Artykuły

Bycie dyrektorem to dla mnie rewolucja

- Byłam zupełnie zaskoczona. To wszystko stało się nieprawdopodobnie szybko i wywróciło moje życie do góry nogami. Musiałam przeorganizować wszystkie moje plany zawodowe na ten sezon, tym bardziej że niedawno wróciłam do aktorstwa - mówi SŁAWOMIRA ŁOZIŃSKA, p.o. dyrektora naczelnego Teatru Ateneum w Warszawie.

BARBARA BARDADYN: Jak przyjęła pani informację o powierzeniu pani funkcji p.o. dyrektora naczelnego Teatru Ateneum?

SŁAWOMIRA ŁOZIŃSKA*: Byłam zupełnie zaskoczona. To wszystko stało się nieprawdopodobnie szybko i wywróciło moje życie do góry nogami. Musiałam przeorganizować wszystkie moje plany zawodowe na ten sezon, tym bardziej że niedawno wróciłam do aktorstwa. Umówiłam się zatem w władzami miasta i dyrektor artystyczną Ateneum Izabellą Cywińską, że fizycznie rozpoczynam pracę w teatrze 9 października. Właśnie po to, by móc pozałatwiać wszystkie sprawy. Cały ubiegły tydzień spędziłam w Tarnowie, gdzie byłam przewodniczą jury Ogólnopolskiego Festiwalu Komedii "Talia".

Właśnie, niedawno wróciła pani na scenę, ale rozumiem, że w związku z objęciem posady w Ateneum będzie pani musiała z wielu rzeczy zrezygnować?

- Poprosiłam dyrektora Teatru Narodowego o urlop bezpłatny, ale jednocześnie będę miała możliwość grania w spektaklu "Mrok", którego premiera odbyła się w minionym sezonie. Na szczęście dla mnie, ale na nieszczęście dla Narodowego, przedstawienie to grane jest rzadko, dwa, trzy razy w miesiącu. Jest to dla mnie bardzo ważne, ponieważ przez ostatnie dwa lata włożyłam dużo pracy, by

wrócić do grania, i nie chcę z tego rezygnować. Ale oczywiście będę musiała opierać się innym propozycjom aktorskim.

Ma pani już konkretne plany repertuarowe w Ateneum na najbliższy czas?

- Poświęciłam dwa lata pracy na to, by wrócić do zawodu. Dlatego nie chcę rezygnować z aktorstwa.

Na repertuar Teatru Ateneum będą się składać zarówno teksty klasyczne, jak i sztuki całkiem nowe

- Tak. W trakcie realizacji mamy już trzy premiery zaplanowane na listopad i początek grudnia. Pierwsza to "Odejścia" Vaclava Havla, który przyjedzie z tej okazji do stolicy. Próba czytana tej sztuki odbyła się dzień przed śmiercią Piotra Łazarkiewicza. Będzie to nie tylko pierwsza premiera sezonu, ale i pierwszy spektakl wyreżyserowany w Ateneum przez Izabellę Cywińską. W próbach mamy też dwa spektakle młodych reżyserek. Natalia Sołtysik przygotowuje "Szarańczę" Bibliany Srblianowicz, gdzie grają nie tylko aktorzy Ateneum, a bardzo rzadko zdarzało się, by teatr zapraszał aktorów z zewnątrz. Ewelina Pietrowiak realizuje z kolei "Trash Story", sztukę Magdy Fertacz uhonorowaną Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną.

Czy wspólnie z Izabellą Cywińską planuje pani jakąś rewolucję w teatrze, czy raczej kontynuowana będzie działalność pana Zbigniewa Libery?

- Każdy dyrektor artystyczny ma swoją wizję, którą chce realizować, a zadaniem dyrektora naczelnego jest pomoc i umożliwienie realizacji tych zamierzeń. W takim układzie z Izabellą Cywińską będę pracować po raz pierwszy. Wcześniej wielokrotnie spotykałyśmy się w różnych ciałach jurorskich, czyli z drugiej strony teatru. Wyzwanie jest więc ogromne. Jednak dopiero po zaplanowanych premierach, gdy skonfrontujemy naszą wizję artystyczną z publicznością, będę mogła mówić o zmianach, o sposobach organizacji teatru jako instytucji. Ale chcę uspokoić zespół i pracowników. Na razie priorytetem są premiery.

A jak wygląda kwestia repertuaru? Na razie przygotowywane są teksty współczesne, ale czy to one będą dominować?

- To jest pytanie do pani Cywińskiej. Jej wizja jest bardzo spójna i klarowna. Wiem, że ma swoje plany, rozmawia zarówno z reżyserami, którzy mają już za sobą współpracę z Teatrem Ateneum, jak i z tymi, którzy nigdy wcześniej tu nie realizowali swoich spektakli. Myślę jednak, że na repertuar składać się będą i teksty klasyczne, i rzeczy nowe. Poza tym na pewno nie będziemy rezygnować z przedstawień granych do tej pory na scenie Ateneum.

Jakie jest pani zdanie na temat teatrów prywatnych prowadzonych przez aktorów, które w ostatnim czasie pojawiają się w Warszawie? Śladem Krystyny Jandy poszli już m.in. Anna Gornostąj czy Emilian Kamiński...

- To jest fantastyczne, że takie teatry powstają. Moi koledzy robią to z ogromną pasją i zaangażowaniem. Krystyna Janda poza swoją wizją i energią jest uwielbiana przez publiczność, potrafi pracować nad widzem. Gdyby to samo przedstawienie z taką samą obsadą pokazać w innym teatrze, to zapewne pies z kulawą nogą by nie przyszedł... Trzeba jednak pamiętać, że mimo iż te teatry nazywane są prywatnymi, to znaczna część projektów realizowana jest ze środków urzędu miasta. Mimo wszystko teatr prywatny to ogromne ryzyko.

Pani podjęłaby takie ryzyko? Myślała pani kiedykolwiek o założeniu własnej sceny?

- Nosiłam się z takim zamiarem, ale myślałam o teatrze pozawarszawskim... Nie jestem jednak osobą o konkretnie sprecyzowanej wizji artystycznej, nie mam też w sobie tak ogromnej determinacji jak moi koledzy, którym udało się takie teatry stworzyć. Na razie skupiam się na Teatrze Ateneum - teatrze o nieprzerwanej tradycji.

*Sławomira Łozińska, rocznik 1953, aktorka filmowa i teatralna, obecnie pełni funkcję p.o. dyrektora naczelnego Teatru Ateneum, zastępując na tym stanowisku Zbigniewa Liberę

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji