Artykuły

W gościnnych dworach

Urodzony w Ulanowie na Podkarpaciu Arnold Szyfman jeszcze za życia stał się legendą, prawdziwą ikoną teatru. Sam nie występował na scenie, rzadko zdarzało mu się również reżyserować spektakle, ale jego pomysły inscenizacyjne przeszły do historii. Szczególnie rozmiłowany był w monumentalnych widowiskach i takie grane były od samego początku na scenie Teatru Polskiego w Warszawie, założonego przez Szyfmana w 1913 roku - pisze Rafał Staszewski w Tygodniku Nadwiślańskim.

Arnold Szyfman [na zdjęciu], Jan Parandowski oraz profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego podczas okupacji hitlerowskiej znaleźli bezpieczne schronienie i gościnę na Sandomierszczyźnie.

Przeglądając karty wspomnień i pamiętników z lat okupacji, spisywanych przez znakomitości polskiego życia kulturalnego, niejednokrotnie natknąć się można na znajome nazwy miejscowości, nazwiska osób związanych z naszym regionem, opisy wydarzeń, które w tych okolicach się rozegrały. Wszystko to, widziane oczyma postronnych obserwatorów, składa się często na bardzo ciekawy obraz, a do tego odmienny od powszechnie utrwalonego.

TYTAN POLSKIEJ SCENY

Urodzony w Ulanowie na Podkarpaciu Arnold Szyfman jeszcze za życia stał się legendą, prawdziwą ikoną teatru. Sam nie występował na scenie, rzadko zdarzało mu się również reżyserować spektakle, ale jego pomysły inscenizacyjne przeszły do historii. Szczególnie rozmiłowany był w monumentalnych widowiskach i takie grane były od samego początku na scenie Teatru Polskiego w Warszawie, założonego przez Szyfmana w 1913 roku. Młody jeszcze, bo 31-letni wówczas dyrektor świeżo powołanej placówki, zdołał zgromadzić wokół siebie grono utalentowanych artystów, których nazwiska albo już zaczynały wiele znaczyć, albo w przyszłości stać się miały bardzo głośne. Leon Schiller, Aleksander Zelwerowicz, Kazimierz Junosza-Stępowski, Stefan Jaracz - to tylko niektóre spośród nich. Kobiecą gwiazdą Teatru Polskiego była Maria Przybyłko-Potocka prywatnie żona Szyfmana.

ZAGROŻENIE

Wraz z napaścią hitlerowskich Niemiec na Polskę dla rodziny dyrektora zaczęła się trudna do wyobrażenia gehenna. Szyfman zagrożony był w dwójnasób - jako osoba pełniąca ważną funkcję a przy tym zasłużona dla polskiej kultury. Do tego samo nazwisko, jak się wkrótce okazało miało sprawić mu niemało kłopotów. Gestapowcy kilkakrotnie pytali go dlaczego nie nosi opaski z gwiazdą Dawida. Odpowiadał zawsze tak samo: generalny gubernator może wydawać różne zarządzenia, ale sprawa mojej narodowości, moich uczuć, mojej wiary i moich myśli należy wyłącznie do mnie.

Jedno z wezwań w al. Szucha zakończyło się aresztowaniem dyrektora Szyfmana. W celi spędził kilka miesięcy. Wyszedł w końcu na wolność, było jednak oczywiste, że Warszawa przestała być dla niego miejscem bezpiecznym. Zrodził się pomysł ucieczki za granicę. W ostatniej chwili dyrektor zrezygnował z tej propozycji - szczęśliwie, jak się okazało, bo pozostali członkowie grupy przeprawiającej się przez góry zostali zatrzymani przez niemiecką żandarmerię.

Jesienią 1940 roku przemieszkiwał Szyfman przez pewien czas u Jarosława Iwaszkiewicza w Podkowie Leśnej. W październiku przeżył śmierć ojca. W obawie przed ponownym aresztowaniem zaczął używać nazwiska - Adam Spławski. W stolicy i jej okolicach taka konspiracja odnosiła jednak marny skutek, bowiem był postacią zbyt dobrze znaną. Pożądanym stał się wyjazd gdzieś na prowincję, gdzie bez obaw można było występować pod nowymi personaliami. Niebawem nadarzyła się ku temu okazja.

PRZYJACIEL POSEŁ

Pałac w Czyżowie pod Zawichostem stoi do dziś. Nowi właściciele sprawili, że znowu stał się prawdziwą perełką barokowej architektury, lśniąci swym dawnym blaskiem.

Rezydencję zbudował w pierwszej połowu XVIII wieku Jan Aleksander Czyżowski, kasztelan połaniecki. Okazała budowla, od frontu piętrowa, od tyłu parterowa, wzorowana była na pałacu Lubomirskich w Puławach. W XIX wieku właścicielami Czyżów a zostali Prendowscy, a w początkach ubiegłego stulecia posiadaczem tych dóbr stał się Józef Targowski.

Szczególnie ciekawa to postać. Ziemianin, dyplomata, senator II Rzeczpospolitej - człowiek o wyjątkowo bogatej biografii. Mając lat 36 został wyprawiony z misją na Daleki Wschód, jako minister pełnomocny i wysoki komisarz RP na Syberię. Współorganizował polskie placówki w Charbinie, Władywostoku i Chabarowsku. W latach 1919-1921 był pierwszym oficjalnym przedstawicielem Polski w Japonii, z jednoczesną akredytacją w Chinach.

W Czyżowskim pałacyku Targowskiego gościli w okresie międzywojennym m.in. dwaj prezydenci - Ignacy Mościcki i Stanisław Wojciechowski, a także Władysław Reymont, Witold Gombrowicz, Ludwik Hieronim Morstin, Karol Frycz, Leon Wyczółkowski i Władysław Skoczylas.

Arnold Szyfman znał dobrze dziedzica Czyżowa, jak również jego drugą żonę, Jadwigę ze Skibniewskich. Razem z Targowskim pracował długie lata w różnych instytucjach kulturalnych, a przede wszystkim w Towarzystwie Szerzenia Sztuki Polskiej wśród Obcych.

Przypadkowe spotkanie na ulicy z Jadwigą Targowską zaowocowało dla Szyfmana zaproszeniem na sandomierską wieś.

W NOWYM OTOCZENIU

Dniom spędzonym w Czyżowie poświęca Szyfman w swoich zapiskach z lat okupacji sporo miejsca, zaznaczając jednak już na wstępie, że gospodarzy swoich opisywał nie będzie, bojąc się konfliktu między przyjaźnią a obiektywizmem. Okolica, która dla dyrektora Teatru Polskiego stać się miała domem na więcej niż rok, była mu mało znana, choć dzieciństwo spędził stosunkowo niedaleko - za Wisłą Nawet Sandomierz zwiedzał wówczas po raz pierwszy i to w dodatku, jak pisał, po ciemku.

Sam pałacyk Targowskich zrobił na nim dobre wrażenie.

"To piękny okaz polskiego baroku - zanotował w pamiętnikach. - Szczególną oryginalnością wyróżnia się elewacja frontowa, śliczna sień i klatka schodowa oraz hall, przed którym rozciąga się wielki taras, z boku zamknięty dwiema wieżami. (...) mimo że właściciele w pomyślnych czasach zainwestowali znaczne środki w konserwację gmachu, wymaga on jeszcze i wart jest gruntownego remontu."

Ulubionymi towarzyszami spacerów i rozmów byli dla Szyfmana: starsza córka Józefa Targowskiego, Maria Trzetrzewińska, oraz jej dzieci - Krzysztof i Irena.

Co najistotniejsze, dom właścicieli Czyżowa zdawał się być doskonałym azylem, choćby już z tego względu, że w kilku jego pokojach stali na kwaterze niemieccy oficerowie, z którymi co prawda dwór nie utrzymywał żadnych stosunków, lecz którzy samą już swoją obecnością gwarantowali pewnego rodzaju spokój, chroniąc przed niepożądanymi wizytami żandarmerii czy policji.

WADY I PRZYWARY

Nie brakuje we wspomnieniach Szyfmana ironicznych uwag na temat życia codziennego, zwyczajów i gustów ziemiaństwa. Nie padają konkretne nazwiska, jednak tym, którzy środowisko sandomierskiej szlachty znali, nietrudno było z plastycznych opisów domyślić się, kogo autor w danym momencie sportretował.

Pojawia się więc na kartach wojennych zapisków postać zamożnego dziedzica spod Sandomierza, który był tak skąpy, że zamykając cukiernicę, za każdym razem umieszczał w niej muchę, by mieć pewność, że nikt ze służby nie podkrada jej zawartości. Jeśli owad został przypadkowo uwolniony było to znakiem, że ktoś otwierał pokrywę. Ten sam ziemianin potrafił jednak wiosną 1939 roku, gdy zbierały się już chmury nad Polską, wybrać się do Warszawy, by osobiście wpłacić na konto Funduszu Obrony Narodowej kolosalna kwotę 300 tys. złotych. Nie omieszkał przy tym zabrać ze sobą walizki z jedzeniem na drogę i powrót, by jak najmniej pieniędzy wydać w stolicy.

Podobnych typów odmalował Szyfman znacznie więcej. Z jego obserwacji wyłania się jednak raczej smutny obraz prowincji. Mała troska o porządek, brak podstawowych urządzeń higienicznych oraz uboga kultura mieszkańców - to, zdaniem dyrektora Teatru Polskiego, sprawy, które rzucają się w oczy na każdym kroku.

"Są dwory - pisze gość Targowskich - gdzie poza dodatkami do Tygodnika Ilustrowanego nie ma żadnych książek. Inne mają biblioteki złożone jedynie z kalendarzy. Przez całą wojnę w żadnym majątku nie słyszałem też dobrej muzyki, poza tymi nielicznymi wypadkami, gdy za ścianą grali niemieccy oficerowie."

POD OKUPACJĄ

22 czerwca 1941 roku, w niedzielę, do Czyżowskich domowników dotarła wiadomość o napaści Niemiec na Związek Radziecki. Z tym wydarzeniem wiązano powszechnie nadzieję rychłego końca III Rzeszy. Wojna miała jednak trwać jeszcze długo. Przez Sandomierszczyznę zaczęły przetaczać się rozliczne oddziały udających się na wschód niemieckich wojsk. W okolicach pałacyku przez pewien czas stacjonowała wyborowa jednostka Leibstandarte Adolf Hitler.

Poza tym jednak okolica nie doznała jeszcze w owym czasie takich okrucieństw wojny, które w przyszłości stać się miały tu chlebem powszednim. Będąc któregoś dnia w Zawichoście Szyfman zanotował z zadowoleniem: "(...) na rynku i głównej ulicy zobaczyłem setki Żydów, kupujących i sprzedających, pomieszanych z chłopstwem i mieszczaństwem. Mieli tu pełną swobodę poruszania się, prowadzili sklepy, dzierżawili sady, zajmowali się legalnym ubojem bydła, żyli całkiem normalnie. I wszystko to działo się nie gdzieś w jakimś zapadłym kącie świata, lecz tuż pod Sandomierzem, wśród wielkiego rozgwaru wojskowego."

DALSZE LOSY

Dyrektor Szyfman przebywał w Czyżowie do grudnia 1941 roku. Potem wyjechał na krótko do Warszawy, by ponownie udać się na prowincję - tym razem do podkrakowskich Pławowic, gdzie podejmował go znany poeta Ludwik Morstin. Targowscy odwiedzali go tam czasem, pokonując daleką drogę konno. W Pławowicach dotarła do Szyfmana wiadomość o zbrodni dokonanej przez hitlerowców w Zbydniowie, gdzie ofiarą padli obok gospodarzy przebywający we dworze weselni goście. Zamieścił w notatkach informacje na ten temat.

Jesienią 1944 roku dowiedział się o śmierci żony. Maria Przybyłko-Potocka w wyniku eksplozji bomby została we własnym mieszkaniu przygnieciona drzwiami wyrwanymi z zawiasów. Obrażenia okazały się śmiertelne. Pochowano ją w zbiorowej mogile powstańczej. Dopiero w maju 1946 roku Szyfman odnalazł jej grób.

Co działo się po wojnie z twórcą Teatru Polskiego? W 1948 r. został odznaczony z okazji 40-lecia pracy zawodowej i... jednocześnie odwołany ze stanowiska dyrektora, ale już dwa lata później zrobiono go szefem Teatru Wielkiego w budowie. Także w to przedsięwzięcie zaangażował się bez reszty, nie zrezygnował z niego nawet, gdy w 1954 r. po raz kolejny wrócił do Teatru Polskiego.

Arnold Szyfman zmarł 17 stycznia 1967 roku. Pochowany został na powązkowskim cmentarzu Komunalnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji