Artykuły

Byle czego nie gram! -

-Trzeba pamiętać, że teatr to tylko aktor i widz. Jeśli pokazuje się dobre aktorstwo, to widz siedzi zahipnotyzowany i nic więcej nie trzeba robić. Osobiście tęsknię do takich przedstawień jak "Antygona", "Kwartet", gdzie aktorzy mogą zagrać, mogą pokazać swój cały warsztat - mówi ZBIGNIEW LESIEŃ, aktor i reżyser. O teatrze, sukcesach, porażkach oraz... molestowaniu z aktorem i reżyserem mówi Zbigniew Lesień

O teatrze, sukcesach, porażkach oraz... molestowaniu z aktorem i reżyserem mówi Zbigniew Lesień

Kurier Poranny: Wystawiał Pan już "Antygonę w Nowym Jorku" dwanaście lat temu. Dziś robi to Pan w Białymstoku. Różnią się czymś te dwa spektakle? W obu gra Ewa Szykulska...

Zbigniew Lesień: Tak, ale grała zupełnie inaczej. Dwanaście lat wiele zmienia: w osobowości, w aktorce. Ale najważniejsza zmiana jest taka, że wtedy umiejscawiałem tę Antygonę rzeczywiście w Nowym Jorku. W tej chwili ta Antygona jest w Białymstoku, w Warszawie, wszędzie... Nagminność bezdomności stała się wszechobecna. Nie lubię takich aktualnych spraw, dlatego skupiłem się na relacjach bohaterów sztuki. Każdy z nich przegrywa tutaj swoje życie...

Ale dlaczego w Białymstoku?

- Rzeczywiście, sprawa z miejscem wystawienia tej sztuki była dość skomplikowana. Ten spektakl poświęcam Marianowi Glince, który dwanaście lat temu grał policjanta. Pierwotnie miał się on ukazać w teatrze w Rostowie. Ale tam nie bardzo politycznie pasował rosyjski Żyd. Wtedy Emilian Kamiński zaproponował mi, aby zrobić to na otwarcie jego teatru w Warszawie. Miało to być w listopadzie. Jednak prace zaczęły się przeciągać i wtedy Glinka skontaktował mnie z Białymstokiem, mówiąc, że jest tutaj taki fajny teatr, z fajnym repertuarem, że są tu ludzie, z którymi można pracować. Przyjechałem, zobaczyłem kilka świetnych przedstawień. Marian Glinka bardzo chciał grać, więc zaczęliśmy rozmowy. W międzyczasie, niestety, zachorował i zmarł... A w Białymstoku zaczęły się próby.

A Pan zamieszkał w teatrze...

- To prawda. Jestem tu dzień i noc. Z aktorami pracuję intensywnie po osiem godzin, później są ustalenia techniczne. Ale każdy z nich ma swoje życie. I dlatego Białegostoku raczej nie zwiedziłem, bo i nie było komu pokazać mi miasto. Widziałem tylko Supraśl. Jest tam pięknie. Ale mam nadzieję, że w przyszłości zobaczę także ten piękny Białystok.

Na scenie jest Pan już prawie czterdzieści lat. Dużo się zmieniło w tym czasie?

- Zmieniło się sporo i jako starszy pan powiem, że na gorsze. Dlaczego? Osobiście tęsknię do takich przedstawień jak "Antygona", "Kwartet", gdzie aktorzy mogą zagrać, mogą pokazać swój cały warsztat. Bo trzeba pamiętać, że teatr to tylko aktor i widz. Jeśli pokazuje się dobre aktorstwo, to widz siedzi zahipnotyzowany i nic więcej nie trzeba robić. Ja nie lubię brutalistów czy antyteatru. Zresztą to wszystko już było.

Pan występuje i jako aktor, i jako reżyser. Która z ról bardziej Panu odpowiada?

- Ostatnio Zbyszek Zamachowski, żartując, poprosił mnie, żebym nie dawał mu zbyt dużo tekstu, bo on może grać, ale nie uczyć się na pamięć w tym wieku. Trochę żartuję, ale w naszym wieku... A tak poważnie, to reżyseria daje mi bardzo dużą satysfakcję. Na moich oczach się zmienia. Jeśli mogę z kogoś uformować coś fajnego, to jest to fantastyczne. Bo to rzeczywiście twórcze. Z drugiej strony, w graniu coś osiągnąłem, mam siedem znaczących nagród... Dlatego wiem, że warto rzucić wszystko, zasuwać przez trzy miesiące, mieć szansę na "ósmą nagrodę" i spotkanie z mistrzami światowej sławy. Ale byle jakich ról grać nie chcę. Czekam na nowe wyzwania.

Czy ma Pan na myśli seriale telewizyjne? Młoda publiczność kojarzy Pana właśnie z nimi...

- To prawda, że grywam w serialach. Zająłem się także rozrywką. Seriale traktuję oczywiście zarobkowo, tak jak wszyscy. Gdzieś pieniądze trzeba zarabiać, bo po kilkudziesięciu latach stażu aktor w teatrze zarabia 1,5 tysiąca złotych. Resztę musi dorobić.

A ta rozrywka to co konkretnie?

- Reżyseruję telewizyjne programy rozrywkowe. Robiłem Jasia Kaczmarka, teraz z Tercetem Egzotycznym chcę pojechać na Kubę i tam zrobić wielkie show. Przygotowuję także show Violetcie Villas na pożegnanie. To daje mi satysfakcję.

Miał Pan w swojej karierze dobre dni, ale były też porażki?

- Może to dziwnie zabrzmi, ale uważam za osobisty sukces to, że mój syn Michał, który poszedł do szkoły teatralnej i skończył tam studia, radzi sobie bez mojej pomocy fantastycznie. Gra dużo w teatrze, w serialach zresztą także... Realizuje się w zawodzie.

Marzył Pan o takim przejściu zawodu z ojca na syna?

- Wręcz przeciwnie. Namawiałem go, żeby robił coś innego. Ot, taki mój sukces.

A porażka?

- Porażek była cała masa. Porażek, a przede wszystkim rozczarowań. W dość zamkniętym kręgu ludzie potrafili zdradzić. Rekompensatą było jednak to, że po weryfikacji swoich znajomych okazało się, że w kalendarzu pozostanie zawsze kilka takich osób, które sprawdzą się nawet w najgorszej biedzie. I to jest najważniejsze.

Przypomnę, że był Pan także oskarżony o molestowanie pracownic we wrocławskim teatrze.

- Nie odpowiadam na takie pytania.

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji