Artykuły

Odysie, do nas!

Nie miałem ochoty przyrosnąć do fotela. Uznałem, że trzeba się ruszać. W miniony weekend [25-26 września] pojechałem do Gdańska. A zwieńczeniem trwających przez pięć dni wydarzeń było wędrowne widowisko "Odys-Seas".

W Gdańsku trwały spektakle teatralne, performance, koncerty, wideoinstalacje, wystawy - prezentacje europejskiego projektu SEAS, łączącego artystów dwóch mórz: Bałtyku i Adriatyku. A wszystko to w miejscu niezwykłym i symbolicznym: w dawnej Stoczni Gdańskiej.

To kilka kroków od dworca, w samym środku miasta. Hektary rozpadających się, gigantycznych hal fabrycznych, uliczek zarosłych trawą i prowadzących donikąd, rdzewiejące tory zarzucone śmieciami i złomem. Widmowe miasto, świat po zagładzie, jak z anty-utopijnej science-fiction. Planowana jest tutaj budowa nowej dzielnicy, ogromne przedsięwzięcie urbanistyczne. Na razie zaś właściciele terenu udostępniają to wszystko artystom.

W jednej z hal otwarto Klub Stocznia. Dwa budynki adaptowano na potrzeby teatrów, z amfiteatralnymi ławami, pełnym oświetleniem, nagłośnieniem itp.

A zwieńczeniem trwających przez pięć dni wydarzeń było wędrowne widowisko "Odys-Seas": symboliczny powrót Odyseusza w ową postindustrialną przestrzeń, która kiedyś była mu domem, a dziś - czy miałby tu jeszcze czego szukać? Przedsięwzięcie przygotowano z rozmachem pod kierunkiem trojga polskich twórców: Leszka Bzdyla (tancerza, choreografa), Roberta Rumasa (zajmującego się "sztuką społeczną") oraz Piotra Wyrzykowskiego (tworzącego na polu mediów elektronicznych).

Stojąc na dziobie statku - kopii XVII-wiecznego żaglowca płynącego wieczorem czarną Motławą w stronę nabrzeża stoczni, czułem się oszołomiony jak mały chłopiec, któremu spełniają się właśnie najskrytsze marzenia o wyprawach na dalekie morza. Wysiadających na ląd uczestników spektaklu otoczyła formacja ryczących motocykli, niby stado Cyklopów ("motocyklopów"?), oślepiając reflektorami i zaganiając jak owce w zbitą gromadę. W wysokiej hali, wypełnionej zwałami gruzu i oświetlonej płomieniami ogniska, miotał się po ścianach na linie młody człowiek. To Odys szukający ucieczki z otchłani? W innej hali, w ogłuszającym huku industrialnej muzyki, tańczyło i odprawiało czary kilka dziewczyn - czarownic. W ciemnej, ślepej uliczce między chwastami i ruinami mijaliśmy samotnego grajka (a to był znakomity saksofonista Mikołaj Trzaska). W jasno oświetlonym szybie jakiejś klatki schodowej na odludziu widzieliśmy kuszące syreny. I tak to Odys wracał do swej rodzinnej Itaki, znajdując tylko ruiny, złudy i szczątki wspomnień. Aż wreszcie, za kolejnym zakrętem, otworzyła się przed nami historyczna, główna brama Stoczni - i z kręgów piekieł wyszliśmy do tętniącego życiem miasta, na świat stojący otworem...

- To nie pokazuje Gdańska (Olsztyna) w dobrym świetle! - zakrzyknęłyby nasze świętoszki na sam pomysł eksponowania owych ruin. Ledwie wróciłem, już musiałem wysłuchać relacji znajomych, jak to nasi politycy znów bawią się w recenzentów (tym razem komedyjki "Palec Boży" w teatrze Jaracza). Widać i dzisiaj, podobnie jak za dawnych lat, nie mogą żyć bez sztuki. Znaczy, wszyscy zdrowi.

Co ty na to, zbłąkany gdański Odysie? Zamieszkaj wśród nas! Mamy jeziora, lasy, powietrze. Po co ci jakieś zwątpienia, rozterki? W głębi lądu, z dala od portowych miazmatów, zrozumiesz, gdzie jest twoje właściwe miejsce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji