Artykuły

Zawsze idę za głosem serca

- Mnie na szczęście udaje się zachować właściwe proporcje w tym, co robię, bo seriale nie są jedynym przedsięwzięciem, w którym uczestniczę. Gram w kilku musicalach, występuję na scenie w teatrze, mam okazję mierzyć się z różnymi emocjami i uczuciami - mówi warszawska aktorka JOANNA LISZOWSKA.

Joanna Liszowska jest jedną z najzdolniejszych i najpiękniejszych polskich aktorek młodego pokolenia.

O czym marzyłaś, kiedy byłaś małą dziewczynką?

- Moje dziecięce marzenia miały związek z pierwszą wielką fascynacją, którą były konie i jazda konna. Zawsze chciałam mieć własnego konia. Jeździłam z rodzicami na zawody i pamiętam, że czasami urządzane były na nich loterie, w których główną nagrodą był właśnie koń. Zawsze brałam udział w tych loteriach, a na pytanie rodziców, gdzie będę trzymała konia, gdy wygram, odpowiadałam: "W piwnicy, będę mu tam przynosić siano".

Lubiłam śpiewać w... wannie

Kiedy w tych dziecięcych marzeniach zaczęło się pojawiać aktorstwo?

- Nigdy! Natomiast odkąd pamiętam, marzyłam o tym, żeby śpiewać. Lubiłam siedzieć w wannie i śpiewać, nucić coś, co zapamiętałam z radia. Czasem sama wymyślałam sobie teksty i melodie, i śpiewałam te moje "dzieła" w łazience. Kąpiel trwała zawsze bardzo, bardzo długo (śmiech). Potem, już z pełną świadomością wybrałam szkołę teatralną, bo tylko będąc aktorką, mogłam połączyć i śpiewanie, i taniec, który też uwielbiałam. Aktorstwo wydawało mi się zawodem łączącym w sobie wszystko, co mnie pasjonowało.

Jak twoje wyobrażenia o aktorstwie wypadły w porównaniu z rzeczywistością?

- Idąc do szkoły teatralnej, nie miałam tak naprawdę żadnych wyobrażeń i oczekiwań. Wiedziałam, że nie są to najłatwiejsze studia, że trzeba poświęcić na nie dużo czasu i że są wyczerpujące, także psychicznie. I to się później potwierdziło.

Brałaś kiedyś pod uwagę inny niż aktorstwo sposób na życie?

- Kiedy zbliżał się termin egzaminów wstępnych na studia, myślałam również o psychologii, bo ta dziedzina też mnie pasjonowała. Myśl o studiowaniu psychologii pojawiła się w momencie, gdy zaczęłam tracić wiarę w to, czy nadaję się do szkoły teatralnej. Zwłaszcza, że nigdy wcześniej nie miałam okazji sprawdzić się jako aktorka - nie występowałam w szkolnych przedstawieniach, nie recytowałam wierszy na akademiach. Wydawało mi się, że nie powinnam zawracać sobą głowy komisji egzaminacyjnej. Dziś wiem, że dokonałam dobrego wyboru.

Z jakich swoich zawodowych dokonań jesteś najbardziej dumna?

- To trudne pytanie. Każdy ze spektakli, w których gram, jest inny, w każdym z nich jest zupełnie inny klimat i każdy wymaga ode mnie, jako aktorki, innych środków wyrazu. Tak naprawdę nigdy nie jestem do końca zadowolona z tego, co zrobiłam. Ale z drugiej strony, ze wszystkich swoich ról jestem dumna, bo wszystkie nauczyły mnie czegoś nowego. Gdybym jednak musiała wybrać tylko jedną rolę, wybrałabym Roxie Heart z musicalu "Chicago" - bo to spory kawałek mojego życia. W dodatku łączy w sobie i taniec, i śpiew, i aktorstwo dramatyczne. Lubię Roxie, dobrze się czuję w jej skórze.

Najtrudniej zagrać szczęście

Największą popularność zdobyłaś jednak dzięki rolom w serialach "M jak miłość", "Na dobre i na złe", "Kryminalni"...

- ...co jest, z całą ogromną sympatią do tych ról i do seriali, bardzo przykre. Seriale są "maszynką do produkowania popularnych twarzy" i często się zdarza, że komuś, kto "wszedł" w serial, a nie zrobił nic innego, bardzo trudno jest potem wyzwolić się od postaci, z jaką jest kojarzony. Mnie na szczęście udaje się zachować właściwe proporcje w tym, co robię, bo seriale nie są jedynym przedsięwzięciem, w którym uczestniczę. Gram w kilku musicalach, występuję na scenie w teatrze, mam okazję mierzyć się z różnymi emocjami i uczuciami.

Jakie uczucia najtrudniej jest ci wyrazić?

- Radość i szczęście.

Myślałem, że najtrudniej jest zagrać miłość.

- Nie. Na scenie zapomina się, że partner jest obcym człowiekiem, z którym tak naprawdę nic cię nie łączy. Trzeba tylko "wejść" w postać i odczuwać wszystko tak, jak ona czuje.

Gdyby zadzwonił do ciebie reżyser z Hollywood, z prośbą, byś powiedziała mu, jak wyglądasz, a od tego, jak się opiszesz, zależałaby rola w jego filmie, co byś mu powiedziała?

- Na pewno prawdę! Wyglądam, jak wyglądam, więc powiedziałabym po prostu, że jestem dużą blondynką (śmiech). Myślę, że moim znakiem rozpoznawczym są włosy, których na pewno nie pozwoliłabym obciąć, żeby dostać jakąś rolę. Mogłabym ufarbować je na inny kolor, mogłabym przytyć... Ale obciąć włosy? Nie.

Uważasz, że włosy są w twoim wyglądzie właśnie tym, co przyciąga największą uwagę?

- Nie, bo przecież nie zawsze chodzę z rozpuszczonymi włosami. Myślę tylko, że każdy, kto mnie widział, zapamiętał chyba, że mam długie, kręcone włosy. Gdy je spinam, ludzie mnie nie rozpoznają.

Po kim jesteś taka śliczna, po mamie czy po ojcu?

- Jestem chyba ich mieszanką. Nawet nie chyba, tylko na pewno! Gatunek włosów mam po mamie, ale kolor po ojcu, mam też jego karnację, oczy...

Męskie spojrzenia bywają zabawne

Jak reagujesz na komplementy?

- Nie bardzo wiem, jak się zachować, gdy je słyszę. Jasne, że komplementy są miłe, szczególnie, kiedy są szczere, ale tak naprawdę, nie wiem, jak na nie reagować. Chyba ich nie potrzebuję.

A męskie spojrzenia, które cię śledzą na ulicy, sprawiają ci przyjemność?

- Zależy od tego, jakie to są spojrzenia (śmiech). Niektórych w ogóle wolałabym nie zauważać. Czasem, kiedy pędzę na próbę, kiedy ucieka mi tramwaj, kiedy jestem niewyspana i zmęczona, nie znoszę, jak jacyś obcy faceci mi się przyglądają i patrzą mi głęboko w oczy. Jeśli do tego mruczą coś pod nosem, to wolałabym wtedy być niewidzialna. Z kolei kiedy jestem zrelaksowana i mam dobry nastrój, to męskie spojrzenia bywają nawet... zabawne.

Jacy mężczyźni mają u ciebie szanse?

- "Wyglądowo" - nie mam pojęcia... Mogę podać wiele cech, które mi się w mężczyznach podobają i wiele takich, które mnie drażnią. Wiem jednak, że można się zakochać w kimś, kto jest przeciwieństwem "wymyślonego" przez nas ideału. Dlatego ideału nie potrafię i nie chcę opisywać.

W takim razie każdy facet ma u ciebie szanse!

- Każdy, który ma to "coś", a takich jest jeden na milion (śmiech).

Wymyśliłam sobie idealnego chłopaka

Pamiętasz pierwszego mężczyznę, który zawrócił ci w głowie?

- Oczywiście! To niesamowita historia - wymyśliłam sobie, pewnie pod wpływem jakiegoś filmu, jak powinien wyglądać chłopak z marzeń i któregoś dnia po prostu go zobaczyłam. Byłam nim dość długo zauroczona.

On o tym wiedział?

- No pewnie! Chodziliśmy przecież na randki... Ale pierwszą świadomą miłość przeżyłam dopiero w liceum. Trwała trzy lata i była bardzo romantyczna.

Jesteś w miłości rozważna czy szalona?

- Rozważna na pewno nie jestem. Zawsze idę za głosem serca i nie potrafię zagłuszyć tego głosu tym, co mówi mi rozum, mimo że rozum także słyszę. Miłość to dla mnie uczucie, a nie... kombinowanie.

Jesteś przesądna?

- Trochę. Ale w czarnego kota nie wierzę. I w piątek trzynastego też nie. Wierzę natomiast, że można coś zapeszyć. Nie zapomnę, jak bardzo cieszyłam się, gdy Kazimierz Kutz zaproponował mi rolę w swoim filmie. Wróciłam do domu szczęśliwa i od razu opowiedziałam o tym ojcu. A on spojrzał na mnie znad gazety i zapytał, czy podpisałam umowę. Nie podpisałam... Powiedział mi wtedy: "Nie ciesz się za wcześnie!" No i miał rację, bo minęły trzy lata, a film nie powstał. Od tamtej pory wiem, że nie należy o niczym mówić za wcześnie i za dużo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji