Artykuły

Starsi Panowie mają pół wieku

W czwartek mija 50 lat od powstania Kabaretu Starszych Panów. A telewizja publiczna z tej okazji nic nie robi - zapomniała o jednym ze swoich największych dokonań - pisze Donata Subbotko w Gazecie Wyborczej.

- Piękna rocznica, ale na wszystko za późno. Dużo ludzi umarło. Dawno się zaczęło, dawno skończyło - mówi o rocznicy Maria Wasowska, żona Jerzego. - Poznali się w radiu w 1939 r. Jeremi był spikerem, a Jerzy - inżynierem. Połączył ich jazz. Odbierali na jednej fali, nawet gdy rozmawiali przez telefon, czuć było ten ich stonowany humor - wspomina. W 1958 r. Jeremi Przybora, żeby wywiązać się z umowy z telewizją, musiał "coś dla niej napisać". Do współpracy zaprosił kolegę z radia. Metrykalnie żaden nie był jeszcze starszym panem. Przybora miał 43, a Wasowski 45 lat. - Czy to nie zabawne - opowiada pani Wasowska - że dwóch przystojnych, całkiem młodych facetów tak się nazwało? Na użytek Kabaretu stali się Panem A i Panem B. - Tata nie chciał nadawać tym postaciom nazwisk, więc wymyślił Pana A i Pana B. Ponieważ był dobrze wychowany, pierwszego w kolejności alfabetycznej postawił swojego partnera i przyjaciela Jerzego Wasowskiego - wspomina syn Jeremiego Kot Przybora.

Muzyka to jazz

To był szok. W telewizji czasów PRL pokazali się ubrani w przedwojenny strój wizytowy - żakiety, prążkowane spodnie i cylindry, bo - jak mawiał Przybora - ostatnio byli eleganccy w 1939 r. Wasowska: - Byli w tym trochę smutni, ale to smutek ludzi inteligentnych, którzy mieli świadomość, że coś się skończyło. W innych czasach pewnie by tych piosenek nie napisali, to rzeczywistość ich do tego skłoniła.

Kot Przybora: - Określenie "kabaret" jest mylące. To był muzyczny teatr absurdu. Pojawiały się w nim przedwojenne postaci i nastroje, ale to nie był dowcip przedwojennych kabaretów. Tęsknota do tamtych czasów przenika Kabaret, ale jest w niej dystans do rzeczywistości, który miewają pisarze z poczuciem humoru.

- Pierwszy program oglądaliśmy na żywo 16 października, na placu Powstańców, skąd był nadawany, bo jeszcze nie mieliśmy telewizora - wspomina Grzegorz Wasowski, wówczas dziewięcioletni syn Jerzego. Maria Wasowska: - Po emisji nie byli z siebie zadowoleni. Zaraz się też okazało, że telewizja chce z nich zrezygnować - rządzili tam ludzie bez kultury i poczucia humoru. Na szczęście zostały resztki przedwojennych "normalnych" - m.in. Adam Hanuszkiewicz, ówczesny szef Teatru Telewizji, dzięki któremu Kabaretu nie zdjęto.

- Przybora był wielkim poetą, a nie, jak się mówi, tekściarzem - uważa Grzegorz Wasowski. Kot Przybora: - Kiedy ojciec pisał, wyłączał się z życia. Miał umiejętność całkowitego skupienia się nad tym, co robił. Czytał powoli, nie połykał książek jedna za drugą. Miał kilka ukochanych - świat Prousta był dla niego niemal rzeczywisty. Pamiętam też, jakie wrażenie zrobiły na nim wspomnienia Wata z innego, strasznego świata. A muzyka popularna zatrzymywała się dla niego na jazzie i piosence. Agresywny rock uważał za dyktaturę proletariatu, chociaż doceniał np. Beatlesów.

- Jeśli chodzi o Kabaret, to taty aż tak nie interesował. - opowiada Grzegorz Wasowski. - Z zamiłowania był fizykiem, przypadkiem zajął się muzyką. Chciał iść raczej w stronę naukową, ale wyszło, jak wyszło. Maria Wasowska: - Irytował się, gdy nazywano go genialnym kompozytorem. Może dlatego, że pisanie muzyki nie sprawiało mu trudności.

Znajdź sobie młodszego

Aktorów obsadzali razem. - Ci dobrzy byli znani, bo robili dużo w radiu. Tam też Jerzy i Jeremi testowali piosenki i tworzyli wcześniej teatrzyk Eterek. No i wtedy chodziło się do teatru, więc wiedzieli, kogo obsadzać - tłumaczy. W Kabarecie występowali najwybitniejsi, m.in.: Kalina Jędrusik, Barbara Krafftówna, Irena Kwiatkowska, Wiesław Michnikowski, Wiesław Gołas, Mieczysław Czechowicz, Edward Dziewoński.

Po kilku programach oglądalność rosła. - Zaczynali być rozpoznawalni, choć mąż w to nie wierzył - wspomina Maria Wasowska. - Kiedyś w Sopocie podeszła do nas panienka i poprosiła go o autograf. "Pani mnie chyba z kimś pomyliła" - odparł.

Kabaret istniał osiem lat, chociaż Przybora chciał dociągnąć do dziesięciu, lubił okrągłe liczby. Wasowska: - W 1966 r. Jerzy powiedział Jeremiemu, żeby sobie znalazł młodszego komika. Współpracowali jeszcze aż do stanu wojennego, prawie do śmierci Jerzego, ale mąż już nie występował.

Nagrali zaledwie 16 programów. - Teraz w telewizji mówią, że trzeba kręcić program raz na tydzień, bo inaczej się nie zaistnieje - mówi Grzegorz Wasowski. - A tata i wuj robili coś raz na parę miesięcy. Bez pośpiechu, z większą solidnością. Kot Przybora: - Humor Starszych Panów śmieszy tych, którzy potrafią go odczytać. Teraz pewnie wielu widzów nie wiedziałoby, o co chodzi, nie rozumiałoby pewnych słów. Zresztą ktoś taki rządzi programem TVP. Z okazji 50. rocznicy jednego z najwspanialszych wydarzeń kulturalnych w historii Polski powojennej, którego producentem była ta telewizja, pojawi się w niej... nic.

Wasowski: - Mówi się: "tacy wspaniali", a jak człowiek pójdzie do radia, telewizji, żeby coś wydać, jest ciężko. Prawa do oryginalnych nagrań Kabaretu mają albo Polskie Radio, albo TVP. Poza tym pewnych rzeczy już się nie odzyska, wycięto je, pokasowano, archiwa giną. Robię, co mogę, żeby coś się ukazało, ale idzie to z oporem.

50-lecie Kabaretu Starszych Panów uczci dziś tylko warszawski Teatr na Woli. W TVP rocznicy poświęcony będzie jedynie sobotni program Grzegorza Wasowskiego i Wojciecha Manna w TVP Kultura "Po trochu wyciągane z lochu, czyli Archiwizja".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji