Artykuły

POŻEGNANIE Justyna Kreczmarowa (14.10.1918-13.01.2008)

Była jedną z najwybitniejszych przedstawicielek odchodzącego teatru. Teatru, w którym liczył się aktor. I to było najważniejsze. Do teatru chodziło się, aby podziwiać aktora i jego kunszt. Dziś to już przeszłość.

Justyna Kreczmarowa była znakomitą aktorką. Moją przyjaciółką. Nasza przyjaźń przetrwała lata. Z rodziną Kreczmarów byłem mocno związany. Jerzy Kreczmar, znakomity reżyser, brat Jana, był moim polonistą w Gimnazjum Zgromadzenia Kupców. Wielki aktor Jan Kreczmar był moim dyrektorem w Teatrze Młodej Warszawy, a potem miałem zaszczyt grać z nim w "Tymonie Ateńczyku" Szekspira i w "Horsztyńskim" Juliusza Słowackiego. Spędziłem z nim wiele niezapomnianych godzin na rozmowach o teatrze.

Ze Zbyszkiem Zapasiewiczem, dla którego Justysia była ciotką, byłem w teatrze, kiedy stawiał pierwsze kroki na scenie. Ale najbardziej związany byłem z Justysią. Rozumieliśmy się znakomicie. Nasza przyjaźń zaczęła się w roku 1949 w czasie mojego drugiego pobytu w Teatrze Polskim w Warszawie, za dyrekcji Leona Schillera. Grałem Aloszkę w "Na dnie" Maksyma Gorkiego. Po premierze przyszła do garderoby z gratulacjami i wy-całowała mnie. Polubiliśmy się. Wkrótce zagraliśmy razem w pierwszej wersji molierowskiego "Don Juana" w reżyserii Bohdana Korzeniewskiego w roku 1950. Ona Karolkę, ja Pioterka. To spotkanie na scenie scementowało naszą przyjaźń. Kiedy po latach siwizna przyprószyła nam włosy, wspominaliśmy dawne czasy z rozrzewnieniem. Justysią za każdym razem, kiedy się żegnaliśmy, przypominała mi, że mam o Niej napisać, kiedy umrze.

Nie chciałem tego słuchać. Pisałem, kiedy żyła.

I oto stało się. Nie ma już Justysi. Odeszła do swoich najbliższych. W nieświadomości, po długiej chorobie. Nie widziałem Jej od dawna. Kilka lat temu przeniosła się z al. Szucha do swojej najdroższej córki Małgosi i ukochanego zięcia Krzysia Daukszewicza. Była jeszcze w dobrej formie. Telefonowaliśmy do siebie. Stale powtarzała, że muszę do Niej przyjechać. Z czasem rozmowy stawały się coraz trudniejsze. Odnosiłem wrażenie, że nie kontaktuje i nie kojarzy faktów. Kiedy dowiedziałem się, że Małgosia nie żyje, byłem przerażony, jak to odbierze. Na szczęście nieświadoma otaczającej ją rzeczywistości, nie dowiedziała się o tym. Po stracie ukochanego syna Adasia, utalentowanego poety i satyryka, latami nie mogła dojść do siebie.

Urodziła się w Warszawie jako Justyna Karpińska i pod takim nazwiskiem występowała przez pewien czas na scenie. Od dziecka marzyła o teatrze. Jako uczennica grywała we wszystkich szkolnych przedstawieniach. Chciała zdawać do szkoły dramatycznej, ale jej nie przyjęto, bo miała tylko małą maturę. Nie załamała się. Tak długo chodziła koło tej sprawy, że władze ZASP-u udzieliły jej prawa grania i wyraziły zgodę na wyjazd do teatru w Stanisławowie. Tam zaopiekowała się nią wielka aktorka Wanda Siemaszkowa. Był rok 1939, kiedy zagrała swój ą pierwszą rolę w życiu - Klarę w "Ślubach panieńskich" Aleksandra Fredry. Podobała się. Piękne warunki zewnętrzne, nerw sceniczny i temperament, a potem praca, upór i talent utorowały jej drogę do sławy.

We wrześniu zaczęła się wojna. Wanda Siemaszkowa opuściła Stanisławów i przeniosła się do Lwowa, zabierając ze sobą młodziutką Justysię. Tam w Teatrze Polskim, pod czułą opieką swojej profesorki, a także Władysława Krasnowieckiego i Bronisława Dąbrowskiego, Justyna Karpińska rozwijała swoje zdolności. Zagrała w "Ostrożnie, świeżo malowane" i w "Krakowiakach i góralach". We Lwowie poznała Jana Kreczmara. Wkrótce została jego żoną. Kiedy Lwów zajęli Niemcy, Justysią wraz z mężem przedostała się do Warszawy. Oboje pracowali w kawiarni na Nowym Świecie U Elny Gistedt. Ona jako kelnerka, on jako barman. Każdą wolną chwilę wykorzystywała na doskonalenie swojego warsztatu. Wierzyła, że po wojnie powróci do teatru, który ją fascynował. Uczęszczała na lekcje śpiewu do Andy Kitschman i na rytmikę do Janiny Mieczyńskiej. Nad stroną aktorską czuwał jej mąż - Jan Kreczmar. Wybuch Powstania zastał ich po drugiej stronie Wisły. Tam urodziła swojego pierworodnego syna Adama. Kiedy wojska sowieckie wkroczyły do Lublina, a wraz z nimi oddziały Wojska Polskiego, odszukał ich Władysław Krasnowiecki kierujący Teatrem Wojska Polskiego i zaproponował engagement. Włożyli mundury wojskowe i stali się członkami zespołu .W Lublinie zagrali w pierwszym historycznym przedstawieniu "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego, w reżyserii Jacka Woszczerowicza, dnia 29 listopada 1944 roku. Ona - Zosię, a Jan Kreczmar Poetę. Od tej chwili zaczął się dla obojga wspaniały okres. Wraz z Teatrem Wojska Polskiego przenieśli się do Łodzi, gdzie powtórzyli "Wesele" entuzjastycznie przyjmowani przez prasę i publiczność. W Łodzi w roku 1946 zagrała urokliwie Fanny w "Mariuszu" Pagnola u boku wielkiego Aleksandra Zelwerowicza i w jego reżyserii. Kilka miesięcy później pojechała do Katowic, do dyr. Bronisława Dąbrowskiego, aby w Teatrze Śląskim zagrać gościnnie tytułową Roxy w komedii Connersa. W tym samym roku Kreczmarowie przenieśli się do Warszawy do Teatru Polskiego, do dyr. Arnolda Szyfmana. Jej pierwszą warszawską rolą była Melanto w sztuce Morstina "Penelopa". Zagrała ją rewelacyjnie. Tą rolą oczarowała warszawiaków. W postać Penelopy wcieliła się wielka aktorka Janina Romanówna, a w rolę jej męża Odysa - Jan Kreczmar. Prasa przyjęła entuzjastycznie pojawienie się młodej utalentowanej aktorki. Kolejną jej rolą była Sheila Birlling w "Pan inspektor przyszedł" Pristleya z Aleksandrem Zelwerowiczem w roli tytułowej, a także z udziałem wielkiej Marii Dulęby. Obok nich wystąpił młody, utalentowany Czesław Wołłejko, z którym później Justysią wielokrotnie spotykała się na scenie. W1948 roku w reżyserowanej przez Jana Kreczmara sztuce Tadeusza Holują "Dom pod Oświęcimiem" otrzymała rolę Marty, wywiązując się z powierzonego zadania ponad wszelkie pochwały. Warszawa ją polubiła i zaakceptowała, a prasa nie szczędziła jej pochwał. Jako Justyna Karpińska wy stąpiła jeszcze tylko w "Wyspie pokoju" Piętrowa, którą reżyserował Henryk Szletyński. W roku 1949, już jako Justyna Kreczmarowa na scenie Teatru Kameralnego, odniosła ogromy sukces jako Justysią w "Mężu i żonie" Aleksandra Fredry w reżyserii Bohdana Korzeniewskiego. W tym znakomitym przedstawieniu grali Janina Romanówna, Jan Kreczmar i Czesław Wołłejko. Spektakl uznano za najwybitniejsze osiągnięcie artystyczne roku. Z przedstawieniem tym pojechali do Paryża i wystąpili w Teatrze Narodów, przywożąc znakomite recenzje. Próbowała i grała rolę za rolą - Lizę w "Mądremu biada" Gribojedowa w reżyserii Bronisława Dąbrowskiego, Li Ao Yang w sztuce Rogera Vaillanda "Pułkownik Foster przyznaje się do winy" w reżyserii Władysława Krasnowieckiego. W roku 1955 odniosła kolejny sukces w "Domu kobiet" Zofii Nałkowskiej w reżyserii Marii Wiercińskiej, w otoczeniu wielkich aktorek tamtych czasów Mieczysławy Ćwiklińskiej, Marii Dulęby, Seweryny Broniszówny, Zofii Lindorfówny, Karoliny Lubieńskiej, Janiny Munclingrowej i Zdzisławy Życzkowskiej, zagrała najmłodszą bohaterkę. Z tym przedstawieniem pojechały do Londynu, gdzie przyjmowano je entuzjastycznie.

Całe swoje aktorskie życie spędziła w Teatrze Polskim w Warszawie. Zmieniali się dyrektorzy, a ona stale miała mocną pozycję. I to nie tylko kiedy żył jej mąż Jan Kreczmar, ale także pojego śmierci. Wśród wielu ról przypomnę tu chociażby Solange w "Lecie w Nohant" Jarosława Iwaszkiewicza, Żonę w "Ich czworo" Gabrieli Zapolskiej, Elizę w "Pigmalionie" Bernarda Shawa, Joannę w "Świeczniku" Musseta, Ksantypę w "Obronie Ksantypy" Morstina i Gruszeńkę w "Braciach Karamazow" Dostojewskiego, a także Maksimę Falk w znakomitym przedstawieniu "Noc Iguany" zrealizowanym przez Aleksandra Bardiniego na scenie Teatru Kameralnego przy ul. Foksal. Z biegiem lat przerzuciła się na role charakterystyczne. I w tych pokazała wysoką klasę. Te ostatnie to między innymi w węgierskiej sztuce "Gorzkie żale w stróżówce", w "Vaclawie" Mrożka w reżyserii Kazimierza Dejmka i w "Stasiu" Jerzego Jarockiego w reżyserii Gustawa Holoubka jako Ciotka Mery. Ostatni raz wystąpiła na scenie w roku 1987, graj ąc Starą Aktorkę w sztuce Władysława Terleckiego "Krótka noc" w reżyserii Jana Bratkowskiego.

Bardzo dużo nagrywała w Polskim Radiu i występowała w telewizji. W pierwszych latach po wojnie zagrała w kilku filmach polskich. Najgłośniejsze z nich to "Ulica Graniczna" i "Młodość Chopina". W latach 1955-67 była pedagogiem w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie.

Żegnaj, droga, kochana Justysiu. Tym razem przyrzekam Ci, że przyjdę do Ciebie na pewno. Może tam znowu zagramy?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji