Artykuły

Jan Englert czyta "Bitwę

- Proszę zauważyć, że dziewięć ksiąg na dwanaście pisanych jest językiem pozbawionym tego dęcia w patriotyczne trąby ku pokrzepieniu serc. Tym dowcipnym, przezabawnym językiem rysowane są te wspaniałe, krwiste postaci, uchwycone są ich śmiesznostki, przedstawiony polski obyczaj - mówi JAN ENGLERT czytający IX księgę "Pana Tadeusza"w Krakowskim Salonie Poezji.

Czy będąc rektorem warszawskiej Akademii Teatralnej katował Pan swoich studentów "Panem Tadeuszem"?

- Nie, bo nigdy nie uczyłem wiersza. Za to skutecznie robili to inni pedagodzy.

A może Pana w dzieciństwie zadręczano czytaniem epopei?

- W moim pierwszym spotkaniu z "Panem Tadeuszem" nie było nic szczególnego. Jak zapewne większość z nas, będąc dzieckiem usłyszałem po raz pierwszy ten poemat w domu. Fragmenty czytał dziadek przy stole, po kolacji. Potem, oczywiście, były licealne spotkania z Mickiewiczem i wreszcie w szkole teatralnej. Nawiasem mówiąc przez "Pana Tadeusza" przechodził niemal każdy rok szkoły, szczególnie w latach 80. No i wreszcie sam pokusiłem się o przygotowanie scenicznej wersji poematu we własnej adaptacji. Ten spektakl, w którym każdy z nas grał po kilka ról, ja np. Sędziego i Hrabiego, prowadziłem też narrację, był bardzo dobrze przyjmowany przez młodych widzów.

Był rok 1990...

- A my spektakl graliśmy do roku 1999...

A niektórzy mówili, że Englert przygotował chałturę, żeby jeździć z nią po świecie i grać w polonijnych salach...

- Być może tak mówili. Tego nie pamiętam, bo mam pamięć selektywną. Ale jeśli tak mówili, to nie mieli racji. Pojechaliśmy z tym spektaklem na festiwal do Opola i Kalisza, organizatorzy mieli z nami kłopot, bo nie chcieliśmy przystąpić do konkursu. Nie przystąpiliśmy, a i tak w obu przypadkach dostaliśmy nagrody pozakonkursowe. No więc jeśli tak ma wyglądać chałtura, która wygrywa na polskich festiwalach teatralnych - to ja więcej takich chałtur proszę.

W tamtym spektaklu grała m.in. Anna Dymna, stąd zapewne zaproszenie do Krakowskiego Salonu Poezji, w którym czytał Pan "Bitwę"?

- Na pewno, chociaż przyznam szczerze, że tę księgę najmniej lubię.

To dlaczego Pan ją właśnie czytał?

- Ania kazała, więc nie miałem wyboru. Wydaje mi się, że "Bitwa" jest taką reporterską relacją, że najmniej jest w niej mickiewiczowskiej urody.

A które fragmenty przeczytałby Pan najchętniej?

- Oczywiście, Spowiedź Jacka Soplicy.

Co, Pańskim zdaniem, wciąż nas zachwyca w "Panu Tadeuszu", a co sprawia kłopoty z jego czytaniem i interpretacją?

- "Pan Tadeusz" jest trudny do powiedzenia, bo w naszym kraju umiera język, język, którym się porozumiewamy. A ten z poematu jest nieco archaiczny i na dobrą sprawę czytając "Pana Tadeusza" należałoby lekko zaciągać, by utrzymać się w melodyce tego wiersza - to są podstawowe trudności. A co nas urzeka? Nieprawdopodobna krwistość postaci, fantastyczne poczucie humoru. Kiedy jeździliśmy po świecie z naszym spektaklem, publiczność podczas przedstawień wyła ze śmiechu, a potem widzowie przychodzili do nas z pytaniem, czy myśmy aby nie dopisali Mickiewiczowi co dowcipniejszych fragmentów. Proszę zauważyć, że dziewięć ksiąg na dwanaście pisanych jest językiem pozbawionym tego dęcia w patriotyczne trąby ku pokrzepieniu serc. Tym dowcipnym, przezabawnym językiem rysowane są te wspaniałe, krwiste postaci, uchwycone są ich śmiesznostki, przedstawiony polski obyczaj. I co było charakterystyczne dla XIX-wiecznej poezji, czyli dla Mickiewicza, a także dla Fredry, że ci wszyscy pokrzywieni troszeczkę polscy Sarmaci są jednak opisywani z dużą dozą sympatii. Co nie przeszkadza, że Mickiewicz dźga nas swoją ironią, wytyka narodowe wady - słowem dostaje nam się od wieszcza.

Ale robi to w sposób do zjedzenia. Publiczność Krakowskiego Salonu Poezji przyjęła Pana entuzjastycznie.

- Byłem tam już po raz drugi. Do Krakowa przyjeżdżam zawsze z radością, jestem serdecznie przyjmowany przez publiczność. Ale żeby aż entuzjazm? Nie przesadzajmy. Trudno o entuzjazm wśród pań w moim wieku. Zaręczam pani, że zdecydowanie większą ekscytację wzbudziłbym występując w "Tańcu z gwiazdami" niż w salonie poezji czytając "Pana Tadeusza".

Zastaję Pana na planie filmu Andrzeja Wajdy "Tatarak". Debiutował Pan w jego filmie "Kanał", niedawno zagrał u niego w "Katyniu" - to zapewne ważne dla Pana artystyczne powroty?

- To prawda. Bardzo ważne. Ale ten film, który rodzi się na planie, jest osobisty zarówno dla Wajdy, jak i dla Krysi Jandy grającej główną rolę, dlatego nie czuję się upoważniony, by rozwodzić się nad szczegółami. Powiem tyle, że "Tatarak" Iwaszkiewicza jest jedynie punktem wyjścia tej opowieści. Krótko mówiąc: stoją przede mną w najbliższym czasie co najmniej dwa wyzwania: zrobić porządną rolę w "Tataraku" i przeprowadzić Teatr Narodowy przez kolejny, oby udany, sezon.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji