Artykuły

Skazani na sukces

To bardzo nietypowa, w pełni autorska lista. Łukasz Drewniak zestawia w niej miejsca, które przez ostatni sezon sporo w polskim teatrze zamieszały, i ludzi za nimi stojących. Dodaje nurty i style. Regułą tego rankingu jest brak tradycyjnych reguł. Oprócz jednej - wszyscy ci, którzy się w nim znaleźli, zasłużyli na to jakością swych prac oraz wyrazistością. Jeszcze o nich usłyszymy.

MIEJSCE: Teatr im. CK. Norwida w Jeleniej Górze - Kiedy na początku minionego sezonu Wojciech Klemm obejmował teatr w Jeleniej Górze, mało kto wierzył, że mu się uda. Za ewentualnym sukcesem przemawiał nie tyle jego reżyserski dorobek (w Polsce zrobił dopiero dwa spektakle), ale terminowanie u Castorfa w berlińskim Volksbuhne. Klemm miał zmienić myślenie o robieniu nowoczesnego teatru na obrzeżu, daleko od centrum. Z jednej strony czuć w Jeleniej Górze ciśnienie legendy dyrekcji Aliny Obidniak i laboratoryjnych eksperymentów Lupy i Grabowskiego z przełomu lat 70. i 80. Z drugiej - konieczne było podjęcie walki o wpisanie repertuaru teatru w ogólnokrajowe dyskusje. Klemm zaangażował wielu młodych aktorów, potrafił zaktywizować starszych (Irmina Babińska, Bogusław Siwko). Szybko stworzył perspektywiczny zespół, któremu autentyczną frajdę sprawia granie w najbardziej szalonych przedsięwzięciach. Unikał jak ognia podporządkowania teatru swoim ambicjom twórczym, przeciwnie, postawił na młodych reżyserów zaraz po szkole: Korczakowską i Vedrala, przygarnął sieroty po warszawskim Powszechnym: Brzyka i Kosa. Lokalnemu widzowi zaproponował maksymalistyczny repertuar wedle zasady "żadnych oczywistych tytułów". Zainwestował w nową dramaturgię, czerpał pełnymi garściami z niemieckiej estetyki inscenizacyjnej. Widać, że nie chce iść na żadne programowe kompromisy.

DYREKTOR

Paweł Łysak (Teatr Polski, Bydgoszcz)

Po kilkuletnim urlopie od teatru wrócił do dyrektorowania, ale ze zmienionymi priorytetami, innym stylem działania. Nie jest już tak konfrontacyjny wobec miasta, radnych, polityków i publiczności jak za czasów pracy w poznańskim Teatrze Polskim. Nie czuje się już prekursorem i pionierem, bardziej zwraca uwagę na kompleksowość propozycji jego sceny, traktowanej trochę jak dom kultury z ambicjami. Premiera jest zawsze częścią większego projektu, uzupełniana przez wydawnictwa, rozmowy, działania z pogranicza plastyki. "Nord-Ost" Grażyny Kani podsumowywał dyskusję o wojnie i terrorze "Drugie zabicie psa" Hłaski w reżyserii Wiktora Rubina podważało myślenie o iluzji w życiu i teatrze. Łysak wszedł w spór z Klatą, również wystawiając "Sprawę Dantona", którą ten zrobił we Wrocławiu. Wywalczył dla swojej sceny teksty Elfriede Jelinek.

OFF

Kto wie, czy lubelska idea pod hasłem Teatr Centralny nie jest szansą na metamorfozę modelu działania całego polskiego offu. Od kilku lat ruch znajduje się w defensywnie, młodzi reżyserzy, zamiast zakładać niezależne grupy, idą spełniać się do teatrów repertuarowych, gdzie czeka na nich wolność, pieniądze i promocja. Projekt lubelski chce odwrócić ten proces. I mówi niezależnym: organizujcie się. Do tej pory offowy zespół żył z festiwali, objazdu kilkunastu przeglądów w roku. W siedzibie grało się nowy spektakl ze trzy razy w miesiącu zaraz po premierze, a potem jeszcze rzadziej. A Teatr Centralny ma być teraz niczym innym jak sceną repertuarową, umożliwić przepływ ludzi między izolowanymi dotąd grupami twórczymi i teatrami autorskimi. Główni rozdający nowego projektu to Scena in Vitro oraz Provisorium i Kompania Teatr. Centralny przejął sale teatralne przy lubelskim Centrum Kultury na Peowiaków. Chce grać w systemie ciągłym, codziennie inny tytuł zaprzyjaźnionej grupy. W ten sposób musi powstać przeciwwaga dla konserwatywnego Teatru Osterwy.

STYL INSCENIZACJI

Legnicki

Trzy tamtejsze premiery z ubiegłego sezonu: "Lustracja" Kopki, "Łemko" Głomba

i "Sami" tandemu Nowak - Wolak, to bodaj najdoskonalsze ucieleśnienie stylu inscenizacji firmowanego przez Teatr Modrzejewskiej. To trzy spojrzenia na Polskę za pomocą nowych tekstów, opowieść o paranoi certyfikatów moralności, o przetrwaniu małego człowieka z małego narodu i o krachu mitu "wsi spokojnej, wsi wesołej". Zespół Jacka Głomba potrafi patrzeć na świat z intencją wybaczenia zła. Jego bohaterowie są pełni dobrodusznego ciepła, nawet w grzechu, nawet w winie i karze. Głomb konsekwentnie studiuje ideę człowieka trzciny, pisze dwuznaczny traktat o pochwale oportunizmu. Dlatego spektakle z jego teatru tknięte są identycznym stemplem. On nie opowiada o dobru, ale o trudnościach w zaprowadzeniu idei dobra w rodzimych realiach.

REŻYSER

Paweł Passini

Jego "Odpoczywanie" było niezwykłą próbą zmierzenia się z biografią Wyspiańskiego, rozliczeniem artysty nie za dzieła i idee, a za życie i ojcostwo. Etiuda z projektu "Nic co ludzkiego" podsumowywała zmaganie się z żydowskim kompleksem polskim, "Hamlet '44" stał się powrotem do rozważań o odpowiedzialności, grzechu walki i grzechu ucieczki. Passini to artysta wszechstronny, komponuje muzykę, gra na instrumentach, decyduje się na obecność aktorską w niektórych projektach. I jest w nim głód działania, sporu. Marzy się publiczna debata Paweł Passini - Jan Klata. Nie tylko dlatego, że temperament mają podobny - obaj traktują teatr jako budowanie własnej tożsamości. Ale obaj pochodzą z całkiem innych światów. Na razie toczą zaoczny spór o to, co najważniejsze w sztuce, rzeczywistości. Jakby spór polskiego katolicyzmu z polskim judaizmem. Bunt kontra Bund. Popkultura a tradycja gardzienicka.

ZESPÓŁ

Wierszalin

Obejrzyjcie nieprawdopodobne zespolenie szóstki aktorów w "Reportażu z końca świata" [na zdjęciu] albo "Klątwie". Oni naprawdę działają jak jeden organizm, wielogłowa bestia do recytowania, działania, śpiewania. Kłaniają się tradycje Laboratorium Grotowskiego, teatru Grabowskiego, Cricot 2 Kantora. Zespół Wierszalina opowiada o indywidualności roztopionej w zbiorowości, bardzo młodzi aktorzy grają tak, jakby wymazywali gumką swoje twarze i ciała bohaterów. Jakby grali w coraz bardziej ciemniejącym pokoju. Nie ma ich, ale jest żywa energia pieśni i gestu. Tekst, który wędruje z ust do ust, sceniczna ikona, która sama siebie maluje szybkimi pociągnięciami pędzla Nie ma takiego drugiego zespołu w Polsce!

AKTORKA

Aleksandra Cwen (Opole)

W minionym sezonie zachwyciła jako wariatka Emma w "Opowieściach Lasku Wiedeńskiego" Mai Kleczewskiej. Brudne popychadło zdeprawowanego świata śpiewało przejmująco hymn narodowy w banalnej sytuacji biesiadnej. A w dwudziestokilkuminutowej scenie linczu na Emmie Cwen walczyła do upadłego o życie i godność, jakby zwierzę w niej było silniejsze niż człowiek. Po Ifigenii ze spektaklu Passiniego i Zofii z "Baala" Fiedora Emma jest jej trzecią wybitną kreacją. Cwen specjalizuje się w graniu kobiety przeznaczonych do ćwiartowania, wystawionych na łup społeczności albo mężczyzny. To piękno zabite, upokorzone i powstające z martwych.

AKTOR

Zbigniew W. Kaleta (Stary Teatr, Kraków)

W "Factory 2" gra Paula Morrisseya, filmowca, prawą rękę Andy'ego Warhola. Patrząc na jego zdystansowanego bohatera, zastanawiałem się, co on tu robi pośród tego panoptikum wariatów, panien nikt i nieudanych artystów. Kaleta gra tak, jakby też cały czas starał się rozwikłać tajemnicę tej postaci. Jego Morrisey nie jest cyniczny, nie chce wykorzystać fabryki miłości i śmierci do własnych celów. On też tak jak Warhol i Nico patrzy na to zbiorowisko ludzkiego nieszczęścia. Nie ocenia, nie ulega zbiorowym szałom. - I am the camera - zdaje się mówić Kaleta. Podoba mi się powściągliwość histerii, jaką ten aktor konsekwentnie kreuje w spektaklach Lupy, w "Mistrzu i Małgorzacie" i w "Zarathustrze".

DRAMATOPISARZ

Artur Pałyga

Autor fenomenalnego "Żyda", bodaj najciekawszej teatralnej reakcji na książkę Grossa. Ma w dorobku bielski "Testament Teodora Sixta", pomagał w dramatyzacji materiału "Nic co ludzkie" i "Hamleta '44" Passiniego. Gwarantuje nową jakość w polskim dramatopisarstwie, cały czas zajmuje się rozdrapywaniem jednej rany, niezałatwionymi polskimi sprawami. Jego bohater to człowiek wobec spraw publicznych, prywatne zostaje przykryte przez publiczne. Przeszłość istnieje na tych samych prawach, co teraźniejszość. Pałyga liczy na społeczną debatę, spektakl jest tylko jej początkiem. Jego twórczość to publicystyka w najlepszym wydaniu, czyli głośne myślenie, a nie ferowanie łatwych diagnoz.

SCENOGRAF

Mirek Kaczmarek

W tarnowskim spektaklu Tumidajskiego "Czerwone nosy" zbudował szalony, pomalowany na kolor krwi pokoik, ni to mieszczański salon, ni to rzeźnię dla świątecznych mikołajów. W "Sprawie Dantona" zapełnił scenę Dworca Świebodzkiego budami ze Stadionu Dziesięciolecia, dumy i wizytówki polskiego kapitalizmu. Kaczmarek zawsze łapie temat spektaklu w garść wizualnej metafory. Komentuje go po swojemu, łypiąc na rzeczywistość okiem cyklopa.

DRAMATURG

Iga Gańczarczyk

Wreszcie zaczęliśmy doceniać rolę dramaturga w teatrze. Dramaturga, a nie dramatopisarza, bo dramaturg to coś więcej niż kierownik literacki, a mniej niż drugi reżyser, asystent twórcy. Człowiek od innego myślenia, pilnowania struktury spektaklu. W Polsce przyjęły się dwa modele traktowania tej funkcji w teatrze. Pierwsza, reprezentowana na przykład przez Bartosza Frąckowiaka, to styl agresywny z akcentem na ideologię. Dramaturg załatwia z pomocą reżysera i pod pretekstem teatru swoje sprawy. Pracuje na własne konto. Iga Gancarczyk jest wzorową przedstawicielką drugiego modelu. Wierzy w dramaturga jako człowieka cienia, omnibusa i redaktora scen. Sekretarza myśli sekretnych aktora i reżysera. Jej praca przy "Factory 2" Lupy to majstersztyk.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji