Artykuły

Serial, dramat i misterium w menu

XV Bydgoski Festiwal Operowy. Pisze Katarzyna Kaczór w Expresie Bydgoskim.

XV Bydgoski Festiwal Operowy raz rzucił na kolana, by kolejnym razem zaledwie rozgrzać.

Jaś i Małgosia pojawiają się w konwencji gry komputerowej, Gombrowiczowska księżniczka milczy, a franciszkanie śpiewają hip-hop?

Święto klasyki rozpoczęła przepiękna bajka, "Jaś i Małgosia", czyli produkcja bydgoska. Dzieło zrealizowane zostało w konwencji gry komputerowej (brawa dla baletu Marka Zajączkowskiego, brawa dla Dariny Gapicz i Małgorzaty Greli za tytułowe postacie). Naszej premierze, kolorowej opowieści ze szczęśliwym finałem, nie można niczego zarzucić. Z radością obejrzy je i młody, i dorosły widz.

Kolejny spektakl nie zachwycił

Kolejny etap w festiwalowej podróży już tak nie zachwycił. Mowa o poznańskim "Stiffelio". Operowa rzeczywistość przywieziona z Poznania trąci brazylijskim serialem. Widzowie dostają do strawienia miłosny moralitet oparty na słabym libretto, choć muzycznie na jak najwyższym poziomie, bo przecież to wielki Giuseppe Verdi.

Rapujący braciszkowie

Nierówny spektakl wynagradzały, na szczęście, dobre partie wokalne głównych bohaterów i świetna orkiestra.

Iwona, księżniczka Burgunda. Ukłoń się - ona ani drgnie. Siadaj - wykonuje rozkaz, lecz zamiast na krzesło, siada na... ziemi. Oto kobieta, którą trzeba zniszczyć i to bez patosu czy krzyku, a ze spokojem i elegancją. Taki właśnie, stonowany i zgrabny spektakl przywiózł Teatr Wielki - Opera Narodowa. Rad był ten widz, który lubuje się we współczesnych realizacjach. Mimo krępujących reguł, każdy bohater pozostał indywidualnością, o czym przypominały wyrafinowane kostiumy Gosi Baczyńskiej i Wojciecha Dziedzica. Poza kostiumami, największa ozdoba "Iwony..." to udane kreacje wokalno-aktorskie.

Cóż można powiedzieć o "Francesco", musicalu Piotra Dziubka i Romana Kołakowskiego w wykonaniu Teatru Muzycznego w Gdyni?...

W Polsce tradycja musicalowa jest raczej drogą przez mękę. Tym razem powieki mogą opaść po pierwszej z trzech godzin, ale warto trwać do końca. Pląsający zakonnicy, braciszkowie rapujący, kolorowe scenki z Asyżu są potrzebne, żeby wprowadzić niezaznajomionych w historię życia mistyka. Trochę dużo tu jednak baśniowości, co stwarzało wielki kontrast pomiędzy wesołkowatym pierwszym, a wspaniałym, misteryjnym drugim aktem. Na kolana rzuciła droga krzyżowa Francesco, jego duet ze św. Klarą - urzekająca historia o różach zakwitających na śniegu na polecenie świętej oblubienicy biedaczyny z Asyżu.

Balet na deser

Na deser organizatorzy festiwalu zafundowali widzom Koreański Balet Narodowy z Seulu, który przyjechał do Bydgoszczy ze swoim najnowszym spektaklem - z "Romeo i Julią" Prokofiewa. I deser był to wykwintny, wręcz arystokratyczny. Powody do zachwytu mieli przede wszystkim ci, którzy kochają tradycyjny balet rosyjski - lekkość tancerzy, perfekcja ruchów, prostota w wyrazie i choreografii to jego wizytówka. I koreańska grupa właśnie to zaprezentowała, co nie powinno dziwić, skoro choreografem szekspirowskiego dramatu był sam Jurij Grigorowicz.

Młodzi i zdolni

Praca nie poszłaby mu jednak tak gładko, gdyby nie młodzi i zdolni tancerze, spośród których na największe uznanie zasłużyli filigranowa Joo-won Kim w roli Julii oraz Won-chul Lee, czyli Merkucjo, który - co baletmistrzom zdarza się niezwykle rzadko - ruchem i mimiką rozbawił wymagającą bydgoską publiczność.

Tegoroczny Bydgoski Festiwal Operowy nazwać zatem można festiwalem eksperymentalnym.

Mało znane tytuły, egzotyczni Koreańczycy, nietypowy, bo religijny musical. Trudno przesądzać, w którym kierunku zmierza sztuka operowa. Tym razem reżyserska inwencja okazała się jednak trochę za mało oryginalna. Na szczęście, dzięki bydgoskiej imprezie, stale trzymamy rękę na pulsie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji