Artykuły

Z Szekspirem dzień drugi

Program drugiego dnia XII Festiwalu Szekspirowskiego ułożono tak, że jeśli skupić się na tym, co dzieje się na głównej scenie, pozostałe spektakle były poza zasięgiem. A na głównej scenie działo się tylko jedno - "Makbet" Teatru Arka z Wrocławia. Poddałam się więc woli przeznaczenia i poszłam zobaczyć jedną z najkrótszych i najbardziej bogatych w napięcia i spazmy sztukę Szekspira. Niestety żałuję - pisze Anna Bielecka-Mateja z Nowej Siły Krytycznej.

Wiem, że w nieco innych kategoriach powinno się oceniać Teatr Arka. To wszakże innowacyjny projekt zainicjowany w 1994 roku przez aktorów Teatru Współczesnego we Wrocławiu, którym od dziewięciu lat kierują Renata Jasińska i Aleksandre Marquezy, i którego produkcja "Makbet" jest trzecią już próbą integracji aktorów zawodowych z niepełnosprawnymi. Idea jak najbardziej godna pochwały, przesycona walorami edukacyjnymi - teatr to przecież sztuka polisensoryczna - lecz niestety pod względem formalnym zdecydowanie kiepska. Jest tam po prawdzie jakiś cień interpretacyjnego pomysłu, lecz w całości dzieło pobrzmiewa monotonią i nudą. Dla Szekspira niezwykle znamienne w przypadku "Makbeta" jest tempo. W dramacie nie ma właściwie chwili oddechu, wszystko rozgrywa się tu jakby w oku cyklonu od pierwszych scen. Błyskawice, grzmoty, rozszalała aura i wplątany w ten wir Makbet, któremu przeraźliwe czarownice przepowiadają królewską przyszłość. I to w zasadzie udało się reżyserce Renacie Jasińskiej uzyskać, lecz tylko w pierwszej scenie. W jej teatralnym pejzażu jest rzeczywiście coś z tajemniczego obłędu świata zewnętrznego. Tworzą go w dużej mierze czarownice w potarganych strojach przypominających strachy na wróble i z odstraszającymi maskami na twarzach (udana praca Elżbiety Roszczak). Tańczą wokół swoich ofiar - Makbeta i Lady Makbet rytualne pląsy, wykrzykując swoje przepowiednie niestety mało zrozumiałe pod osłoną masek i z manierą bezzębnej baby-jagi.

Te same czarownice zrujnowały to, co w zasadzie u Szekspira jest najbardziej fascynujące - studium psychologiczne postaci. Ani Makbet ani Lady Makbet nie mają w sobie za grosz tej słynnej pasji i rządzy władzy, która pozwala przeć im do wyznaczonego celu. On, przyszły król, który swoją drogę do tronu plami krwią niewinnych ludzi z Dunkanem i Bankiem na czele, w którym drzemie przecież niezwykła dwoistość ludzkiej natury, coś jakby dwa porządki istnienia (boski i diabelski, apolliński i dionizyjski?) jest w wydaniu Sylwestra Różyckiego zupełnie bezpłciowy. Bez emocji i zaangażowania wygłasza swoje kwestie, by korowód myśli sprowadzić w końcu do świadomości własnej niemocy. Ona, ponoć najtragiczniejsza spośród szekspirowskich zbrodniarek, która tak mocno pomaga mężowi uświadomić jego pragnienia, że sama popada w obłęd, jest dla Eweliny Niewiadomskiej kreacją wyjątkowo trudną. Stara się, lecz w tym obłędzie i ludzkiej tragedii jest chyba za dużo wyuczonych min i pozorów, z których często przebija się sztuczna i nieprawdziwa emocja. Mimo to, jest najbardziej zauważalną postacią. Fakt, że całą odpowiedzialnością za taki porządek świata obarcza Jasińska czarownice, które towarzyszą bohaterom niemal w każdej scenie i zaszczepiają w nich szatańskość czynów, rodzą ambicje i piastują ich niecnej realizacji, lecz to nie zwalnia aktorów z działania.

W ten sposób upadło szekspirowskie zawrotne tempo, tajemnica akcji i pragnienie dotarcia w głąb ludzkiej osobowości. Czas rozciągnął się do prawie trzech godzin, czego pewnie dałoby się uniknąć, gdyby nie przestoje po każdym wybieganiu aktorów i przedłużające się obrzędy czarownic, których sensów można było się domyśleć już po pierwszej odsłonie. Teatr Arka pokazał więc spektakl bardzo prosty, także pod względem formalnym. Ascetyczne dekoracje i scenografia Magdaleny Grobelnej oparta na zbudowaniu niewielkiej sceny rodem z teatrzyku szkolnego, nadto kostiumy Ewy Jobko trochę w baśniowym stylu stworzyły stylistykę dość nużącą.

Podkreślić jednak należy ogromne zaangażowanie, naturalność i profesjonalizm aktorów niepełnosprawnych w rolach czarownic (Alicja Idasiak, Teresa Trudzik), sługi (Jan Kot) oraz lorda (Andrzej Kusiak). "Makbet" to znakomity tekst Stradfordczyka, ale też wyjątkowo trudny do zrealizowania. Na takie przedsięwzięcie chyba nawet nazbyt trudny. Należy je jednak odnotować i uznać pod względem edukacyjnym za dzieło ważne i potrzebne. Pod względem artystycznym niestety nie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji