku debiutowała Pani na scenie Teatru na Pohulance rolą Pernette w sztuce "Szczęśliwe dni" Pugeta w reżyserii Bronisława Dąbrowskiego.

SZAFLARSKA Znałam ten utwór, widziałam przed wojną przedstawienie w Teatrze Ateneum za dyrekcji Stefana Jaracza, główną rolę grała Jadzia Andrzejewska. Niestosowny do sytuacji tytuł dyrektor Pobóg-Kielanowski szybko zamienił na "Zielone lata". Sztuka Pugeta to farsa, miła historyjka o dzieciach, których rodzice wyjechali z domu. A dzieci - jak to dzieci - poczuły smak wolności i hulaj dusza, zaczęły dokazywać. Razem ze mną zadebiutował Jurek Duszyński. Przedstawienie przygotowaliśmy w dziesięć dni. Nigdy go nie zapomnę, nie tylko dlatego, że to był mój debiut. 17 września graliśmy wśród dobiegających nas z zewnątrz odgłosów salw armatnich, strzelaniny. Stałam na scenie i słyszałam trzaski kolejnych foteli opuszczanych przez widzów. Ludzie uciekali w popłochu z teatru przed końcem przedstawienia. Ponieważ trzon zespołu skończył szkołę aktorską Aleksandra Zelwerowicza, dlatego bez względu na okoliczności nie przerywaliśmy grania. Do końca przedstawienia na widowni dotrwały tylko trzy osoby. Jedną z nich, o czym dowiedziałam się po latach, był Czesław Wołłejko. Jako Pernette miałam jeden dramatyczny fragment w roli: z potwornym krzykiem przebiegałam przez całą scenę. Tamtego dnia, kiedy biegłam, sama byłam naprawdę wstrząśnięta. Ale nie przeżyciami Pernette, tylko tym, co się działo na zewnątrz. W teatralną fikcję wdarła się historia. Jeden z aktorów zaczął nagle mówić z nieznośnym patosem, jak gdyby "Zielone lata" były tragedią, a nie zwykłą farsą. Tłumaczył nam, że nie może grać inaczej, kiedy Polska ginie... Po przedstawieniu wszyscy wybiegliśmy przed teatr. Nie było zaciemnienia, po raz pierwszy zobaczyłam w nocy oświetlone Wilno. Otworzono więzienia, z których uciekali wypuszczeni ludzie, zanim nadejdą Sowieci... Ponad głowami strzelały bez przerwy pociski. Ulicą maszerowało polskie wojsko, ale bez broni... Czy szli do niewoli? Dyrektor Pobóg-Kielanowski zarządził: "Idziemy na dworzec i wyjeżdżamy stąd!". Poszłam do domu po walizkę. Kiedy dotarliśmy na dworzec, odjechał już ostatni pociąg. Zresztą on też został po drodze już przejęty przez Sowietów. Nie mieliśmy żadnego wyboru. Pozostaliśmy w Wilnie. 18 września ustały walki, do miasta wjechały radzieckie czołgi, weszli Sowieci. Samo miasto nie ucierpiało podczas walk, ale nagle zrobiło się ponure: panie założyły na głowy chustki zamiast kapeluszy. Przed wojną kobiety nosiły tylko kapelusze i żadna elegancka pani nie wyszła z domu bez takiego nakrycia głowy. Może bały się teraz, że zostaną uznane za "burżujki".

SMOLIS A Pani bała się Rosjan?

SZAFLARSKA To nie był strach, ale rozpacz. Kiedy uświadomiliśmy sobie, że Polska została zaatakowana z obu stron: przez Niemców i Sowietów, myśleliśmy, że to już koniec, że Polska już się nie odrodzi... Teatr na Pohulance podlegał wydziałowi kultury, a wydział kultury - samemu NKWD. Do teatru przyszli cywile z NKWD i zrobili nam zdjęcia: z frontu, z prawego i z lewego boku; pobrali odciski palców. Dyrektor Leopold Pobóg-Kielanowski został uznany za burżuja, a Bronisław Dąbrowski agitował aktorów do tworzenia teatru w ZSRR. Nikt się nie zgodził. Przyjechały sowieckie ciężarówki, które zaczęły rabować nasz teatr. Zabierali wszystko: kostiumy, reflektory, dekoracje. Wtedy polski zespół techniczny zaczął upijać Sowietów i dawać im różne podarunki, na przykład wieczne pióra. W zamian za to Sowieci oddali część ukradzionych rzeczy. W tym samym czasie Irena Brzezińska i ja wchodziłyśmy wejściem pracowniczym, nakładałyśmy na siebie kilka kostiumów równocześnie, ubierałyśmy płaszcze i wydostawałyśmy się głównym wejściem. Pobóg-Kielanowski mieszkał w pobliżu teatru, zostawiałyśmy u niego poszczególne warstwy ubiorów i wracałyśmy po kolejną partię. Udało się uratować część stylowych kostiumów.

SMOLIS 18 września Wilno opuszczają władze polskie, do miasta wkracza Armia Czerwona, a Teatr na Pohulance zawiesza działalność. 10 października Litwa podpisuje umowę ze Związkiem Radzieckim, w ramach której godziła się na stacjonowanie Sowietów na Litwie w zamian za przekazanie jej Wilna wraz z obwodem wileńskim. Armia Czerwona opuszcza Wilno dopiero 27 października.

SZAFLARSKA Panował głód. Sklepy były pozamykane, a pieniądz bezużyteczny. Nie wiedzieliśmy, jaka waluta będzie ostatecznie obowiązywała: ruble czy lity. Dopiero w 1941 roku Litwa została oficjalną republiką ZSRR.

SMOLIS Jeszcze wcześniej - w czerwcu 1940 roku - Armia Czerwona ponownie wkracza do Wilna. Zaczyna się druga okupacja sowiecka miasta, teatry mają zostać znacjonalizowane. Dyrektor Pobóg-Kielanowski został uznany za element wrogi klasowo. 20 lipca 1940 roku Teatr na Pohulance przeszedł we władzę kolektywu.

SZAFLARSKA Jego przewodniczącym został stolarz, który pijany przemawiał na zebraniu słowami: "My tę łódź do portu doprowadziem...". Nigdy w rzeczywistości nie rządził teatrem, ponieważ był przyzwoitym człowiekiem i wiedział, że się na tym nie zna. Stefan Martyka zajmował się administracją. Stanisława Perzanowska i Leopold Pobóg-Kielanowski odpowiadali cały czas za stronę artystyczną.

SMOLIS Wobec tych dwojga artystów zaciągnęła Pani dług wdzięczności.

SZAFLARSKA Najważniejsze role zagrałam w sztukach Gabrieli Zapolskiej w reżyserii Perzanowskiej: tytułową w "Pannie Maliczewskiej" i Hesię w "Moralności pani Dulskiej". Pamiętam jej uwagę przy tej drugiej roli: "Nie masz grać dziecka, ale starą Dulską". Przedstawienia powstawały w dziesięć dni albo w tydzień, czasu wystarczało zaledwie na ustawienie podstawowych sytuacji i pamięciowe opanowanie tekstu. Takie tempo pracy uniemożliwiało olśniewające dokonania artystyczne, ale praktykowałam rzemiosło. W ciągu dwóch lat pracy w wileńskim teatrze wystąpiłam w dziewiętnastu premierach! Wykształciłam w sobie gotowość grania, umiejętność szybkiego wchodzenia w rolę, którą zachowałam do dzisiaj, kiedy próby przed premierą trwają dwa, trzy miesiące. Pobóg-Kielanowski wychowywał nas, opiekował się w teatrze i poza teatrem. Publiczność reagowała entuzjastycznie na moje pierwsze przedstawienie, czyli "Zielone lata". Dostawałam skrzydeł. Wtedy dyrektor wezwał mnie do siebie i powiedział: "Proszę pani, proszę nie grać pod publiczność". Dawał szansę sprawdzenia się w różnorodnym repertuarze, graliśmy i wielkie role, i epizody. Nasza sytuacja materialna była naprawdę ciężka. Kiedy zostaliśmy wyrzuceni przez Litwinów z teatru, pozbawieni pracy i środków do życia, Pobóg-Kielanowski nie pozwolił, żebyśmy umarli z głodu.

SMOLIS Kiedy wróciła Pani do pracy w teatrze?

SZAFLARSKA 26 listopada zagrałam Fipcię w "Krewniakach" Bałuckiego, 25 grudnia Anioła w "Pastorałce" Schillera, a w sylwestra 1939 roku odbyła się premiera "Dobrej wróżki" Molnára. Występowałam z Janem Kurnakowiczem. Razem prowadziliśmy dialog przez cały akt. Kurnakowicz wypowiadał swoją kwestię i dostawał brawo. Ja odpowiadałam i również otrzymywałam brawo. Tekst był dowcipny, sytuacje śmieszne, stąd brała się żywa reakcja publiczności. To się nie spodobało Kurnakowiczowi, który zaczął wchodzić ze swoim tekstem na końcówki moich wypowiedzi, żeby nie dopuścić do braw przeznaczonych dla partnerki. Na kolejnym przedstawieniu zachowałam się identycznie jak on i tym razem Kurnakowicz został bez braw. Trzeciego dnia i później prowadziliśmy już nasz dialog normalnie. Widocznie nabrał do mnie szacunku, a może nawet sympatii. Rozpoczęliśmy też w tym czasie próby komedii muzycznej "Jaś u raju bram" z Hanką Ordonówną w roli głównej. Cenzura jednak sprzeciwiła się i nie doszło do premiery. Miałam tam grać - rzadkość - rolę śpiewaną.

SMOLIS W jakim stopniu Litwini i Sowieci wpływali na repertuar?

SZAFLARSKA Graliśmy wszystkie sztuki polskie i obce: angielskie, francuskie, węgierskie, amerykańskie. Na pierwsze Boże Narodzenie w 1939 roku wystawiliśmy "Pastorałkę" Schillera, której po wojnie Erwin Axer nie mógł wystawić w Polsce z powodów cenzuralnych do 1956 roku. Graliśmy wspomnianych: Zapolską, "Klub kawalerów" i "Krewniaków" Bałuckiego, "Zemstę" i "Damy i huzary" Fredry. Tytuły zawsze drukowano na afiszu po polsku i litewsku. Do repertuaru weszły też z konieczności sztuki radzieckie. Te produkcyjniaki krótko utrzymywały się w repertuarze, nie przyciągały publiczności. Zagrałam męską rolę, gazeciarza Apke w "Tak było" Brusztejn i Zona, sztuce o pogromach Żydów w carskiej Rosji. W "Sławie" Gusiewa wystąpiłam w epizodzie pionierki. Zabawną rolę Topsika dostałam w "Dalekiej drodze" Arbuzowa. "Tak było" graliśmy już w budynku na ulicy Końskiej, w okropnych warunkach; po tym, jak Litwini wyrzucili nas z teatru.

SMOLIS Czy rzeczywiście wyrzucili? Teatr na Pohulance dzielił początkowo gmach razem z litewskim teatrem baletu i opery. Umowa najmu budynku zawarta przez Kielanowskiego jeszcze przed wkroczeniem Sowietów wygasła ostatecznie 15 lipca 1940 roku. Scena na Końskiej 3 byłą siedzibą tymczasową...

SZAFLARSKA ...zostaliśmy pozbawieni naszego teatru. Pobóg- Kielanowski wynajął kamienicę za rzeką Wilią, gdzie odbywały się próby. Dostaliśmy maleńką, ciemną salę na ulicy Końskiej. Stało tam kilka ławek dla publiczności. Ze ściany ciekła woda. Graliśmy w tych potwornych warunkach kilka miesięcy, równocześnie było remontowane dawne kino "Helios", które adaptowano dla potrzeb scenicznych. Stanisława Perzanowska włożyła między cegły obrazek Matki Boskiej Ostrobramskiej, żeby nam błogosławiła. 30 listopada 1940 roku inaugurowaliśmy nową scenę na ulicy Wileńskiej premierą "Sławy".

SMOLIS Czy Sowieci i Litwini przychodzili na przedstawienia polskiego teatru?

SZAFLARSKA Tak, z reguły wykupywali wtedy cały teatr. Graliśmy albo dla żołnierzy, albo dla oficerów. Dla kogo - rozpoznawaliśmy po zapachu za kulisami. W przypadku oficerów - za kurtynę niosła się woń ciężkich rosyjskich perfum. Kiedy przychodzili żołnierze, pachniało dziegciem. Żołnierze radzieccy w teatrze nie zdejmowali czapek, podczas przedstawienia jedli i pluli pestkami. Ale ich los nie był godny pozazdroszczenia. Pewnego dnia stałam w teatrze przy przejściu na widownię i trzymałam w ręku ćwiartkę chleba razowego. Podszedł do mnie oficer i prosił, żebym natychmiast odeszła stamtąd z tym

chlebem i nie drażniła jego widokiem żołnierzy.

SMOLIS Administracja litewska, a potem sowiecka nie żałowała środków finansowych na utrzymanie polskiej sceny w Wilnie. Czy zastanawiała się Pani, dlaczego Sowieci pozwolili grać polski repertuar?

SZAFLARSKA Czy kryła się za tym działaniem jakaś strategia? Nie wiem, zapytaj ich. Gdyby Niemcy nie weszli do Wilna, prawdopodobnie potem i nas by wywieźli... Listy z naszymi nazwiskami podobno czekały już przygotowane... Trzeba wiedzieć, co znaczył teatr i kim byli aktorzy dla Rosjan. Stałam kiedyś

w bardzo długiej kolejce na poczcie, której pilnował prosty radziecki żołnierz z karabinem. Podszedł do mnie i spytał, kim jestem. "Aktrica" - odpowiedziałam. Zdenerwował się, odsunął ludzi na bok i zostałam obsłużona jako pierwsza. "Aktorzy nie mogą stać w kolejce" - wyjaśnił. Po latach odwiedziłam teatr w Moskwie, zobaczyłam, jak tamtejsza publiczność gorąco wyraża swoją wdzięczność. Po przedstawieniu widzowie podeszli pod samą scenę i obsypywali aktorów kwiatami.

SMOLIS 22 czerwca wybuchła wojna niemiecko-radziecka.

SZAFLARSKA Jeszcze wcześniej, 14 i 15 czerwca 1941 roku, Sowieci wywieźli trzydzieści sześć tysięcy Polaków, Litwinów i Żydów. Dostałam wiadomość, że zabierają moich przyjaciół. Spakowałam tobołek: jedzenie, igły, nici, papierosy, koce... Pojechałam na dworzec do Nowej Wilejki. Był już otoczony kordonem wojska, na torach stała ogromna liczba pociągów. Jak dostać się do środka? Stosowałam prostą metodę. Podchodziłam do najbrzydszego żołnierza i zaczynałam rozmowę od słów: "Ty krasiwyj...". Poskutkowało i tym razem. Przechodziłam w poprzek pod pociągami i uważnie się rozglądałam. Okienka w pozamykanych wagonach towarowych były dodatkowo pozabijane drążkami. Przez pozostawione szparki uwięzieni ludzie mogli jedynie pokazać oczy i wysunąć palce. Jak znaleźć przyjaciół? Pomogła moja praca w teatrze. Publiczność wileńska uchodziła za jedną z najlepszych, tłumnie odwiedzała teatr. Ponieważ grałam bardzo dużo, szybko stałam się znaną i rozpoznawalną aktorką. Ludzie zaczęli wołać między sobą "Szaflarska, Szaflarska", a ja poprosiłam ich o pomoc. Wymienione przeze mnie nazwisko powtarzali drogą łańcuchową, aż dotarło do poszukiwanych. W doręczeniu paczki pomogła już Litwinka z Czerwonego Krzyża. Zanim pociąg odjechał, próbowałam pocieszyć wywożonych przyjaciół: "Co wy się martwicie, że jedziecie? Odbędziecie ciekawą podróż, a za tydzień tutaj będą Niemcy". Rzeczywiście, równo tydzień później, w niedzielę 22 czerwca 1941 roku, rozpoczęły się naloty. Siedziałam akurat w kawiarni Czerwonego Sztralla, gdzie koncentrowało się wileńskie życie towarzyskie. Podmuch od bomby przewalił wszystkie stoliki. Pobiegłam do znajomych, którzy mieszkali niedaleko na Dobroczynnym Zaułku. Ktoś krzyknął: "Lecą na nas!". Bombardowanie trwało całe popołudnie i całą noc. Wypiłam pół szklanki wódki, żeby się odurzyć. Nic nie pomogło, cały czas byłam trzeźwa. Ze strachu leżałam w ogrodzie i dosłownie wgryzałam się w ziemię. Tamtej nocy straciłam na wadze kilka kilogramów. Rano wstałam i zorientowałam się, że całe ubranie na mnie wisi. Przeżyłam tak potężny szok, że nic nie mogłam ani zjeść, ani wypić przez cały następny dzień. Nigdy potem już tak się nie bałam. 24 czerwca 1941 roku we wtorek do Wilna weszli Niemcy, a Litwini witali ich kwiatami. Myśleli pewnie, że Niemcy wyzwolą ich od Sowietów... W sierpniu 1941 roku wracałam pieszo z Wilna do Warszawy i po drodze widziałam ogrom zniszczeń: spalone samoloty, wraki samochodów; kominy jako jedyne elementy ocalałe z domów. Do tego doszedł zapach trupów, wiele ciał jeszcze w ogóle nie zostało pochowanych.

SMOLIS Czemu postanowiła Pani opuścić Wilno i wrócić do Warszawy?

SZAFLARSKA W Wilnie odnalazł mnie mój narzeczony Jan Ekier. Straciliśmy kontakt w chwili wybuchu wojny w 1939 roku. Teraz wędrował do mnie z Warszawy sześć dni, przyniósł ze sobą ślubne obrączki. 3 września 1941 roku pobraliśmy się w Krakowie.

Danuta Szaflarska - wybitna polska aktorka, absolwentka Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej. Brała udział w powstaniu warszawskim jako łączniczka. Grała w Teatrze Polskim w Wilnie, w Starym Teatrze w Krakowie, Teatrze Kameralnym w Łodzi. W 1949 roku wraz z zespołem Erwina Axera, przeniosła się do Warszawy, gdzie występowała na deskach Teatru Współczesnego oraz Narodowego (1954 - 1966) i Dramatycznego (1966 - 1985). Obecnie wiąż gra na scenach wielu warszawskich teatrów.

Michał Smolis - pracuje w dziale literackim Teatru Narodowego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji