Artykuły

Bartek Kasprzykowski chciałby zagrać psychopatę

- Wiele razy myślałem, że jestem w czarnej dziurze i że nadal będę grał jedynie małe rólki w Teatrze Słowackiego w Krakowie, bo mój dyrektor kompletnie we mnie nie inwestował. Mimo przeciwności losu, nigdy nie chciałem jednak zrezygnować z aktorstwa. Wierzyłem, że mi się uda i się doczekałem - mówi aktor BARTEK KASPRZYKOWSKI.

Rozmowa z Bartkiem Kasprzykowskim [na zdjęciu w serialu "Magda M"] którego aktualnie możemy oglądać w serialach "Teraz albo nigdy" oraz "Ranczo"

Czy sutanna jest wygodna?

- Bardzo! Łatwo się do niej przyzwyczaić, bo to funkcjonalne ubranie. Szybko odkryłem technikę zapinania 33 guzików i znalazłem mnóstwo przydatnych kieszonek, między innymi w rękawach. Sutanna ma też gorsze strony. Czasami utrudnia poruszanie się, szczególnie podczas schodzenia ze schodów. Trzeba ją wtedy chwycić w dłoń i trochę podnieść. Niezbyt wygodna jest też koloratka, która krępuje ruchy szyi.

Jak się czułeś w roli księdza?

- Bycie głosem i sumieniem parafii jest niesamowitą sprawą. Odczułem to na własnej skórze podczas scen w kościele. Ludzie, którzy się tam zgromadzili, mimo że byli statystami i wiedzieli, że nie uczestniczą w prawdziwej mszy, dawali mi niesamowitą energię. Czułem ich skupienie i uwagę. Wrażenie bycia po drugiej stronie jest kolosalne. Można to trochę porównać do grania w teatrze. O tym, jakim szacunkiem i posłuchem cieszą się księża, przekonałem się także, gdy przechadzałem się w sutannie po miasteczku, gdzie powstaje "Ranczo". Wszyscy schodzili mi z drogi.

Co w kolejnych odcinkach serialu spotka duchownego, w którego się wcielasz?

- Wikary, przynajmniej na początku, będzie szczególnie wymagający i nieskory do wybaczania. Czy to się zmieni, nie zdradzę. Mogę jedynie powiedzieć, że - mimo iż bardzo się od niego różni - będzie się uzupełniał z proboszczem (Cezary Żak). Granie w "Ranczu" to dla mnie wielka przyjemność i kolejna lekcja. Bardzo dobrze pracuje mi się z Cezarym Żakiem. To niezwykle profesjonalny aktor, od którego dużo się nauczyłem. Na planie serialu miałem też zaszczyt spotkać się z Franciszkiem Pieczką, legendą polskiego kina. Kiedyś miałem już okazję z nim grać, ale jedynie w krótkiej scenie.

W jakiej produkcji?

- W "Syzyfowych pracach". Jako Radek wybiegałem z wody na golasa i goniłem dorożkę, którą powoził Józef, czyli Franciszek Pieczka (śmiech). Gdy przypomniałem mu historię naszego pierwszego spotkania, był zaskoczony.

Twój bohater z "Rancza" - jako bezkompromisowy duchowny - miałby sporo do zarzucenia Robertowi Orkiszowi, w którego wcielasz się w "Teraz albo nigdy!"

- Gdyby wikary spotkał Roberta z żoną Martą (Marta Żmuda Trzebiatowska) i dowiedział się, jak żyją, na pewno miałby im coś do powiedzenia. Byłby niezadowolony, że stosują antykoncepcję, a mojego bohatera zganiłby dodatkowo za wybujały konsumpcjonizm. Cieszyłby się natomiast z tego, że Orkiszowie od pięciu lat są małżeństwem.

Czy Robert jest aż takim materialistą?

- Mój bohater ma 29 lat i wysoką pozycję w firmie, która zajmuje się sprzedażą leków i rzeczy dla niemowląt. Zarabia bardzo dużo i skupia się na wydawaniu pieniędzy. Może sprawiać wrażenie nieco sztywnego, bo nie jest amatorem imprez i nie uczestniczy w życiu towarzyskim. Woli podróżować i otaczać się nowoczesnymi urządzeniami. Ma dobry samochód, eleganckie mieszkanie i drogie ubrania. Dla niego przyszedł czas konsumpcji.

A gdzie jest miejsce dla Marty?

- Realizacja marzeń pochłania go tak bardzo, że momentami traci kontakt z rzeczywistością. Przestaje się orientować, co się dzieje w jego małżeństwie. Tymczasem Marta myśli o założeniu rodziny i nie podoba się jej, że Robert ma inne plany. Na tej płaszczyźnie rodzi się konflikt. Dochodzi między nimi do strasznych awantur, ale to ludzie, którzy się dobrze dobrali. Problemem są okoliczności i to, jak sobie z nimi radzą.

"Teraz albo nigdy!" jest często porównywane z "Magdą M.". Czy słusznie?

- Za tymi serialami stoi ta sama ekipa ludzi, producent i scenarzysta. Podobieństwo polega również na tym, że obie produkcje są skierowane do podobnego widza. Jestem przekonany, że fani "Magdy M." zasmakują także w "Teraz albo nigdy!". Są też oczywiście różnice. W naszym serialu, zamiast jednego głównego bohatera, jest grupa postaci, których losy się przeplatają. Co prawda początkowo fabuła będzie skupiona na mojej serialowej żonie, ale potem środek ciężkości przeniesie się na inne osoby.

Telewidzowie mogą cię teraz oglądać w dwóch zupełnie innych rolach. Zaszufladkowanie ci nie grozi.

- Rzeczywiście, nadszedł mój czas. Wachlarz postaci, w które się wcielam, jest bardzo szeroki. Od agenta wywiadu Hansa Klopssa w sitcomie "Halo Hans!", poprzez wikarego w "Ranczu", skończywszy na zarozumiałym Robercie Orkiszu. Wcześniej był jeszcze Wojtek Płaska, czyli ciapowaty romantyk. Mam szczęście.

Marzysz jeszcze o jakiejś roli?

- Chętnie wcieliłbym się w psychopatę, kogoś, kto realizuje się w dziwnej materii. Takie złe postacie naprawdę dobrze się gra. Ale jeszcze bardziej chciałbym wystąpić w filmie science fiction, których, niestety, nie robi się w Polsce. Myślę też o tym, by robić fantastykę w teatrze, ale na razie nie znajduję odzewu. 90 procent książek, które czytam, to fantastyka naukowa. Od lat jestem jej fanem. Zaczynałem od "Conana Barbarzyńcy" Roberta Howarda, potem przyszedł czas na "Diunę" Franka Herberta czy "Wiedźmina" Andrzeja Sapkowskiego. Zaczytywałem się też w książkach Johna Tolkiena i Stanisława Lema.

Teraz nie narzekasz na brak pracy, ale kiedyś było inaczej. Co trzeba zrobić, żeby osiągnąć sukces?

- Najważniejsze jest to, aby - niezależnie od okoliczności - nie poddawać się. Trzeba także zrozumieć, czego nie uczą nas w szkołach teatralnych, że jest się w pewnym sensie towarem. Należy w siebie inwestować, dobrze wyglądać, znać języki, mieć aktualne zdjęcia i roznosić je, gdzie się da. Moi koledzy śmiali się ze mnie, że rozdaję je nawet sprzątaczkom, ale się opłaciło. Jedna z moich płyt trafiła na biurko Doroty Chamczyk, która dała mi szansę na zdjęciach próbnych do "Magdy M.". Byłem przekonany, że nic z tego nie wyjdzie. Zdążyłem zapomnieć o roli Wojtka Płaski, gdy zaproszono mnie na drugą część castingu. Przyjechałem i się udało. To był strzał w dziesiątkę.

Miałeś chwile zwątpienia?

- Wiele razy myślałem, że jestem w czarnej dziurze i że nadal będę grał jedynie małe rólki w Teatrze Słowackiego w Krakowie, bo mój dyrektor kompletnie we mnie nie inwestował. Mimo przeciwności losu, nigdy nie chciałem jednak zrezygnować z aktorstwa. Wierzyłem, że mi się uda i się doczekałem.

Właśnie wdrapujesz się na szczyt popularności. Zastanawiasz się, co się stanie, gdy tam dotrzesz?

- Nie wiem, w jakim kierunku potoczy się moja kariera. Ta lawina może się nagle zatrzymać albo za bardzo przyśpieszyć. Martwię się tylko, żeby praca nie zabrała mi prywatności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji