Artykuły

Śledztwo w sprawie kapcia

- Za każdym razem, gdy dziennikarze z jakiejś tam okazji chcą przypomnieć Starszych Panów, to piszą idiotyzmy o Gomułce - denerwuje się Ryszard Strzelecki-Gomułka. - Ciągle czytam: oto kabaret, w który Gomułka ciskał kapciem - pisze Grzegorz Sroczyński w Gazecie Wyborczej.

Czy Władysław Gomułka rzucał nim w Starszych Panów? Od dziesięciu lat syn Władysława Gomułki - Ryszard - próbuje coś sprostować. Dzwonił nawet w tej sprawie do "Gazety", ale jakaś pani potraktowała go niepoważnie. Chodzi o "Kabaret Starszych Panów". A dokładnie o to, że Gomułka podczas nadawania "Kabaretu" ze złości rzucał kapciem w telewizor. - Za każdym razem, gdy dziennikarze z jakiejś tam okazji chcą przypomnieć Starszych Panów, to piszą idiotyzmy o Gomułce - denerwuje się Ryszard Strzelecki-Gomułka. - Ciągle czytam: oto kabaret, w który Gomułka ciskał kapciem. Rzeczywiście. W samej tylko "Gazecie" w ostatnich dziesięciu latach historia ta pojawiła się trzy razy. - Jest to WIERUTNA BZDURA - sylabizuje dobitnie przez telefon Strzelecki-Gomułka. - Byłbym wdzięczny, gdyby udało się to sprostować raz na zawsze.

Ponieważ wkrótce "Gazeta" znowu zamierza przypomnieć Starszych Panów - tym razem dołączając płyty z ich piosenkami - postanowiliśmy jak zwykle napisać o Władysławie Gomułce.

Rozrywka dla Dygata

"Kabaret Starszych Panów" wymyślili w 1958 roku spiker radiowy Jeremi Przybora i inżynier akustyk Jerzy Wasowski. Chcieli stworzyć rozrywkę dla inteligentów. Przybora, zapytany przez "Przekrój", kogo chce rozśmieszyć, odparł: Stanisława Dygata.

Niechcący stworzyli rozrywkę dla całego narodu. Piosenki "Addio, pomidory!", "Bo we mnie jest seks", "Wesołe jest życie staruszka", "Już kąpiesz się nie dla mnie" - znali wszyscy. Nieobejrzenie kolejnego odcinka "Kabaretu" wykluczało z życia towarzyskiego.

"Kabaret" uwielbiali dozorcy, portierzy, sprzątaczki oraz Tadeusz Konwicki, Gustaw Holoubek, Maria Dąbrowska i Antoni Słonimski. Ten ostatni napisał nawet, że Starsi Panowie są w opozycji: "W opozycji do nasilającej się ordynarności i ponurości obyczajów. Umowny strój, owe cylindry i butonierki są demonstracją przeciw powszechnemu niechlujstwu".

Jeremi Przybora we wspomnieniach przyznał się, że Starszych Panów wymyślił głównie z chęci założenia eleganckiego fraka w szarej epoce gomułkowskiej. "Takiego, jakiego nikt w naszym zgrzebno-parcianym kraju już nie przywdziewa".

Około szóstego odcinka - czyli pod koniec 1960 roku - z kręgów rządowych wyszła informacja, że "Starszych Panów" nie znosi pierwszy sekretarz PZPR. I że na ich widok rzuca kapciem w telewizor (pojawiły się też wersje cięższe gatunkowo: z popielniczką i kałamarzem). - Zaraz nas zdejmą - jęknął Przybora do Wasowskiego.

Ale jakoś nie zdjęli, "Kabaret" dotrwał do 1966 roku.

Dlaczego Starsi Panowie mieliby denerwować Gomułkę?

Jerzy Eisler, historyk: - Byli zbyt wysublimowani i towarzysz "Wiesław" ich nie rozumiał. A jak nie rozumiał, to się wkurzał.

Andrzej Friszke, historyk: - Mogło mu to pachnieć apoteozą ziemiaństwa, jakieś fraki, cylindry, hrabina Tyłbaczewska. Pewnie dziwaczne to dla niego było.

Chruszczow chce się napić

Razem z synem Władysława Gomułki ustaliłem:

1. Gomułka nigdy nie nosił w domu kapci, bo został kiedyś postrzelony w stopę i było mu wygodnie tylko w specjalnych butach.

2. Nigdy nie rzucał niczym w telewizor, bo "było to sprzeczne z jego naturą".

Dr Eleonora Syzdek, historyk, specjalistka od Wandy Wasilewskiej i wielbicielka Gomułki, w jednej ze swoich książek rozstrzyga: nie mógł rzucać kapciami w telewizor (ani tym bardziej popielniczką czy kałamarzem), bo był człowiekiem oszczędnym. - Jego oszczędność była wręcz legendarna. Niszczenie czegokolwiek, a zwłaszcza rzeczy cennej, jaką w tamtych czasach był telewizor, nie mieściło mu się w głowie - przekonuje Eleonora Syzdek. - Zresztą on nie miał czasu na telewizję. To był wybitny człowiek, najbardziej pracowity spośród pierwszych sekretarzy. Czytał wszystkie dokumenty. Wystarczy prześledzić jego dzień pracy.

W Komitecie Centralnym pojawiał się punktualnie o 8.30 ("jego punktualność była wręcz legendarna"). Zaczynał od czytania listów, dokumentów i gazet ("Trybunę Ludu" czytał od deski do deski, łącznie z ogłoszeniami). Potem ustalał, z kim chce rozmawiać i o której godzinie (wzywano te osoby). Między 15 a 16 jadł obiad. Potem czytał dokumenty i pisał przemówienia. W domu pojawiał się na "Dziennik telewizyjny" o 19.30. Oglądali go razem z żoną - Zofią - jedząc kolację. Potem znowu czytał dokumenty i pisał przemówienia. Chyba że był czwartek - wtedy od godz. 20 oglądał Teatr Sensacji "Kobra", który uwielbiał.

- I tu mamy problem - zauważa historyk Jerzy Eisler - bo "Starszych Panów" nadawano późno, dopiero po 22.30. A Gomułka dość wcześnie chodził spać, wiemy to z licznych relacji. Denerwowało to na przykład Chruszczowa. Kiedy po polowaniu w ośrodku rządowym w Łańsku Chruszczow chciał posiedzieć do nocy przy wódce, Gomułka się zmywał. "Towarzyszu Wiesławie , napijcie się jeszcze". "Dziękuję, ale dokumenty muszę przeczytać, węgiel policzyć". Jest więc możliwość - konstatuje Eisler - że Gomułka nigdy do "Starszych Panów" nie dotrwał.

Kliszko jątrzy przeciw Słonimskiemu

Zadzwoniłem do Artura Starewicza, kiedyś sekretarza KC PZPR i współpracownika Gomułki, dziś fotografa, lat 91.

Zamiast o Gomułce rozmawialiśmy przez godzinę o Zenonie Kliszce (nazywanym "prawą ręką Gomułki" lub - złośliwie - "kapciowym Gomułki").

Starewicz: - Niechęć "Wiesława" do "Starszych Panów" łatwo wyjaśnić. Zapewne Kliszko mu jakichś bzdur naopowiadał. Jak zwykle.

- Czyli historia o rzucaniu kapciem jest prawdziwa?

- Gomułkę denerwowały kabarety, artyści. Kliszko mu wmawiał, że te wszystkie żarty to z niego. Powtarzał mu różne plotki. A to, że Dąbrowska powiedziała coś złośliwego. A to, że Słonimski się wyśmiewał. Zamiast łagodzić niechęć "Wiesława" do inteligencji, tylko jątrzył. Albo inny przykład. Polecieliśmy z delegacją do Wietnamu. Trwała wojna. Wietnamczycy przyjęli nas w schronie przeciwlotniczym. A Kliszko swoje przemówienie zaczyna od tego, że mamy w Polsce problem z rewizjonistą Kołakowskim. No ręce mi opadły.

- Czyli Gomułka mógł rzucać kapciem w "Starszych Panów"?

- Co pan ciągle z tym kapciem! Nie wiem, nie widziałem. On w złości nie rzucał, już raczej wrzeszczał.

Nerwy "Wiesława"

Mieczysław Rakowski w swoich "Dziennikach politycznych" szczegółowo opisał, jak denerwował się Gomułka: "Dosłownie dostawał piany, w kącikach ust miał ślinę, jak u spienionego konia".

Inne relacje - dosyć liczne, bo denerwował się często - mówią o okrzykach ("Mam to w dupie!"). Nikt natomiast nie wspomina o rzucaniu przedmiotami.

Profesor Jerzy Eisler, badacz lat 60., zrobił listę wydarzeń, które najmocniej rozsierdziły Władysława Gomułkę.

1. List biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 roku ("Przebaczamy i prosimy o przebaczenie").

2. Zebranie Związku Literatów Polskich w lutym 1968 roku, gdzie Stefan Kisielewski użył określenia "dyktatura ciemniaków" (co prawda odnosiło się ono do cenzorów, ale Gomułka wziął to do siebie).

3. Satyryczny poemat Janusza Szpotańskiego "Cisi i gęgacze", gdzie Gomułka został nazwany "Gnomem". "I już niskie czoło marszczy, by do pracy zmusić mózg / Słychać odgłos sapki starczej, słychać wody w głowie plusk" (Szpotański za te wesołe strofy został skazany na trzy lata więzienia).

- Przyzna pan - mówi Eisler - że jednak "Starsi Panowie" to inny ciężar gatunkowy. Mogli denerwować Gomułkę, ale nie aż tak jak "dyktatura ciemniaków". Najlepszy dowód, że nie kazał zdjąć "Kabaretu" z ekranu.

Kafka dla ślusarza

Wybrałem losowo jeden odcinek kabaretu - nadany 27 października 1962 roku. I zajrzałem do "Trybuny Ludu" z tego samego dnia. Chciałem zobaczyć, czy kabaret aluzyjnie komentował rzeczywistość.

Zrozumiałem: "Starsi Panowie" byli aluzyjni w każdym calu. I właściwie każdy ich żart mógł denerwować pierwszego sekretarza.

Na pierwszej stronie "Trybuny" czytamy taką oto ważką wiadomość: "Załoga zakładów metalowych im. Świerczewskiego w Radomiu podkreśla nieugiętą wolę rozwijania pokojowego budownictwa socjalistycznego z myślą o szczęściu przyszłych pokoleń".

Wieczorem (po 22.30) w "Kabarecie Starszych Panów" pojawia się postać Dosmucacza: "Dosmucacz to zawód przyszłości. Już niedługo szczęśliwy obywatel szczęśliwego ustroju będzie się martwił tylko o jedno: żeby mu smak szczęścia nie spowszedniał. I wtedy odwiedzi go Dosmucacz i w bezbarwny roztwór dobrobytu wpuści parę kropel kolorowego smutku".

Następna strona "Trybuny": "Oszczędne formy budownictwa tematem obrad komisji CRZZ. W latach 63-65 koszty budownictwa powinny być zmniejszone o 7 procent, a średnia wielkość mieszkania winna wynosić 44 metry".

Wieczorem w "Kabarecie Starszych Panów" pojawia się niejaki Kuszelas, specjalista od załatwiania problemów mieszkaniowych: "Wspaniałą rudą blondynę w amfiladzie, trzy izby z południową wystawą, zamienię na schludne pied-a-terre z drobnym brunetem i balkonem, w tym pokój, kuchnia oraz wnęka sypialna, dorzucę do tego używalność barki mieszkalnej na Wiśle plus sternik-kawaler z własnym kompasem wodoszczelnym".

- Takie kawałki mogły denerwować Gomułkę, ale raczej nie wściekać - komentuje Jerzy Eisler. - No, chyba żeby pojawiały się tam jakieś żarty, które mógł wziąć do siebie. On miał wielki kompleks na punkcie braku wykształcenia. Trzeba by pod tym kątem obejrzeć odcinki "Kabaretu".

Obejrzałem. W odcinku III i X pojawia się postać Ślusarza. Ma wymienić Starszym Panom zamek. Zamiast zamka wyjmuje z robociarskiej torby "Zamek" Franza Kafki, swoją ulubioną książkę ("Weszłem do księgarni i pomyślałem: o, to coś dla ślusarzy").

Władysław Gomułka z zawodu był ślusarzem.

Uśmiech "Wiesława"

W połowie lat 60. Służba Bezpieczeństwa nagrała taką oto rozmowę dwóch wybitnych pisarzy.

Andrzejewski: - Strasznie nudno.

Kisielewski: - Zabij Gomułkę, zobaczysz, jak będzie wesoło.

Andrzejewski: - A wtedy przyjdzie jakiś Moczar.

Kisielewski: - No i właśnie będzie rozrywka.

Nagranie wywołało wzburzenie w otoczeniu pierwszego sekretarza. "Co za degeneraci" - krzyczał Zenon Kliszko. Nikomu nie przyszło do głowy, żeby potraktować to jako żart (oczywiście nikomu nie przyszło też do głowy, żeby przestać podsłuchiwać pisarzy).

Ponad 40 lat później Jerzy Pilch wymyślił szczegóły zamachu na Gomułkę i opisał w książce "Tysiąc spokojnych miast". Dwóch obywateli Peerelu postanawia uwolnić świat od jakiegoś dyktatora. Wybierają Gomułkę - "bo jest najbliżej". Pilch w celu uzyskania prawdopodobieństwa psychologicznego musiał - jak mówi - zgłębić osobowość towarzysza "Wiesława". Ustalił: jego podstawową cechą był brak poczucia humoru. Gomułka według Pilcha nawet upijał się na serio, metodycznie, raz w roku, w sylwestra, punktualnie między godziną 12 w nocy a 6 rano.

Prof. Andrzej Werblan, biograf Gomułki, kiedyś dyrektor Instytutu Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu: - To niestety prawda. Nie miał poczucia humoru, nie lubił żartów. Nigdy nie słyszałem, żeby jakieś dowcipy opowiadał. "Starszych Panów" zapewne nie lubił. Ale za to uwielbiał westerny. "W samo południe" po prostu kochał.

Ryszard Strzelecki-Gomułka zdecydowanie dementuje: - Gomułka miał poczucie humoru! Może nieco nietypowe, bardziej sytuacyjne niż abstrakcyjne, ale jednak.

I przedstawia dowody. Dwie fraszki napisane przez Gomułkę oraz jeden ulubiony dowcip:

"Gdy "słoneczko" zgasło i nastąpił mrok,

piewcy jego blasku odzyskali wzrok".

["Słoneczko" to oczywiście Stalin]

"Dopuścił się przestępstw serii,

Ułaskawił go trup Berii".

Jest rok 1946, aptekarz w małym mieście chce się podlizać nowej władzy i w pierwszą rocznicę manifestu PKWN dekoruje wystawę portretami nowych wodzów: Osóbki-Morawskiego, Wasilewskiej, Minca. Nazajutrz aresztuje go milicja. Pod portretami wisiał bowiem napis "świeże pijawki". [Pijawki do upuszczania krwi sprzedawano wtedy w aptekach].

Dekolt Kaliny Jędrusik

W swoich wspomnieniach ("Przymknięte oko opaczności") Jeremi Przybora pozostawił ważny trop. O tym, że Gomułka rzuca w "Starszych Panów" kapciem, usłyszał od aktora Kazimierza Rudzkiego. Z kolei Rudzkiemu opowiedział to na wakacjach Walery Namiotkiewicz, osobisty sekretarz Gomułki (a potem kierownik Wydziału Pracy Ideowo-Wychowawczej KC PZPR).

Najprościej byłoby zapytać o wszystko Namiotkiewicza. Niestety, zmarł w 1995 roku.

Tuż przed śmiercią udzielił wywiadu dziennikarzowi Grzegorzowi Sołtysiakowi pt. "Byłem sekretarzem Gomułki". Dowiadujemy się, że Gomułka często się złościł: "Wybuchy były niewspółmierne do znaczenia sprawy". Ale o "Starszych Panach" ani słowa.

- Miałem go zapytać o to rzucanie kapciami, ale nie zdążyłem - mówi Sołtysiak. - Namiotkiewicz opowiadał mi natomiast, że Gomułka nie lubił Kaliny Jędrusik. Złościł się, kiedy pokazywała zbyt duży dekolt. Może to w nią ciskał kapciem?

Kalina Jędrusik po raz pierwszy pojawia się w IV odcinku "Kabaretu" pt. "Kaloryfeeria". Gra tu dziewczynę, która narodziła się Starszym Panom w łazience z żeberka kaloryfera. Jędrusik postanowiła zrobić Przyborze niespodziankę na planie i - niezgodnie ze scenariuszem - rozebrała się w łazience do naga. Przybora w tym czasie - zgodnie ze scenariuszem - zaglądał przez dziurkę od klucza. Dowcip nie wypalił, dziurka była zatkana, Przybora nic nie zobaczył. Za to zobaczył elektryk, który akurat na drabinie wymieniał żarówkę.

Jerzy Eisler: - Kalina Jędrusik miała kłopoty z cenzurą obyczajową, kazano jej się na wizji szczelniej ubierać. Z kilku źródeł wiadomo, że po interwencjach Zofii Gomułkowej.

Zofia Gomułkowa nabrała niechęci do Jędrusik podczas transmisji jakiegoś koncertu dla robotników. Aktorka miała na sobie suknię z ogromnym dekoltem, a na obfitym biuście kołysał się krzyżyk. Po tym występie została wezwana do dyrekcji telewizji i poproszona, by w programach nadawanych na żywo występowała ubrana "przyzwoicie". Następnym razem przyszła zapięta pod szyję. Ale w którymś momencie odwróciła się tyłem do kamery, zdjęła szal i pokazała dekolt sięgający pupy.

Ryszard Strzelecki-Gomułka: - Natychmiast proszę to sprostować! Owszem, chodziły plotki, że Kalina Jędrusik źle się prowadzi, matka mogła jej za to nie lubić, ale nigdy nie wydawała w tej sprawie żadnych poleceń. Kolejna idiotyczna opowieść.

Kapeć a walki frakcyjne

Wyjaśnienie historii z kapciem obiecał mi jeden z byłych członków Komitetu Centralnego. - Będzie jednoznaczne i ostateczne - zachęcał. Musiałem się tylko zobowiązać, że nie ujawnię jego nazwiska.

Wyjaśnienie brzmi tak: "Namiotkiewicz, który rozpowszechniał tę opowieść, był we frakcji moczarowskiej i oto cała tajemnica".

Ponieważ ta oczywistość nie do końca do mnie przemówiła, zacząłem drążyć.

- Dość dziecinne pytania pan zadaje - usłyszałem. - Frakcja moczarowska w PZPR była wtedy prężna i zabiegała o ludzi kultury. Namiotkiewicz, rozpowszechniając tę historyjkę o Gomułce i kapciach, podlizywał się artystom. Że oto on - Namiotkiewicz - taki równy chłop. I że towarzysz Moczar też jest równy chłop. W przeciwieństwie do tego zdziecinniałego Gomułki, który kapciami rzuca w inteligencki kabarecik. Plotka szła w miasto i żyła własnym życiem. Niby nic, ale tak właśnie robi się politykę.

Po wysłuchaniu tego oczywistego wyjaśnienia zainteresowałem się, dlaczego mój rozmówca chce pozostać anonimowy.

Po chwili milczenia usłyszałem: - Wie pan, na stare lata wolę się nie angażować w walki frakcyjne.

Płyty z piosenkami Starszych Panów można będzie kupić co sobotę z "Gazetą Wyborczą". Pierwszą - już w najbliższą sobotę 23 lipca (razem z "Gazetą" będzie kosztować 6,99 zł).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji