Artykuły

Tenor bez mikroportu

- Kiedyś w teatrze mogłem siedzieć cały dzień, czułem się tutaj jak w domu. Teraz każdy robi swoje i ucieka. Atmosfera jest przygnębiająca. Zwolniono takich artystów jak Rafał Songan, Piotr Miciński, Danuta Dudzińska. Spektakle idą w chaotycznym porządku. Nie ma czasu na to, żeby przeprowadzić porządne próby. Kiedy jakieś przedstawienie śpiewa się raz na pół roku, to trzeba trochę czasu na powtórki - mówi solista Krzysztof Bednarek, który odchodzi z Teatru Wielkiego.

- Gdybym tylko siedział i czekał na propozycje łódzkiej opery, byłbym mizernie śpiewającym biednym artystą - mówi śpiewak na odchodne.

Krzysztof Kowalewicz: Ile razy zaśpiewał Pan w kwietniu w Teatrze Wielkim w Łodzi?

Krzysztof Bednarek [na zdjęciu]: Ani razu.

Jak to?!

- Już tłumaczę. Miałem zaśpiewać dwa razy: 6 kwietnia w "Aidzie" i 16 kwietnia w "Carmen". Niestety, w "Aidzie"; nie wystąpiłem, bo w tym czasie miałem grać w premierze "Damy pikowej" w Operze Krakowskiej. W Łodzi zastąpił mnie kolega, z którym razem jesteśmy obsadzeni w tej partii. W zasadzie nic się nie stało. Jednak po tym, jak nie zaśpiewałem "Aidy", zostałem przez dyrekcję zdjęty z obsady "Carmen". Dlatego nie wystąpiłem ani razu.

A co Pan śpiewał w Wielkim w lutym, marcu...?

- W lutym i marcu ani razu. W styczniu - dwa razy.

Wygląda na to, że mało Pan pracuje, a przecież jest na etacie i bierze co miesiąc pensję.

- Etat to gotowość do pracy. W umowie o pracę mam tzw. normę zerową, którą wypracowałem przez lata. Nie można mnie winić, że tak mało śpiewam. To dyrekcja układa repertuar. Przecież artysta sam się nie obsadzi. Żeby być w formie wokalnej, trzeba zaśpiewać 4, 5 przedstawień w miesiącu. Skoro nie mam takich możliwości na miejscu w teatrze, szukam ich w innych operach. Śpiewam poza Łodzią nie tylko dla pieniędzy, ale także dla utrzymania głosu na odpowiednim poziomie. Gdybym tylko siedział i czekał na propozycje łódzkiej opery, byłbym mizernie śpiewającym biednym artystą. Teatr Wielki zawsze był najważniejszy. Jego dyrekcja rezerwowała terminy w moim kalendarzu w pierwszej kolejności. Jednak na początku sezonu dyrekcja wywiesza całoroczny plan przedstawień. Oczywiście może się zmienić w jakimś zakresie. To normalne. Natomiast nie wolno go wywracać do góry nogami i to z dnia na dzień, jak się teraz dzieje nagminnie. Przez 20 lat nigdy nie miałem problemu z pogodzeniem terminu Wielkiego z planami grania gdzie indziej. Jeśli pojawiał się kłopot, to zawsze dochodziliśmy do porozumienia z dyrekcją. Wiadomo, że wzięci śpiewacy w wolnych terminach wpisują sobie dodatkowe zajęcia, podpisują umowy z innymi scenami obwarowane karami za ich zerwanie. Dyrekcja Wielkiego przystawała na moje dodatkowe zajęcia.

W końcu dyrekcja miała dość gościnnych występów i z końcem lipca listownie rozwiązuje z Panem umowę o pracę.

- Spodziewałem się tego. Jestem niewygodnym człowiekiem. Krytykuję dyrekcję za zły repertuar, brak planu, za obsady. Mam swoje zdanie na temat teatru i mam prawo je wyrażać. Nigdy nie zarzucono mi nieprzygotowania czy złego śpiewania. Zwolniono mnie, bo jestem niepokorny. Poza tym poszedł jasny komunikat do reszty artystów: "skoro można zwolnić Bednarka, to można już każdego". W teatrze nie ma nikogo, kto głośno skrytykowałby dyrekcję.

Nie było szans na porozumienie z dyrekcją?

- Najpierw trzeba ze sobą rozmawiać i wykazać dobrą wolę. Ostatnie moje kontakty z dyrekcją ograniczały się do pism, a dyrekcja pokazywała, kto ma władzę i rządzi. Jako etatowy pracownik nie jestem jednak chłopem pańszczyźnianym na jej prywatnym folwarku. Dyrekcja zapomniała, że to artyści tworzą teatr i są w nim najważniejsi. Popełniła i popełnia wiele błędów.

O jakich błędach Pan mówi?

- O podstawowych. Kiedyś w teatrze mogłem siedzieć cały dzień, czułem się tutaj jak w domu. Teraz każdy robi swoje i ucieka. Atmosfera jest przygnębiająca. Zwolniono takich artystów jak Rafał Songan, Piotr Miciński, Danuta Dudzińska. Spektakle idą w chaotycznym porządku. Nie ma czasu na to, żeby przeprowadzić porządne próby. Kiedy jakieś przedstawienie śpiewa się raz na pół roku, to trzeba trochę czasu na powtórki. Tymczasem w teatrze jest jedna próba. Na spektaklu wszyscy na scenę wychodzą zdenerwowani. Pewnie, że najlepsi śpiewacy sobie poradzą i się wybronią. Natomiast nie ma to nic wspólnego ze sztuką, bo całe przedstawienie leży. Mnóstwo elementów należy przećwiczyć wspólnie. Ilość premier jest imponująca. Tylko po co przygotowywać kolejne, skoro są grane w ciągu roku zaledwie kilka razy? Według statutu Teatr Wielki jest sceną dla opery i baletu. Oczywiście zdarzało się nam grać operetki, ale nigdy w takiej ilości jak teraz. W dodatku większość osób śpiewa z mikroportami. To jeszcze jeden absurdalny pomysł dyrekcji. Przyjmowani młodzi ludzie nie mają czasu ani mistrzów, od których mogliby uczyć się sceny i zawodu. Teraz młodzi śpiewacy szybko dostają duże i za trudne role, a wtedy mogą tylko utonąć.

Jaki będzie następny sezon?

- W zasadzie mógłbym powiedzieć, że mnie to nie interesuje, ale tak nie jest. Zostawiłem w tym teatrze 20 lat życia. Były różne sytuacje. Kiedy Kazimierz Kowalski został pierwszy raz dyrektorem, odszedłem z teatru na znak protestu. Kiedy odszedł, wróciłem do Wielkiego. Okazało się, że trzeba go ratować. Za dyrektora Krzyżanowskiego doszło do takiego zadłużenia, że teatr nadawał się praktycznie wyłącznie do zamknięcia. Tak naprawdę dzięki akcji "Ratunek", którą zainicjowaliśmy w kilka osób, urzędnicy zajęli się sprawą. Urząd Marszałkowski uratował nas decydując się na zaciągnięcia kredytu. W ten sposób najlepiej pokazałem swoją miłość i przywiązanie do tego teatru. Niestety, urzędnicy znów mianowali Kowalskiego. Wszystko zależy od tego, czy władza się wreszcie obudzi i nie patrząc na politykę opery da temu teatrowi nową szansę. Gdyby nawet teraz zmieniła się dyrekcja, to atmosfera poprawi się za dwa, trzy sezony. To smutne, ale prawdziwe.

***

Krzysztof Bednarek jest absolwentem Akademii Muzycznej w Łodzi. Debiutował w łódzkiej operetce w 1982 r. Dwa lata później został solistą Teatru Wielkiego w Łodzi (z przerwą w latach 1995-99).W tym roku obchodził na deskach Teatru Muzycznego w Łodzi 25 lecie pracy artystycznej. Zasłużony działacz kultury odznaczony Brązowym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Wielokrotnie występował za granica. W Polsce śpiewał na scenach w Szczecinie, Wrocławiu, Warszawie, a ostatnio w Krakowie, gdzie najprawdopodobniej zwiąże się na stałe z tamtejszą operą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji