Artykuły

Ukłony

W Polsce panuje irytujący obyczaj dostojnych ukłonów, sierioznych poczuciem profesjonalnej misji, nadętej godności - artyści dają na siebie długo czekać, by następnie powolutku wychodzić przed publiczność, z kamiennym stolcem na twarzy. Generalnie - nie bardzo wiadomo, co z tym robić. Ukłony ustawia się po trzeciej próbie generalnej, kiedy każdy myśli już tylko o tym, żeby się wyspać w przeddzień premiery, i w efekcie właśnie takie łapu-capu prawie zawsze serwowane jest publiczności - po swojej bydgoskiej premierze "Witaj/Żegnaj" pisze reżyser Jan Klata w Tygodniku Powszechnym.

Strategie są różnorodne jak teatr. Czasem aktorzy wychodzą w kolejności odwrotnej do wielkości roli. Czasem wszyscy wychodzą razem (prezentujemy się jako kolektyw, w którym nie masz Żyda ni Greczyna). Czasem reżyser uznaje, że żadnych ukłonów nie będzie, oklaski byłyby bowiem zbrodnią wobec wstrząsającej zawartości spektaklu, obnażającego dojmującą prawdę o naszej tragicznej egzystencji i śmiało przekraczającego granice teatru. Na szczęście to ostatnie podejście jest rzadkie, więc zwykle artyści mają okazję się ukłonić po przedstawieniu.

Właśnie - artyści. Aktorzy kłaniają się po każdym spektaklu, tzw. realizatorzy (reżyser, scenograf, choreograf, kompozytor, dramaturg) wychodzą do ukłonów właściwie tylko na premierze. Dla mnie nawet ta jednorazowa czynność jest raczej bolesną koniecznością, usprawiedliwianą tylko poszanowaniem tradycji i chęcią uniknięcia skandalu. Zresztą na podstawie wieloletnich obserwacji domniemywam, że prawie wszyscy moi koledzy nie czują się najlepiej w światłach premierowej rampy. Stoimy tak w obliczu kilkuset widzów i marzymy o jak najszybszej ucieczce na zaplecze. Od czasu do czasu zdarza się premiera wyjątkowa, gdy reakcje publiczności są radykalnie spolaryzowane - wtedy warto wyjść do ukłonów i być świadkiem (i sprawcą zarazem) owacji przemieszanej z buczeniem. Ale przeważnie kultywujemy rytuał: oklaski-kwiaty-oklaski-salwuj-się-kto-może.

Nie dziwota, że aktorzy radzą sobie z tym o niebo lepiej, przy czym nie jest tak, że im lepszy aktor, tym lepsze ukłony. Najciekawsze są skrajności: kiepsko kłaniający się wielcy aktorzy, a zwłaszcza kiepscy aktorzy perfekcyjnie wychodzący do oklasków.

W Polsce panuje irytujący obyczaj dostojnych ukłonów, sierioznych poczuciem profesjonalnej misji, nadętej godności - artyści dają na siebie długo czekać, by następnie powolutku wychodzić przed publiczność, z kamiennym stolcem na twarzy. Generalnie - nie bardzo wiadomo, co z tym robić. Ukłony ustawia się po trzeciej próbie generalnej, kiedy każdy myśli już tylko o tym, żeby się wyspać w przeddzień premiery, i w efekcie właśnie takie łapu-capu prawie zawsze serwowane jest publiczności. Wydaje się, że reżyserom najbardziej zależy na tym, żeby oklaski nie były, broń Boże, lepiej wyreżyserowane niż sam spektakl - i trzeba przyznać, że tego straszliwego niebezpieczeństwa udaje nam się uniknąć niezależnie od poziomu przedstawienia.

Dziwne te ukłony - niby prywatne, a publiczne, niby skromne, a tryumfalne, niby dumne, a usługowe. Artyści dziękują widzom za to, że ci mieli okazję ich podziwiać? Artyści wystawiają się publiczności pod natychmiastowy osąd? ("Ile razy wychodziliście? Trzy? To kiepsko, bo my pięć...")- Artyści sprawdzają, kto przyszedł?

W każdym razie: kłaniają się artyści. Ci, którzy pracują na tyłach, nie wychodzą do ukłonów. To tzw. techniczni: montażyści sceny, garderobiane, inspicjenci, akustycy, elektrycy i wielu, wielu innych. Są wymieniani małymi literkami gdzieś na końcu w programie spektaklu, którego i tak nikt nie czyta. W dobrym teatrze to oni są solą, może nie ziemi, ale sceny. Ogromnie przeżywają nie tylko swoją pracę, ale całość niezwykłego zdarzenia, jakim jest każdy spektakl, a zwłaszcza premiera. Przy niektórych bardziej skomplikowanych przedsięwzięciach na zapleczu odbywa się drugie przedstawienie, zakryte przed oczyma "cywili".

Piszę to wszystko tuż po premierze spektaklu "Witaj/ Żegnaj", z dedykacją dla pana Piotra i Jarka, którzy do ukłonów wyjść nie mogli. Z poświęceniem i finezją nieustannie kręcili obrotówką, na której przez trzy godziny wjeżdżali w kolejnych wcieleniach aktorzy. Bez nich świat przestałby się obracać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji