Artykuły

"Przeżywalska" jestem

- Zawsze buduję sceniczny świat od zera. Musi to być świat, który ma jednolitą koncepcję etyczną - sprawdzam ją scena po scenie. Nie interesuje mnie fragment, częściowa symulacja psychologiczna bohatera. Dopóki nie zobaczę świata opisanego w utworze z lotu ptaka, nie decyduję się na konkretne rozwiązania scen - mówi reżyserka BOGNA PODBIELSKA.

Jedna z najciekawszych młodych reżyserek BOGNA PODBIELSKA w Teatrze Wybrzeże pracuje nad adaptacją "Portretu Doriana Graya" Oscara Wildea. Premiera 2 maja

Czemu rzuca się malarstwo dla reżyserii?

Bogna Podbielska: Malarstwa się nie rzuca. Ono dalej istnieje, odłożone na bok. Odczułam bardzo mocno krach swojego idealizmu w starciu z rynkiem sztuki. I drażnił mnie hermetyzm Akademii. Kiedy studiowałam, najdrobniejszy ślad ilustracyjności w pracach studentów był tępiony, a ja chciałam malować swoje sny!

Student Krystian Lupa nieustannie słyszał uwagi, że w jego obrazach jest za dużo literatury...

- Kiedy rozliczają cię z kolejnej martwej natury, malarstwo zaczyna się wydawać ślepym zaułkiem. Można zamknąć się w sobie na zawsze. I nie mieć dowodu, że w ogóle się jest W pewnym momencie poczułam, że tracę kontakt z rzeczywistością. Spróbowałam więc dowiedzieć się czegoś o sobie podczas spotkania z aktorami, z widzami. Ich reakcje na wizje artysty to przecież nieustanna weryfikacja jego osoby.

Okazuje się, że droga od obrazu do teatru była naturalną drogą dla Szajny, Kantora, Grzegorzewskiego, Lupy. Jeśli to takie naturalne, to co na tym zyskuje teatr? Malarstwo uczy szukania samodzielnych środków wyrazu, odrzucania klisz, wypracowywania natychmiast rozpoznawalnego stylu. Malarz ma swoje ulubione kolory, przedmioty, przestrzenia I nikomu nie musi się tłumaczyć, czemu te, a nie inne. Malarz w teatrze ma wrażenie, że nie zna podstawowych kolorów, z których ma "namalować" scenę. Ale nie boi się szkiców i błędów. Polega bardziej na intuicji niż na myśleniu analitycznym. Ważne jest też myślenie obrazami, bo obrazy są zawsze wielką syntezą inscenizowanego tekstu, mogą dać klucz do spektaklu.

Zaczynasz pracę nad spektaklem od jednego słowa, obrazu, aktora?

- "Przeżywalska" jestem. Najpierw wszystko chłonę jak gąbka, a potem długo to w sobie filtruję. Mam mało wypróbowanych chwytów, stylów przetrwania na próbach. Ale zawsze buduję sceniczny świat od zera. Musi to być świat, który ma jednolitą koncepcję etyczną - sprawdzam ją scena po scenie. Nie interesuje mnie fragment, częściowa symulacja psychologiczna bohatera. Dopóki nie zobaczę świata opisanego w utworze z lotu ptaka, nie decyduję się na konkretne rozwiązania scen. Muszę odejść bardzo daleko od postaci, żeby się potem do nich maksymalnie zbliżyć.

Umiałabyś już teraz, po kilku pierwszych spektaklach, nazwać swoje najważniejsze tematy?

- W sztuce Matei Visnieca "Papparazzi" (Stary Teatr w Krakowie) był lęk przed końcem świata Chciałam zderzyć jego bohaterów z krańcową niewiadomą. Interesowało mnie odsłonięcie ludzi. W finale "O matko i córko" Roberta Bolesty (warszawskie Laboratorium Dramatu) dwie kobiety właziły do środka wielkich toreb bazarowych, wykonując najbardziej naiwny na świecie gest Jak dziecko chowające się pod stół, że niby go teraz nie ma. Bo to nie jest prawdziwa ucieczka. Torba przed niczym nie chroni W opolskich "30 sekundach" wg "Horsztyńskiego" najważniejsza była decyzja bohatera: kim jestem. Szczęsny był zdeterminowany konstelacją rodzinną i historyczną. Ale trzy czwarte jego dramatu działo się tylko w jego wyobraźni. Jak w chwili, kiedy próbował sobie wyobrazić, co czuł jego ojciec-zdrajca, wieszany przez tłum.

Czy interesuje cię także osobowość autora tekstu? Oscar Wilde zawsze przysłaniał swoją postacią temat "Portretu Doriana Graya".

- W przypadku Wilde'a zafascynowało mnie jego przewrażliwienie estetyczne i duchowa Potrafił nurkować w pięknią był kategorycznie bezwzględny wsprawie Jakości piękna". A jednocześnie był wręcz perfekcyjnym nudziarzem. Ale historia Doriana Graya nie jest jego historią. To nie jest zwykłe porte-parole. Pracując nad adaptacją tekstu z Kubą Roszkowskim, dotarliśmy do listów Wilde'a, w których jawi się jako kompletny kabotyn. W pierwszej chwili musiał odpychać ludzi, ale zaraz to wrażenie rekompensowały jego przenikliwość, genialna analiza konsekwencji cywilizacyjnych.

O czym jest ta powieść? O bezkarności? O szantażu moralnym, któremu ulegamy?

- To rodzaj moralitetu. Dlatego musi być w przedstawieniu czytelna teza. Istnieje dobro i istnieje zło, które nie mieszają się ze sobą. Istnieją okoliczności, gdzie wybór między dobrem a złem bez udziału łaski, bez udziału Boga, jest zawsze tragiczny. Wtedy można wybrać zło.

Nie miałaś pokusy, żeby namalować portret Doriana?

- Miałam, ale wiedziałam, że to w teatrze nie zadziała. Gdyby to miał być mój portret, namalowałabym po prostu wielkie narcystyczną błękitne oczy, które udają niewinność i raz nią są, a raz nie są. Byłby lekko cyniczny uśmiech, tald dystans z premedytacją.

Chyba nie przypadkiem w pierwotnym zamyśle Doriana miała grać dziewczyna - Agnieszka Podsiadlik...

- Chciałabym zobaczyć na scenie kobietę, która bałwochwalczo traktując swoje piękno i młodość, zaprzedaje duszę za ich zachowania. Motyw faustyczny jakimś dziwnym trafem omija w literaturze kobiety, a to przecież Ewa była pierwszą skuszoną. Jestem przekonana, że zaprzedanie duszy dotyczy tak samo kobiet, jak i mężczyzn.

Kobietom-reżyserom jest trudniej w walce z oczekiwaniami dyrekcji, liderami zespołu?

- Statystyki mówią, że tak, ale one się ciągle zmieniają. Na dzień dobry widać, że nie mam krzaczastych brwi czy rozbudowanych barów, tudzież nie epatuję egotyzmem i niczym niepopartą pewnością siebia Te atrybuty zewnętrzną jak i dany typowo męski sposób zachowania załatwiają dużo od ręki, choć nie zawsze kryją w sobie realne zdolności.

Czego się boisz w teatrze? Jesteś przygotowana na porażki, kryzysy?

- Jak każdy boję się, że odkryję siebie, ale zostanie to wyśmiana. Bo coś dla mnie jest piękne i delikatną a dla większości może będzie pretensjonalne i głupie. Poza tym nie znoszę teatru jako instytucji. Strasznie trudno jest mi też szanować etatowych twórców, którzy o 14 pokazują mi palcem na zegarek, że to już koniec próby. Muszą być naprawdę zdolni i oddani sprawie w ciągu tych etatowych godzin, żeby mnie to nie raziło. Malarz w pełni zaangażowany w malowanie obrazu nie liczy godzin. Jak kocha to, co robi, to nie liczy czasu. Pracują dopóki nie padnie na pysk, nie zużyje wszystkich tubek albo nie stwierdzi, że nadszedł moment, w którym potrzebuje dystansu i odejścia. Osobiście jestem w ciągłym szoku, że teatr powstaje jak w biurze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji