Artykuły

Wznowienia jak premiera

TO NIE TYLKO zawodność pamięci, ale rzetelnie zasłużony sukces spektaklu: "Popiół i diament" w reżyserii Zygmunta Hübnera przyjęto jak premierę. Po dziesięciu latach. Czy jednak i pierwowzór literacki, tzn. powieść Jerzego Andrzejewskiego, raz po raz nie przeżywa swych ponownych narodzin? Mniej, oczywiście, mam tu na uwadze jej status lektury szkolnej, bardziej to świadectwo, jakie przynoszą kolejne plebiscyty, sondaże, ankiety. Aczkolwiek nie można tu wykluczyć pewnej nieco podejrzanej zależności: promocja szkolnej lektury zapewnia promocję plebiscytową? Powieść Andrzejewskiego nie została dotąd ani wyczerpująco opisana, ani zanalizowana. Może doczekałaby się tego, gdyby nie film Andrzeja Wajdy, jeden z najważniejszych filmów w dziejach polskiego kina.

O ile bowiem okoliczności przesądzające o sukcesie pierwszego odbioru powieści nie były wtedy i nie są dziś jasne, to film jakby zatrzymał możliwość przebadania tej sprawy, stawiając inne kwestie, kierując uwagę od historycznych rozstrzygnięć (o tych wiemy skądinąd) na rzecz legendotwórczych mechanizmów, które jeśli są nie do uniknięcia, to przecież tym bardziej godne zastanowienia. Dla niektórych czytelników, jeszcze przed wydaniem książkowym, powieść Andrzejewskiego była i zaskoczeniem, i rozczarowaniem. A w każdym razie przyjmowano ją żywo, dyskutowano zajadle. Wśród podnoszonych wówczas zastrzeżeń, które odnotował zresztą sam Andrzejewski w swoim dzienniku, dochodziły do głosu wątpliwości zarówno ideowe, jak i artystyczne. A to - związanie nośności racji ideowych ze zbyt uproszczonym rysunkiem postaci. A to - rozbieżność tych racji z konwencjami literackimi, którym nie tylko podówczas hołdował Andrzejewski, pilny czytelnik zarówno Gide'a, jak i Conrada. Ale są to dziś tropy prawie nierozpoznawalne. Z różnych powodów. I dlatego, że literatura przeżyła kilka co najmniej rewolucyjnych zwrotów. I dlatego, że język bohaterów powieści jest już nieco historyczną polszczyzną.

Ale przede wszystkim zadecydował film Wajdy, a w nim rola Zbigniewa Cybulskiego. Nastąpiła zmiana perspektywy. Z historycznej - na pokoleniową. Konkretniej: to, co miało być epitafium dla pewnego pokolenia, okazało się wystarczająco pojemne jako przesłanie dla następców. Nie należy mylić jednak tej nośności z legendą. Film wprawdzie, a zwłaszcza kreacja Cybulskiego, utrzymuje tę dwuznaczność. I słusznie. Przecież idzie tu w istocie o tytułową pewność - niepewność: popiół czy diament?

Wznowienie spektaklu Hübnera nie może być na tych zwłaszcza łamach, okazją do nadrobienia zaniedbań krytyki wobec powieści Andrzejewskiego i jej losów. Nie można jednak też zupełnie oderwać się od tego kontekstu. Zarówno adaptatorzy (Agnieszka Andrzejewska i Antoni Libera), jak i reżyser wyraźnie liczyli się z tym, jak "Popiół i diament" funkcjonuje jako utrwalony już moment pamięci czy nawet świadomości społecznej.

Czy Maciek Chełmicki, kiedyś w wykonaniu Cybulskiego, a później Kolbergera, jest polskim Hamletem? Wydawałoby się, że tędy prowadzi droga do uogólnienia historycznego już przypadku. Ale tak może będzie kiedyś. Póki co - historia stale jeszcze wystarcza sobie (i nam) za uniwersalne przesłanie. Nie dlatego, że się powtarza. Przeciwnie. Wystarczy, że jest żywa. Że ukształtowała się wedle proporcji: jak daleko stąd, jak blisko. Przecież ta formuła z późniejszych już lat jest namiętną, jeśli tak można powiedzieć, kalką tytułu powieści Andrzejewskiego.

A nie byłoby historii, gdyby nie dwie kategorie, jakże różne zresztą: młodość i moralność, jak to zostało rozpoznane w inscenizacji Hübnera. Sukces tej inscenizacji wynika z tego, że obie kategorie - nie tracąc swej zdecydowanej heterogeniczności - stają się udziałem bohaterów, niezależnie od metryki i wyborów ideowych. W inscenizacji Hübnera zyskują na ludzkiej wyrazistości zarówno Maciek Chełmicki, jak i Szczuka. Duża w tym zasługa Krzysztofa Kolbergera i Tadeusza Łomnickiego: umieli wyposażyć kreowane postaci (i kreowane racje) w dramatyczną sugestywność, której nie zamazują historyczne rozstrzygnięcia - spoza kadru. Aktorstwo to także klucz do zrozumienia podmiotowości historii.

Cóż, zapewne znów jesteśmy szczególnie wyczuleni na takie przeżywanie wszystkiego - i teatru, i historii. Ale nic nie zdziałałyby na rzecz tego żadne okoliczności zewnętrzne, których zresztą spektakl sprzed dziesięciu lat nie mógł przewidzieć, gdyby nie oryginalność interpretacji i rzetelność warsztatu inscenizacyjnego. To dzięki nim spektakl Hübnera zachował premierową świeżość. I chciałbym odrzucić nasuwające się podejrzenie, że swoją rolę mogło odegrać i to, iż w teatrze telewizyjnym niewiele się zmieniło przez lata, które upłynęły od premiery. Przedstawienie to należy, jak sądzę, do tych dokonań, które przekonują, że po opanowaniu pewnych niuansów telewizyjnego warsztatu teatralnego niewiele już zostaje do zmieniania czy zaskakującego doskonalenia, a jak zawsze, gdy mamy do czynienia z wielką sztuką - wszystko jeszcze pozostaje do powiedzenia.

Zapewne, gdyby adaptacja "Popiołu i diamentu" powstała dziś, mielibyśmy do czynienia z innym przedstawieniem. Jak innym - trudno zgadywać. Być może byłoby mniej kameralne. Mniej ważyłyby też uczucia, a przynajmniej zostałaby rozbudowana ich motywacja. A może powieść Andrzejewskiego w nowej adaptacji przybrałaby na rapsodyczności, która dała o sobie znać już w tej inscenizacji w kilku bardzo ważnych, wręcz kluczowych scenach: podanie tytułowego motta (Krzysztof Kolberger wygłasza tu po prostu tekst poetycki, wyodrębniając go; fabularny pretekst, aczkolwiek nie został wyeliminowany, nie odgrywa istotniejszej roli dramaturgicznej), ale także pewne kameralne kwestie Szczuki i jego rozlicznych rozmówców, nie tracąc intymności, nabierają charakteru moralitetu rodem z tradycji teatru antycznego. A może "Popiół i diament" jest wreszcie materiałem na serial filmowy, który mógłby uwzględnić wielowątkowość powieści - w dotychczasowych adaptacjach z konieczności ograniczaną?

Teatr Telewizji: Jerzy Andrzejewski - "Popiół i diament". Adaptacja - Agnieszka Andrzejewska i Antoni Libera. Reżyseria - Zygmunt Hübner. Realizacja tv - Joanna Wiśniewska. W rolach głównych: Tadeusz Łomnicki, Krzysztof Kolberger, Ewa Żukowska, Edmund Fetting i in. Piosenki śpiewała Irena Jarocka. TP 1 poniedziałek 23 lipca br.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji