Artykuły

Opera z czasów kina niemego

"Włoszka w Algierze" w reż. Michała Znanieckiego w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Śmiech z opery buffa, śmiech z kina niemego, śmiech z opery jako takiej. "Włoszka w Algierze" to zabawa dla postmodernistów.

Pomysł reżysera i scenografa Michała Znanieckiego jest przewrotny. W latach 20. XX wieku, w epoce gwiazd kina niemego, "Włoszkę w Algierze" Giuseppe Rossiniego zdecydowano się przenieść na ekran. Inscenizacja w Teatrze Wielkim drobiazgowo inscenizuje plan zdjęciowy - z całym rejwachem przemysłu filmowego, fertycznymi garderobianymi, kręcącymi się sprzątaczkami, kamerzystami, którzy zastygają przy swoich narzędziach. Jak przystało na postmodernizm grający z iluzją, sprzątaczki przysiadają przy kanale orkiestrowym, pytając dyrygenta, czy mogą się przysłuchiwać, i dopiero wystrzały uwertury, poprowadzonej niezwykle dynamicznie - jak cała opera - przez Antoniego Wicherka, przeganiają je do pracy.

Obok "reportażu z planu" oglądamy też gotowy film, odgrywany "na ekranie" przez artystów. To historia porwanej przez Mustafę (Robert Ulatowski w znakomitej formie wokalnej) Włoszki Izabelli, która dzięki intrydze nie tylko nie zostaje żoną Turka, ale odzyskuje Lindora, więzionego przez Mustafę. Te niby zewnętrzne zabiegi inscenizacyjne znakomicie przydają się idiotyzmowi opery buffa Rossiniego. Bo - w sposób paradoksalny - realistycznie motywują naiwność fabuły, barokowość kostiumów, manieryczną, bo operową grę aktorską, która zamienia się w parodię stylu kina niemego. Świetnie uchwyciła to Agnieszka Makówka, której udawana gwiazdorska dezynwoltura pozwala na wokalną szarżę w roli Izabelli - szarżę, która zmienia się w melodramatyczny gest gwiazdy. Nie dość tego - bezsensowne koloratury śpiewacy przypominają sobie z egzemplarzy, jak aktorzy uczący się roli przed dublem. Sama akcja "Włoszki..." także uległa modyfikacjom na modłę lat 20. - tu korsarze uprowadzają samolot.

Ozdobą sobotniej premiery był balet pływaków w trykotach w paski, którzy leżąc plackiem na deskach wykonywali ruchy żabki oraz Pablo Cameselle w roli Lindora, gdy śpiewem zahipnotyzował kobrę, która zaczęła się do niego łasić. Publiczność pękała ze śmiechu, jednocześnie doceniając niesłychaną lekkość śpiewu tenora.

Finał jest jeszcze bardziej zaskakujący. Gdy Izabella namawia Mustafę, by wstąpił do tajnego zgromadzenia "pappatacich", którzy nie mówią, nie słyszą, nie czynią - nagradza go statuetką przemysłu filmowego. Sama zaś ucieka z Lindorem, przechodząc przez filmowy ekran na pokład transatlantyka. Mustafa, który długo waha się, czy nie złamać zasad pappatatich, spóźnia się - na czarno-białym filmie kolos odbił już z nadbrzeża. Napis "The end" kończy projekcję "Włoszki w Algierze" z Polą Negri i Rudolphem Valentino... Szlachetna postmodernistyczna zabawa. Ale tylko zabawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji