Artykuły

Na niewłaściwy instrumencie

"Bóg" w reż. Krystyny Jandy w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Agnieszka Michalak w Dzienniku - Kulturze.

"Bóg" Woody'ego Allena w warszawskim Teatrze Polonia jest lekki, przyjemny, nawet chwilami bardzo śmieszny. Pełnemu absurdalnych złośliwości tekstowi szkodzi jednak wtłoczenie go w ramy niezbyt wyszukanego kabaretu

Allen nic sobie nie robi z teatralnej konwencji, jedności czasu, miejsca i przestrzeni. Żongluje stereotypami kulturowymi: teatru, dramatu, wreszcie pojmowania Boga. Z precyzją rozkręca je na czynniki pierwsze, potem składa, potem znów łączy ze sobą, chwilami zgrabnie przekraczając granice przyzwoitości. Wszystkie te zabiegi składają się na tekst pełen ostrych złośliwości i niezłej dawki śmiechu. Jednym słowem, stwarzający pole do popisu dla reżysera. "Bóg" w Polonii może i popisem jest, ale niestety tylko kabaretowym.

Allenowska rzecz dzieje się w starożytności. Dwóch Greków Kretynik (dobra rola Marii Seweryn) i Schizokrates (zabawnie rubaszny Cezary Żak) próbują napisać sztukę na konkurs dramatyczny w Atenach. Dumają, napinają się, prężą, myślą,

aż wreszcie... okazuje się, że sami są bohaterami tej właśnie, a jednocześnie innej sztuki, tak jak widownia, Bóg, Doris, aktorzy teatru Montownia w roli chóru i jeszcze parę postaci. Na scenie wielki galimatias, którego niepodobna streszczać. Ten tekst teatralny to moim zdaniem jeden z najbardziej błyskotliwych, najbardziej zabawnych żartów scenicznych na temat teatru, artystów, funkcji sztuki, jej zadań - pisze w programie reżyser Krystyna Janda. Owszem, na scenie obserwujemy absurd okraszony humorem, prywatność przyprawioną improwizacją. Tylko brak w tym wszystkim odrobiny wyrafinowania i szczypty goryczy. Humor zostaje spłycony, prywatność zbyt obnażona. A przecież z Allena można wyciągnąć o wiele więcej, oddać wpisane w utwór wyrafinowanie. Początek spektaklu nawet to obiecuje, nie tylko dzięki rolom Seweryn i Żaka. Patrycja Szczepanowska w roli

studentki filozofii przekonuje swoją autoironią i naiwnością. Także aktorzy z Montowni (Krawczuk, Perchuć, Rutkowski, Wierzbicki) całkiem śmiesznie błaznują. A mimo to całość pozostawia niedosyt. Janda tym razem nie trafiła w odpowiednie tony. Zagrała melodię, ale na nieodpowiednim instrumencie. W efekcie cięty humor gdzieś się zgubił. Została kabaretowa zgrywa. Ale spragniona śmiechu publiczność Polonii i taki spektakl bez szemrania kupi. Nazwisko autora i reżyser zrobią swoje, w dodatku w Warszawie komedii mamy jak na lekarstwo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji