Artykuły

Kuśmider: Teatr miewa kształt niebezpieczny

- Chciałbym, żeby widzowie pokochali naszych bohaterów. Sztuka uruchomi pewną ciemną stronę naszych marzeń, to czego się boimy. To spektakl bardzo emocjonalny, szybki. Chcemy puścić to w rytmie szybszym niż rzeczywistość. Niech widz ich goni, próbuje nadążyć za tym, co jest w nich. Oni łapią każdą chwilę - mówi SZYMON KUŚMIDER, reżyser "Kształtu rzeczy" w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze.

W niedzielę 27 kwietnia zielonogórska premiera "Kształtu rzeczy" LaBute'a. - Jedziemy po bandzie - mówi reżyser Szymon Kuśmider [na zdjęciu]:

Dorota Żuberek: Najbanalniej mówiąc, "Kształt rzeczy" to dwie historie miłosne dość skomplikowane...

Szymon Kuśmider: Tak, ale to też o młodych ludziach, którzy mają swoje marzenia, pragnienia, cele, zderzają się jak komety. Zostaje tylko najtwardsza.

Prawie jak w dżungli... Evelin wygrywa?

- Sztuka będzie o czymś innym niż tekst LaBute'a. Wziąłem na warsztat tekst "Miłość i odpowiedzialność" Karola Wojtyły, o relacji podmiot-przedmiot w miłości, o afirmacji drugiej osoby. A z drugiej strony film "Closer". Bardzo mnie interesuje, co się dzieje w tym kwadracie czy trójkącie, który gdzieś się buduje. Trzeba wniknąć w drugą osobę, wejść w nią. Nie tylko uprzedmiotowanie w celu kształtu rzeczy samej. Jaki jest ten nasz kształt rzeczy bycia ze sobą? Tymczasem w tle mamy jeszcze pychę tego świata, którą symbolizuje obraz Boscha. "Closer" to smutny film, a my robimy szybką komedyjkę. Wręcz farsa nam wyszła. Dla mnie ważne jest, gdzie my ze sobą jesteśmy naprawdę, a kiedy na niby. A oszukujemy zawsze, czasami pokazujemy się w świetle lepszym, czasem gorszym. To jest smutne, ale skoro wszyscy o tym wiemy, to chyba nie aż tak bardzo. Poprawiliśmy trochę tekst, język jest bardziej żywy, współczesny, niesztywny, literacki. Wyrzuciliśmy amerykanizmy.

Nie ma Ameryki, to co jest?

- Zostaje Zielona Góra, małe miasteczko uniwersyteckie. Żeby zobaczyć nowy film, trzeba pojechać do Wrocławia.

Do Poznania wystarczy...

- My się z tego śmiejemy. Chcemy się pośmiać sami z siebie, z naszych przywar. Kiedy zafascynowanie, miłość i nasza chęć posiadania albo dotarcia do drugiego człowieka, kończy się katastrofą, jesteśmy bardzo żałośni. Ale chcemy się z tego pośmiać.

To spektakl niebezpieczny, jedziemy po bandzie. Nawet nie ze względu na erotykę czy wulgaryzmy, bo są tylko trzy, ale to co się dzieje między bohaterami. Liczymy, że przedstawienie dotknie tego, co siedzi w środku każdego widza. Ale tam gdzie uderzymy, to odbiorców nie zaboli. To jest o nas, naszych pragnieniach, marzeniach, porażkach, tragediach i katastrofach. Mnie interesuje, co jest potem, kiedy, to co jest w ostatniej chwili, kiedy prosimy, zostań jeszcze sekundę, kiedy pojawia się faustowskie "chwilo trwaj, jesteś piękna". Liczy się dla mnie, żeby uchwycić ich właśnie w tym momencie.

Kontekst przestrzeni, w której to wszystko jest pisane, jest jakby poza aktorami. On jest najważniejszy. Zadamy bardzo dużo pytań, nie damy na nie odpowiedzi. Będziemy chcieli zostawiać widza z nimi, żeby się zastanawiał, żeby po spektaklu się pokłócił z żoną. O to, gdzie była prawda. Bo z prawdą, jak z d..., każdy ma swoją.

To może być niebezpieczne...

- Zawsze jest niebezpieczne. Ale ważna jest prawda, po co kłamać? Bądźmy ze sobą trzy lata, dwa miesiące, dzień, 10 minut, ale naprawdę, do końca, do krwi. Wtedy jesteśmy tu i teraz do końca. Nie pozwalamy sobie na żaden element kłamstwa. Widzowi zostawiamy ocenę, kto kłamał, a kiedy mówił prawdę. Widz też dowie się o nich i o sobie czegoś, co nie do końca chciałby widzieć.

Brzmi groźnie...

- To nie jest horror, będziemy się bawić. Mamy dziewięć puzzli, które układamy plus dodatek, który wynika z ostatniej sceny. Mamy dziewięć przedstawień. Różnych, w których przedstawiamy bohaterów w różnych działaniach. Ale to się trzyma kupy, cały czas jest ten sam mianownik. Choć unikamy ciągu przyczynowo-skutkowego.

Chciałbym, żeby widzowie pokochali naszych bohaterów. Sztuka uruchomi pewną ciemną stronę naszych marzeń, to czego się boimy. To spektakl bardzo emocjonalny, szybki. Chcemy puścić to w rytmie szybszym niż rzeczywistość. Niech widz ich goni, próbuje nadążyć za tym, co jest w nich. Oni łapią każdą chwilę.

Żyją bardziej niż my?

- Ciut intensywniej, oni się spalają i są do końca.

Dokąd ich to prowadzi?

- Do śmierci pewnie. To spalenie się, bycie do końca sprawia, że jesteśmy, a za chwilę nas nie ma, może prowadzić do poznania czegoś innego, do granic naszych możliwości. Czy umiemy stanąć w problemie z klasą i spróbować bardziej dojmująco ze sobą rozmawiać. Nie interesuje nas żenujące pranie brudów. Interesują nas ludzie wybitni, którzy potrafią stanąć wyżej, niż powinni. Tam, kiedy boli, kiedy wzgardzona miłość, jest tylko zabawką.

Mnie interesuje, czy bohaterowie znaleźli jakąkolwiek szansę na cokolwiek jeszcze. Tu nie ma miejsca na poddanie się, albo ja, albo nic. Wszyscy myślimy kategoriami ja, ale nie egoistycznym, a egocentrycznym. Oni biorą tyle, ile mogą dać. Dużo w tym "Fausta", ale bez tej ciemnej strony, lecz radosnej.

Niezwykle tajemniczo brzmi. Ze sztuki, która jest dwiema historiami miłosnymi z manipulacją w tle, robi się gra z konwencją i widownią, która po wyjściu z teatru ma do odrobienia trudne zadanie domowe na temat swoich traum.

W spektaklu nie ma mistyfikacji. Bohaterowie nie grają bardziej niż my ze sobą normalnie w życiu - z żonami, kochankami, przyjaciółmi. Zawsze gramy, choć nie chcemy się do tego przyznać. Oni robią to samo co my. Nic więcej. Nie są bardziej źli niż my na co dzień. Fragmentami są cudowni, zaskakują się. Są żywi. Najpiękniej ze sobą rozmawiają, kiedy jest pauza i oni milczą. Wtedy tak dużo mówią. Może to właśnie tam jest i prawda, i fałsz.

To nie jest tajemniczość. Teza LaBute'a, że jest jakaś granica w sztuce, idzie do kosza. Idziemy po bandzie. Granica teatru jest przekroczona. A może nie. Może jej nie ma.

Kim jest reżyser

Szymon Kuśmider - ma 41 lat, aktor Teatru Starego w Krakowie, grał w przedstawieniach reżyserowanych przez Jerzego Jarockiego, w Teatrze Telewizji. Zagrał w filmie "Śmierć jak kromka chleba" Kazimierza Kutza. Jako reżyser debiutował sztuką "Dwunastu gniewnych ludzi".

Premiera w niedzielę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji