Artykuły

Robespierryzm pomieszany z maccarthyzmem

- Gdybym wiedział, że w wolnej Polsce będę musiał udowadniać, że nie jestem wielbłądem, że cenzurę czerwoną zamienią na czarną, to bym kolaborował w najlepsze i dobrze na tym wyszedł - mówi warszawski aktor JAN JUREWICZ.

Z JANEM JUREWICZEM, aktorem filmowym i teatralnym, rozmawia Krzysztof Lubczyński

Który z tych Janów Jurewiczów na liście Wildsteina to Pan?

- Nie, nie, to nie tak. Żaden Jan Jurewicz, który jest na liście IPN, to nie ja, mam tu potwierdzenie z IPN, na piśmie. Nie chcę jednak myśleć, ilu producentów i reżyserów rzuciło po tym okiem na moje nazwisko i powiedziało: ,,Weźmy kogoś innego, po co nam kłopoty''. Dwa razy przeżyłem taki szok. 13 grudnia 1981 roku pomyślałem: ,,Tyle filmów i wszystko pójdzie na półki''. No cóż, bliższa ciału koszula. To była moja mała tragedyjka. Drugi szok, to dzień, kiedy zadzwonił do mnie kuzyn i powiedział: ,,Trzymaj się mocno, jesteś trzy razy na liście Wildsteina''. Oczywiście ja tego człowieka nie zaskarżę, bo nie jestem mu wstanie udowodnić, jakie poniosłem straty, bo nie wiem, ilu producentów i reżyserów rzuciło okiem na tę listę i zrezygnowało. Żaden sąd na świecie nie zrekompensuje mi zysków domniemanych. Poza tym nie ma nic gorszego niż aktor, który się procesuje. Powie się o nim, że jest pieniacz i lepiej nie angażować takiego.

Zahaczamy o politykę, więc zapytam Pana o poglądy polityczne...

- Nie jestem lewicowcem i niejednokrotnie mówiłem, że należę do tych roczników aktorskich, które w stanie wojennym rzuciły karierę na szaniec, przez bojkot środków masowego przekazu. Walczyliśmy o wolność słowa, o pluralizm mediów, choć nie o obiektywizm, bo rozum ludzki nie jest obiektywny. Dziś jest sytuacja, której sobie nie wyobrażałem, daleka od marzeń. Gdyby nie stan wojenny, gdyby nie bojkot masowych środków przekazu, to niewykluczone, że byłbym w gronie tych aktorów, informacje o których sprostowano, jak tylko ukazała się lista Wildsteina - w ciągu kilku godzin media podały, że nie byli agentami. Ja zaś dostałem podziękowanie od najświętszej IV RP za moją postawę. Co znamienne, że gdybym był w gronie tzw. kolaborantów, na ich liście, która jest zachowana, z małpią złośliwością by mnie pierwszego sprawdzono i powiedziano: ,,Był kolaborantem, ale nie TW''. Takie otrzymałem podziękowanie. Zresztą na bojkocie starsi koledzy na ogół nie stracili, a dziś sobie wybaczyli. Straciło moje pokolenie, bo wypadło z obiegu. To było piekło. Moim zdaniem IV RP skończyła się wtedy, gdy Wildstein został prezesem TVP. On podeptał święte prawa jednostki.

Jakby Pan określił system rządów PiS?

-To była PiS-dekomunizacja i robespierryzm pomieszany z maccarthyzmem. Potem tłumaczył się, że nie ma dowodu, że to on rzucił listy do internetu. I co z tego? Przecież nie jest debilem i wiedział, że prędzej czy później lista do internetu trafi, a potem niewinni ludzie musieli się tłumaczyć, że nie są wielbłądami. Tłumaczył, że wziął listę i komuś oddał. To jest tłumaczenie albo idioty, albo dla idiotów. On nie miał prawa tego wynosić. Dziennikarz nie ma prawa narażać niewinnych ludzi. Wildstein mówi, że TW krzywdzili niewinnych ludzi. A ilu skrzywdził Wildstein? Przecież to była hekatomba. Bardzo znani ludzie nie mieli problemu, szybko sprostowali, ale co mieliśmy powiedzieć my, szaraczki, palcem pokazywani przez znajomych, sąsiadów. Co mogliśmy zrobić? Pójść na wybory jesienią 2007. Frekwencja pokazuje, że ludzie mieli dość kaczydołu i udowadniania, że nie jesteś mordercą i gwałcicielem, i nie ukradłeś, lecz tobie ukradziono. Ludzie na nich głosowali wcześniej, nie dlatego, że chodziło im o śmierdzące teczki, lecz liczyli na poprawę stosunków pracy. Liczyli na załatwienie ludzkich spraw, takich jak moja z adaptowaną przeze mnie bezużyteczną pralnią, w którą włożyłem dużo pracy i trochę pieniędzy, ale nie mogę uzyskać własności i inwestuję w cudze. Kiedy Wildstein został po tym prezesem telewizji zrozumiałem, że władza to akceptuje. Zresztą poseł Kurski po sprawie WSI powiedział, że ,,gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą''. Przypomnę, że to hasło Rewolucji Październikowej kosztowało kiedyś 18 milionów istnień ludzkich. W prawie rzymskim jest powiedziane, że lepiej, żeby dziewięciu winnych chodziło na wolności niż żeby skazano jednego niewinnego. W telewizji publicznej za jego prezesury mówiło się, że i prognozę pogody trzeba ustalać z prezesem. Tam nie było takiego zamordyzmu od stanu wojennego. To, co robił prezes Kwiatkowski, to była pieszczota. Wiem, że Wildstein zrobił to mimo woli, bo co go obchodzi jakiś tam Jurewicz, ale na tym właśnie polega ta sprawa. To, że jestem ,,jakimś tam Jurewiczem'' bierze się m. in. ze stanu wojennego, kiedy to ja i wielu moich kolegów uznało, że są sprawy ważniejsze od kariery zawodowej. I dlatego dziś moja pozycja zawodowa jest taka, którą Amerykanie nazywają ,,second name''. To jest ktoś rozpoznawany, ale nie kojarzy się nazwiska z twarzą, a umieszczenie nazwiska na plakacie nie podnosi frekwencji. To jest trudna pozycja zawodowa, połączona z masą upokorzeń.

Warto było uczestniczyć w bojkocie?

- Gdybym wiedział, że w wolnej Polsce będę musiał udowadniać, że nie jestem wielbłądem, że cenzurę czerwoną zamienią na czarną, to bym kolaborował w najlepsze i dobrze na tym wyszedł. Bo co ja dziś widzę. Że taki Wildstein, który w latach 80. siedział sobie bezpiecznie w Paryżu, wraca po 1989 roku do nowej Polski i zwalcza ludzi, którzy dla wolnej Polski coś robili tutaj, którzy oddali swoje kariery. Taki Balcerowicz po wprowadzeniu stanu wojennego wrócił do Polski i oddał legitymację partyjną oraz paszport. To tak jakbym ja miał pretensje, że piszą książki i robią filmy nie o mnie, ale o Winnetou. I teraz przejdę do drugiej pretensji. Żeby taki Wildstein mógł dziś pajacować przed kamerą, taki Kuroń czy Milczanowski musieli swoje odsiedzieć. Kuroń potrafił przebaczać, a taki Wildstein jest wielce nieprzejednany? Znaj propocjum, mocium panie. W PRL, kiedy towarzysz Olszowski zatrzymał w 1981 roku, w którymś momencie, emisję mojego pierwszego serialu ,,Przyjaciele'', to udało się tę decyzje jednak cofnąć, a za Wildsteina serial ,,Dom niespokojnej starości'' nie miał szans.

A więc to za czasów Wildsteina został zatrzymany na półkach ,,Dom niespokojnej starości'', serial z Pana udziałem?

- Zatrzymanie serialu było dla mnie osobistą tragedią. Po 24 latach czekania zagrałem, obok tuzów aktorstwa, prawdziwą rolę, którą udowadniam, że gdyby nie stan wojenny i bojkot oraz rozmaite inne doświadczenia, grałbym dziś w pierwszej lidze aktorskiej.

Dlaczego serial zatrzymano?

- Reżyser napisał scenariusz w okresie szaleństwa ,,Big Brothera''. W konstrukcji scenariusza jest to, że dom starości to Big Brother, a zarazem metafora domu wariatów, czyli Polski. Ze względów produkcyjnych przesunięto realizację na 2005 rok. Powiedziałem reżyserowi: ,,Wypychaj film szybko, bo idzie czarne''. Nie zdążył jednak, choć były umowy na kolejne scenariusze, przyszła IV RP i film poszedł na półki, choć wielu ludzi przez rok z niego żyło. Coś się w TVP musi zmienić, ktoś musi zacząć liczyć. Trochę się, niestety, zestarzał, bo nie będzie już tego przełożenia na bieżącą rzeczywistość. Będzie już trochę nie na czasie. Drugi przykład, to serial ,,Mrok'', w którym gra m.in. Bronisław Cieślak. Bronisław Cieślak, czyli porucznik Borewicz z ,,07 zgłoś się'', dla Wildsteina straszny komuch. To był główny powód.

A może przyczyny zatrzymania były artystyczne?

- Widziałem w TV większe gnioty i w większych brałem udział. Z kolei w ,,Domu niespokojnej starości'' występuje ksiądz - karciarz hazardzista i to się pewnie nie podobało. Drugą podobną postacią jest pan Kropiwnicki walczący z aktorami Teatru Nowego w Łodzi i wyrażający się o nich z pogardą, że ich ,,w telewizji nie widział''. Boże, co za poziom! Nie widział, bo nie występowali w stanie wojennym i wypadli z karier. Pan Kropiwnicki o tym nie wie. A wszystko dlatego, że poprzednim dyrektorem był Kazimierz Dejmek, czerwony. Tylko że Dejmek był w tej czerwieni uczciwy, coś dla Polski Ludowej zrobił, no bo taka była! On nie przemalował się, a nagrodę Herdera nie komuniści mu dali. Dopóki Dejmek żył, to pan Kropiwnicki nie odważył się go zdjąć, bo byłby kipisz na cały kraj, jak w marcu 68, ale jak Dejmek umarł, to pan Kropiwnicki pokazał, jak bić słabego. Tacy są panowie Wildstein, Kropiwnicki i im podobni.

Wróćmy do dzikiej lustracji środowiska aktorskiego. Nie jest Pan pierwszy, który miał kłopoty. Półtora roku temu zlustrowano Macieja Damięckiego, a nieco później Michała Ronikiera z krakowskiej ,,Piwnicy pod Baranami''...

- Maćka Damięckiego Wildstein potraktował ostatnio bardzo nie fair, pokazując go w tym swoim programie najpierw w roli księdza, a potem w roli młodego hitlerowca w ,,Stawce większej niż życie''. Zwłaszcza, że ,,Stawka'' powstała w latach 60., a Maciek wpadł jak śliwka w kompot z tą SB w latach 70. Jest to manipulacja. Mylenie aktora z rolą jest wyjątkowo brzydkie. Ja do cholery przecież lewicowcem nie jestem, nie byłem w PZPR, a często grałem komunistów. Grałem często chłopów, a nikt z mojej rodziny nie pochodzi ze wsi. Grałem homoseksualistów, a w życiu nie spałem z mężczyzną. Grałem kierowców, a nie mam prawa jazdy. Grałem milicjantów i wojskowych, a nie byłem ani w milicji, ani w wojsku. O co więc chodzi w takiej manipulacji? Inny przyjemniaczek, Jacek Kurski, po sprawie Damięckiego mówił, że Maciek powinien mieć zakaz zarabiania pieniędzy w telewizji publicznej. Przypomnę, że zakaz występowania w telewizji za opozycję w PRL miały znakomite koleżanki Halina Mikołajska i Zofia Mrozowska. To co, zmieniamy ustrój, ale metody zachowujemy? Maciek może i był konfidentem, ale to nie było przestępstwem. Można z nim wódki nie pić, jak kto woli, ale nie wolno go administracyjnie karać. A poza wszystkim, co on mógł napisać? Że Olbrychski ma się ku córce Łapickiego? A co do Ronikiera, to trzeba mieć obsesję, żeby robić cały program po to, by zgnoić człowieka.

Wtedy była SB, a teraz są teczki. Oni je dostali jak małpa granat. Co to znaczy przecieki z IPN? Jak nocnik jest dziurawy, to się go wyrzuca. Dlaczego po pierwszych przeciekach są następne? Teraz wyrzucili profesora Wolszczana i jak jednak w przyszłości dostanie Nobla, to jako Amerykanin. Jak można tak postąpić z taką perłą nauki? Gdzie my żyjemy? W PRL za coś tam mogli najwyżej nie dać paszportu, ale nie trzeba było biegać do IPN i udowadniać niewinności. Stosowanie prawa wstecz jest łamaniem prawa.

Dziękuję za rozmowę.

JAN JUREWICZ - ur. 20 października 1954 w Szczecinie, aktor filmowy i teatralny. Absolwent warszawskiej PWST. W filmie debiutował jako nastolatek. Występował na deskach teatrów: im. Stefana Jaracza w Łodzi (1977 - 1978), Teatru Reduty 77 w Warszawie (1978 - 1979), warszawskich Rozmaitości (1982 - 1984) i Polskiego w Warszawie (1990 - 1995). Zagrał m.in. Iwana Bezdomnego w ,,Mistrzu i Małgorzacie'' (1980) M. Bułhakowa, Wańkę Kaina w ,,Termopilach polskich'' (1982) T. Micińskiego (cenzura nie dopuściła do premiery), Grabca w ,,Balladynie'' (1984), Pijaka w ,,Ślubie'' (1991) W. Gombrowicza, Filinta w ,,Mizantropie'' (1994) Moliera, Cenzora w ,,Strasznym dworze'' (1998) St. Moniuszki.

Niektóre role filmowe, to Filip Pierdun w ,,Konopielce'' (1981) W. Leszczyńskiego, Komornik w ,,Lata dwudzieste, lata trzydzieste'' (1983) J. Rzeszewskiego, oficer radziecki w ,,Liście Schindlera'' (1993) S. Spielberga, kapitan Jajec z powiatowego UB w ,,Pułkowniku Kwiatkowskim'' (1995) K. Kutza, Polityk w ,,Dniu świra'' (2002) M. Koterskiego.

W zatrzymanym serialu ,,Dom niespokojnej starości'' zagrał rolę Wincentego Wody. Ma nadzieję, że dotrzymana zostanie obietnica i w styczniu 2009 roku rozpocznie się emisja serialu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji