Artykuły

Zabawa z second-handu

"Psychoterapolityka" w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Łódzki Teatr Powszechny zaprosił na prapremierę sztuki Dominika W. Rettingera pt. "Psychoterapolityka". Tekstem tym Rettinger wygrał ogłoszony przez teatr konkurs na napisanie komedii - "Komediopisanie". W tym sezonie czekają nas jeszcze dwie premiery, będące pokłosiem konkursu: pokazane zostaną sztuki, które zajęły kolejno drugie i trzecie miejsce.

Grand Prix konkursu nie przyznano, co pozawalało domyślać się nie najwyższego poziomu nadesłanych prac. Jednak to, co zobaczyli widzowie podczas sobotniej premiery, wprawić mogło w osłupienie. Tym większe, gdy wcześniej zaufało się rekomendacji, jaką dał "Psychoterapolityce" Teatr Powszechny na swej stronie internetowej.

"Sztuka Dominika W. Rettingera to operująca językiem absurdu komedia o współczesnych realiach politycznych. W krzywym zwierciadle przedstawia świat władzy oraz to, jakimi sposobami robi się w nim dziś karierę. Sprawy damsko-męskie są w tekście Rettingera jedynie pretekstem do zbudowania intrygi i opowiedzenia historii senatora RP (...). Ukazane mechanizmy - rywalizacja, walka o władzę, nieuczciwe interesy, układy - choć tak charakterystyczne dla świata polityki, w ujęciu autora stają się uniwersalnymi, mogącymi mieć miejsce w każdym środowisku".

O absurdzie "Psychoterapo-lityki" wypada wspominać jedynie w kontekście zasadności oglądania sztuki. Rettinger konstruując jednoaktówkę nie namęczył się: mamy jedność czasu, miejsca i akcji (właściwie czas akcji jest czasem rzeczywistym), dialogi są żywcem przepisane z jakiejś okropnej telenoweli, nawet nie zabarwione humorem, a jedynie obliczone na rechot, dowcipy natomiast pochodzą z lumpeksu. Tekst jest tak banalny i pusty, że nawet nie irytuje, a jedynie nudzi.

Oto senator January (Piotr Lauks) odwiedza swego psychoanalityka i przyjaciela (Marek Ślosarski) i zwierza z kłopotów. Partia powierzyła mu spis kont bankowych, na których politycy przechowują nieoficjalne lokaty, a on wygadał to swojej sekretarce, z którą romansuje (później okazuje się, że liczne romanse Januarego są tylko elementem wizerunku). Do gabinetu przychodzi ta sekretarka (Ewa Andruszkiewicz-Guzińska) i na chwilę spławia przełożonego, żeby przekonać psychoterapeutę, by wydobył od pacjenta listę nazwisk posiadaczy kont. Później wraca January, a psycholog spławia na chwilę sekretarkę, żeby opowiedzieć przyjacielowi, co zaszło. Później jest już seans hipnotyczny, podczas którego January wypowiada nazwiska (ale kolegów ze szkoły), psycholog chce zrazić pacjenta do sekretarki, więc ta musi być w tym celu w majtkach i staniku, i na to wchodzi żona senatora, maglarka bez klasy zresztą (Ewa Konstanciak). Wie zawsze, gdzie jest mąż, bo kupiła mu zegarek z GPS. Teraz psycholog jej opowiada, co się zdarzyło. Na kobiecie nie robi to żadnego wrażenia, bo przecież to ona z koleżankami rządzą państwem. January nie musi się niczego bać, bo za kilka dni z woli parlamentu zostanie premierem. Senator zostaje wybudzony i opuszcza gabinet z małżonką, sekretarka i psycholog wyraźnie mają się ku sobie. Kurtyna.

Ani tu wdzięku, ani polotu, ani psychologicznych czy socjologicznych obserwacji, ani dramaturgii. Upominać się o wiarygodność czy puentę chyba nawet nie wypada, by nie kopać leżącego. Więcej sensu i klasy mają sztuki pisane przez licealistów na okoliczność studniówki.

Do wyreżyserowania tego klocka zabrał się Marcin Sławiński. Reżyser ograniczył się do wskazania stron wejść i zejść oraz pomógł aktorom uzyskiwać śmiech na widowni, opuszczając spodnie Piotrowi Lauksowi, a także rozbierając aktora i pozostawiając na czas spektaklu w majtkach i podkoszulku. Piotr Lauks tak poprowadzony czasem szarżował, generalnie pozostając wzbudzającym sympatię dużym dzieckiem. Ewa Konstanciak swą postać wyposażyła w obfitą gestykulację i chód dragona, natomiast Ewa Andruszkiewicz-Guzińska epatowała zgrabnymi nogami. Niestety, te atuty nie zasłoniły możliwości aktorskich Guzińskiej, chociaż w sobotę wydawały się one niewielkie. Aktorskiej klasy cały wieczór bronił skutecznie Marek Ślosarski, a Wojciech Stefaniak wymyślił dobrą scenografię. I to by było na tyle...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji