Artykuły

Czop i Wrocławski na wyżynach sztuki

"Śmierć komiwojażera" w reż. Jacka Orłowskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Opinia Michała Lenarcińskiego w Dzienniku Łódzkim.

Teatr im. Jaracza w Łodzi ma szczególny sentyment do amerykańskiej dramaturgii. Zwłaszcza do utworów Arthura Millera: po "Czarownicach z Salem" wprowadził na afisz "Śmierć komiwojażera". Oba te spektakle w "Jaraczu" łączy nie tylko nazwisko autora, ale również to, że są lepsze od oryginału.

"Czarownice..." reżyserującemu je Remigiuszowi Brzykowi przyniosły zwycięski Laur Konrada na Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje". Jacek Orłowski, który postawił na Scenie Kameralnej "Śmierć...", laur ma dziś ode mnie.

Opowieść o zniszczonym przez system człowieku, żyjącym mitem wyobrażenia o samym sobie, pogrążonym w złudzeniach i kłamstwie "bo tak będzie lepiej", Orłowski zuniwersalizował. Nieważna jest Ameryka lat 50. i to, że "wart jesteś tyle, ile sprzedasz", nie jest ważne nawet to, że Willy Loman jest komiwojażerem, czyli tak dziś modnym przedstawicielem handlowym. Orłowskiego interesuje przede wszystkim wnętrze człowieka, jego wrażliwość, ambicje i słabości, które stoją w sprzeczności ze sobą.

Co takiego jest w człowieku, dlaczego ma siłę żyć, dlaczego ma siłę umrzeć? - pyta Orłowski, a odpowiada mu ten sam tekst Millera, który 50 lat temu był wyrazem buntu przeciwko kultowi pieniądza, jaki zdominował amerykańskie społeczeństwo. Jednak Orłowskiego mniej interesują pieniądze, a bardziej wybory bohaterów, ich poczucie wartości, zawiłość uczuć, rozumienia wolności, powody ucieczki od siebie.

Tekst pod tym kątem interpretacji zanalizowany został perfekcyjnie i perfekcyjnie przekazany przez wszystkich występujących w spektaklu aktorów, wśród których prym wiodła rodzina Lomanów: Bronisław Wrocławski (Willy), Halina Skoczyńska (skupiona, oddana i złamana Linda), Ireneusz Czop (Biff) i Sambor Czarnota (próżny, zadowalający się doraźnością Happy). Wysublimowaną maestrię najwyższej próby pozwolili podziwiać Wrocławski i Czop.

Wrocławski, ulubiony aktor Orłowskiego (m.in. monodramy Bogosiana, "Wujaszek Wania") idealnie odczytał intencje reżysera. Aktor czerpiący z rozległego repertuaru środków, nie obawiający się rysowania ostrą i zdecydowaną kreską, dał przejmujący portret moralności i postępującej degeneracji psychicznej swego bohatera, broniąc go jednocześnie przed współczuciem i litością.

Po odejściu z Teatru Nowego i blisko rocznej nieobecności na scenie, zjawił się w "Jaraczu" Ireneusz Czop. Warto było czekać na tego aktora, bowiem w "Śmierci komiwojażera" kreację stworzył fenomenalną. Biff jest impulsywny i dynamiczny, ucieka przed sobą i rodziną, niegdyś zakochany w ojcu, po zdemaskowaniu jego podwójnego życia rozczarowuje się i załamuje. Próbuje wykorzenić wpajane ideały, zaczyna żyć przeciwko nim, ale od wychowania nie sposób się oderwać. Podobnie jak trudno pogodzić się z życiową porażką i kretyńskimi kompromisami, polegającymi na udziale w grze narzuconej przez rodzinny dom. U Czopa takie samo znaczenie ma najmniejsze drgnienie powiek i wybuch furii; jego gra to wirtuozowski popis na najwyższym poziomie. Oby tak dalej.

Łódzka "Śmierć komiwojażera" jest jednak nie tylko dziełem aktorskiego kunsztu. Jacek Orłowski trafił dramatem nie tylko w materię, ale i w ducha czasu. Pod każdym względem bingo!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji