Artykuły

Wódecka i dziewczynecka

Czy rzeczywiście rywalizował na scenie z Henrykiem Bistą, aktorem zdolnym, ale też legendarnie pracowitym? Zawsze umiał role na "blachę", gdy tymczasem STANISŁAW MICHALSKI zwykle grał na tę kulisę, w której siedziała suflerka... - Bywały wpadki - przyznaje aktor.

Dobry adres. Ulica Czubińskiego - tu mieszka Stanisław Michalski, aktor

Mówią o nim - teatralne zwierzę. Jest kopalnią anegdot, ale też i o nim krążą przezabawne opowieści. Ostatnio gości w naszych domach jako pułkownik Kwiatkowski z serialu "Rodzina zastępcza" [Jako pułkownik Potulicki. Kwiatkowskiego gra Piotr Fronczewski - e-teatr.pl]. Znakomity aktor Stanisław Michalski mieszka na gdańskiej Morenie. Zastajemy go przy usuwaniu doniczek z uschniętymi surfiniami.

- Kwiaty to domena Staszka, podlewa je, przesadza - uśmiecha się żona Kamila, dla kronikarskiej ścisłości należy powiedzieć, że czwarta małżonka. - Jestem urodzonym donżuanem - żartuje Michalski.

- Całe życie "wódecka i dziewczynecka". To dwie najpiękniejsze rzeczy. Cóż, kocham kobiety i to piękne, proszę spojrzeć na Kamilkę.

- Staszek jest czuły i szarmancki. Cudowny mąż - zapewnia Kamila Michalska. - Mam nadzieję, że dla tamtych żon byłeś równie dobry?

Aktor miał duże powodzenie u kobiet. Pewnego razu po przedstawieniu dostał bukiet kwiatów, do których dołączony był... klucz z adresem. - Poszedłem. Sympatyczna wielbicielka mieszkała w Gdyni - wspomina. - Czekała z kolacją, pogadaliśmy, potańczyliśmy, ale zaczęło robić się smętnie. Więc powiedziałem: pani pozwoli, że się pożegnam, bo ucieknie mi ostatni trolejbus do Sopotu, a tam po przybyciu na Wybrzeże mieszkałem.

Kobiety, wino i śpiew. Czy z taką reputacją trafi pan do nieba? - Oczywiście, że tak. Mam tam propozycję angażu. Rola anioła stróża do spraw... pardon - tajemnica resortowa.

Miał być inżynierem lub lekarzem. Takiej kariery pragnęli dla niego rodzice. Los zrządził inaczej. Leonard Buczkowski poszukiwał naturszczyków do filmu "Pierwszy start" i w dniach gorącej matury 49 roku przybył do łódzkiego liceum asystent reżysera, Zbigniew Kuźmiński. - Czyniłem wszystko, aby zwrócić na siebie jego uwagę i udało się - opowiada aktor. - Po maturze bez zgody rodziców złożyłem papiery do Państwowej Wyższej Szkoły Aktorskiej w Łodzi. Na egzaminie rezolutnie stanąłem przed komisją i wyrecytowałem dwa wersy ze "Ślubów panieńskich": "Co wyraziwszy szeroko i długo, mam honor zostać uniżonym sługą". Po czym głęboko się ukłoniłem. Zrobiła się cisza, ale zauważyłam, że członkowie komisji zaczynają się dusić. Kazano mi poczekać na korytarzu i wtedy usłyszałem jeden wielki ryk śmiechu.

Rozbawiona komisja uznała, że młodzian ma talent, więc został przyjęty do szkoły teatralnej. Kiedy był jeszcze studentem rektor Tadeusz Burnatowicz wybrał Stanisława Michalskiego i jego piękną koleżankę, Ikę Ciesielską, do wręczenia kwiatów sędziwemu Ludwikowi Solskiemu, z okazji jubileuszu Mistrza. Solski sam wyreżyserował scenę. Powiedział: Po mowach klękniesz i pocałujesz mnie w rękę. Tak się też stało. Rozległy się brawa. Wtedy Solski drugą ręką przycisnął Michalskiego do siebie, szepcząc: Jeszcze, jeszcze. Całuj w rękę, bo brawa będą coraz większe.

Ale cóż, gdy uzyskał dyplom nie chciały Michalskiego teatry krakowskie, dostał więc przydział na Wybrzeże. Zamieszkał w sopockim Domu Aktora przy Powstańców Warszawy a vis-a vis-Grand Hotelu, niedaleko klubu Spatif. Życie kołowało się wokół "trójkąta bermudzkiego" - teatr, Spatif, Dom Aktora. Gaża była niewielka. Pieniędzy starczało do 10 każdego miesiąca. Potem jadło się winogrona, bo były tanie i trzy bułki, a jak nie, to się "szło na zapis", czyli w długi.

Podobno na każdej premierze zjawiały się przedstawicielki najstarszego zawodu świata? - Były fankami teatru i musiały mieć miejsce w pierwszym rzędzie. Ulubieni aktorzy byli zapraszani przez nie do baru Caro. W Spatifie bywali nie tylko aktorzy, ale też malarze. Wszak Wyższa Szkoła Plastyczna mieściła się niegdyś w Sopocie. Przychodzili znani profesorowie. Nocami grano w brydża.

- Nie umiałem rozgrywać, zawsze spuszczali mi manto i zabierali pieniądze. Jak mówił profesor Studnicki: "Urządzimy dzisiaj Stasiowi biały tydzień w kieszeni". I tak było, ale potem nauczyłem się przy nich grać. Innym cudownym miejscem były sopockie Łazienki. Mieściła się tam jadłodajnia, w której nam artystom dawali jeść za półdarmo. Podejmowali nas jak królów. Jeśli chodzi o randki - to najchętniej umawiałem się w okolicach Grand Hotelu. Wtedy jeszcze plaże były zarośnięte, więc stanowiły wymarzone miejsce na czułe tete-a-tete. Latem piaseczek ciepły, szumi morze... Każda randka zaczyna się wieczorem, a kończy nad ranem. Czasami panowie kelnerzy z baru Caro byli tak uprzejmi, że przynosili oranżadę lub wodę sodową.

Czy rzeczywiście rywalizował na scenie z Henrykiem Bistą, aktorem zdolnym, ale też legendarnie pracowitym? Zawsze umiał role na "blachę", gdy tymczasem Stanisław Michalski zwykle grał na tę kulisę, w której siedziała suflerka... Spuentował to kiedyś w recenzji Andrzej Żurowski; "Jeden z aktorów nie nauczył się roli. I dobrze, bo sztuka nie była tego warta". Tym aktorem był, oczywiście, Michalski.

- Bywały wpadki - przyznaje aktor. - Grałem Grabarza w "Hamlecie" (było to nagłe zastępstwo). Spektakl reżyserował ówczesny dyrektor teatru Wybrzeże Krzysztof Nazar. W pewnym momencie zapomniałem tekstu. Biegnę do lewej kulisy, gdzie stoi suflerka. Pytam, jak to idzie. Nazar jęknął. Wróciłem, zagrałem.

Stanisław Michalski sypie anegdotami jak z rękawa, jedna ciekawa historia goni drugą. Nie rozmawiamy o jego wspaniałych rolach, bo to temat rzeka. Choć, mimo upływu lat, doskonale pamiętam, jak w "Białym małżeństwie" (w reżyserii Ryszarda Majora) Stanisław Michalski rewelacyjnie zagrał Ojca. Przejmującą kreację stworzył w sztuce "Wywiad w Buenos Aires". Postać Carlosa Blanko to jedna z jego ulubionych ról... Nie uciekniemy jednak od pytania o rywalizację z Henrykiem Bista.

- Klęskę poniosłem grając Otella. Heniek był Jagonem. Rola szła dwadzieścia metrów za mną, a Henryk "zamiatał mną po scenie". Jeden z recenzentów napisał: "Jak miał ten biedny Michalski walczyć z facetem, który trzyma żyletkę w ręku i tnie po oczach" - wspomina.

Wygrał z Bistą w sztuce "Sprawa Dantona" (w reżyserii Wajdy). Tu cała sympatia publiczności była po jego stronie. Stanisław Michalski zagrał setki ról. - Obojętne co - byleby dobrze zagrać - mawia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji