Artykuły

Nominacja bez nagrody

"Balladyna" w reż. Jarosława Kiliana w Teatrze Polskim w Warszawie. Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Zachęcona nominacją Haliny Łabonarskiej do nagrody Feliksów Warszawskich za rolę wdowy matki w "Balladynie" [na zdjęciu scena z przedstawienia] postanowiłam ponownie obejrzeć to przedstawienie. Tym bardziej że od dnia premiery upłynęło sporo czasu, który - jak zaobserwowałam - zadziałał korzystnie dla tego spektaklu. Nie napisałam wówczas recenzji. Może to i lepiej, ponieważ przedstawienie "rozegrało się" i obecnie jest lepsze niż na premierze.

Twórcy spektaklu - reżyser Jarosław Kilian i scenograf Adam Kilian - odeszli tu od dosłownej prasłowiańskości zarówno w sposobie bycia postaci, ich mentalności, jak też w kostiumie i dekoracji. Tak więc Słowackiego "wieżeje, ościeża i pawęże" zastępuje rozpostarta tuż nad sceną cyrkowa siatka oraz inspirowane malarstwem Nikifora i sztuką plebejską zjeżdżające z góry zastawki. Zastawki to świat rzeczywisty, zaś cyrkowa siatka - to świat fantastyczny z nimfą Goplaną (Ewa Gołębiowska-Makomaska), Chochlikiem (Jakub Snochowski) i Skierką (Monika Pikuła) wykonującymi rozmaite ewolucje na batucie. Ów świat fantastyczny przeniesiono do cyrku, gdzie akrobatka królowa Gopła, ubrana w skórzane spodnie i wysokie buty, dowodzi Chochlikiem i Skierką, leśnymi duszkami, które tu przybrały postać cyrkowych klownów.

Można powiedzieć, że akcja "Balladyny" została umieszczona we współczesności z małymi wyjątkami. Bo na przykład hrabia Kirkor (Arkadiusz Głogowski) w początkowych scenach występujący w "Chuście rezerwisty" - to przecież sytuacja dobrze nam znana. Zatem, czy to współczesna subkultura? Ale już rycerze Kirkora rezerwisty mają na sobie mundury chyba z czasów Powstania Listopadowego.

Piętno współczesności nosi postać pustelnika, interesująco pomyślana i konsekwentnie poprowadzona przez Olgierda Łukaszewicza. Łachmaniarski kostium pustelnika i stary dziecinny wózek wypełniony rozmaitymi rupieciami wyciągniętymi ze śmietnika wpisuje tę postać w kloszardowy świat bytowania. Ten znany nam dobrze z ulic obrazek symbolizuje społeczną degradację człowieka.

Tytułowa Balladyna (Magdalena Smala) i jej siostra Alina (Agnieszka Sztuk) to również współczesne dziewczyny. Podobnie jak Grabiec - "Lepper" (dobry w tej roli Marcin Jędrzejewski). Szkoda tylko, że główna bohaterka tragedii Słowackiego Balladyna nie sprostała zadaniu aktorskiemu. Niestety, zanurzyła się w przeciętności, nie przebijając jej ani słowem, ani gestem, ani żadną ekspresją. Zagrała przecież morderczynię! Morderczynię "oznakowaną" krwawą plamą na czole pod przepaską, którą z tego powodu nosi. To plama symboliczna - plama na sumieniu, której nie można zmyć. Ale z interpretacji aktorki owa symbolika nie wynika. Także Fon Kostryn (Dominik Łoś), czarny charakter, nie przekonuje mnie. Za bardzo szarżuje nadekspresją w głosie, za mało w nim siły oddziaływania na Balladynę. Może gdyby znalazł w niej partnerskie oparcie?

Wreszcie wdowa, matka Balladyny i Aliny, choć ubrana współcześnie, posługująca się współczesnymi rekwizytami, szyjąca na współczesnej maszynie, jest jednak postacią ponadczasową, mimo że umiejscowioną w jakimś konkretnym czasie. Owa uniwersalność wynika z czegoś, co jest zupełnie naturalne, a mianowicie ze stosunku matki do dziecka, który zawsze, w każdej epoce, jest przecież podobny: nasycony bezinteresowną miłością.

Halina Łabonarska wydobyła z postaci matki chyba wszystko, co tylko można było wydobyć. Ukazała stan ducha swojej bohaterki w rozmaitych sytuacjach. Nie obawiając się tzw. ostrego grania, szerokiego gestu, wzmocnionego głosu, przekazała ogromne napięcie i pokłady energii drzemiące w tej postaci. Matka w wykonaniu Haliny Łabonarskiej jest kobietą z ludu, prostolinijną, szczerą w uczuciach. Gdy się śmieje, to z całą mocą, gdy rozpacza, jest przejmująco prawdziwa. To osoba emocjonalnie reagująca na świat. Obserwujemy rozwój i przemianę tej postaci, począwszy od jej niebywałej wręcz, pełnej witalności (jaką prezentuje w pierwszym akcie), przez powolne wytracanie tejże witalności na skutek wydarzeń, aż po tragedię odrzucenia przez córkę i śmierć. Dochodzący z offu krzyk matki w finale pozostaje w widzach długo po zakończeniu przedstawienia.

Aktorka konsekwentnie, jasno i wyraziście przeprowadziła swoją myśl, budując tę postać. Można powiedzieć: wzorzec budowania roli, który koniecznie powinni oglądać młodzi aktorzy, by uczyć się, jak to należy robić. To właśnie matka w wykonaniu Haliny Łabonarskiej jest siłą tego przedstawienia. I cieszy, że jurorzy Feliksów Warszawskich dostrzegli ten fakt, nominując tę wybitną aktorkę do nagrody. Natomiast dziwi mnie niezmiernie, że spośród nominowanych kategorii do drugoplanowych ról kobiecych nagrodę otrzymała nie Halina Łabonarska, lecz aktorka wchodząca dopiero do zawodu, która niedawno ukończyła szkołę. Takie zestawienie w jednej kategorii jest rażąco niesprawiedliwe dla obu aktorek. W poprzednich latach była oddzielna kategoria dla młodych aktorów, dopiero rozpoczynających karierę. Podobno o gustach się nie dyskutuje, ale o gustach jurorów należy dyskutować.

Teatr Polski: "Balladyna" Juliusza Słowackiego, reż. Jarosław Kilian, scenariusz Adam Kilian, muzyka Grzegorz Turnau.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji