Artykuły

Teatr TV szykuje hit o premierze Mikołajczyku

Naiwniak czy patriota? Polityk z krwi i kości czy marionetka w rękach Churchilla i Stalina? Teatr Telewizji Polskiej szykuje przedstawienie opowiadające fascynującą historię życia premiera Stanisława Mikołajczyka.

- Od kilku tygodni jestem w kropce, bo tak naprawdę nie wiem, jaki to był facet. Nie mogę rozgryźć, czy w 1945 roku wrócił do opanowanej przez komunistów Polski z głupoty, czy z myślą o honorze i ojczyźnie - mruczy Adam Ferency, którego reżyser Janusz Petelski obsadził w roli Stanisława Mikołajczyka (1901-1966), szefa PSL-u, który tuż po wojnie postawił się komunistom, by w roku 1947 czmychnąć na Zachód.

Premiera spektaklu zatytułowanego "O prawo głosu" szykowanego na zamówienie telewizyjnej Sceny Faktu odbędzie się w marcu. Teraz na terenie dawnych budynków warszawskiego Instytutu Weterynarii na Grochowskiej rozpoczęły się zdjęcia. - Ludzie, zaczynamy, bo się pocę - pokrzykuje Ferency i puszcza oko do kilkunastoosobowej ekipy. Ten pośpiech jest ze wszech miar wskazany.

Pod nienagannie skrojonym garniturem, dokładnie takim, jaki nosili eleganccy dżentelmeni w 1947 roku, aktor ma dwie pary całkiem współczesnych kalesonów. - I chyba ze trzy podkoszulki. Zimnica straszna - rozciera dłonie aktor. Ściąga prywatną wełnianą czapkę i wsuwa na głowę szykowny kapelusz, bo asystent reżysera obwieszcza koniec przerwy i powrót do roboty. - Idę grać. Sam jestem ciekaw, co z tego wyniknie - w zaufaniu szepce do mnie aktor.

Pod monumentalny, zabytkowy budynek zajeżdża mała ciężarówka. Spod plandeki wyzierają meble. - Adaś, włazisz między te szpargały i wóz powoli odjeżdża - władczo zarządza Janusz Petelski.

Oto i cała scena. A przecież PRL-owska ubecja przez całe lata marzyła o odkryciu trasy przerzutowej, którą Mikołajczyk umknął z Polski, a kto wie - może i sprzed plutonu egzekucyjnego albo stryczka. - Samochód ambasady Wielkiej Brytanii po prostu zawiózł go do Trójmiasta. Tam Mikołajczyk wsiadł na statek i popłynął na Zachód. Myślę, że nie miał innego wyjścia - oto historyczna interpretacja Petelskiego.

A Ferency zastanawia się, po co polityk w 1945 roku zdecydował się wrócić do ojczyzny. - Moim zdaniem on nie był za mądry politycznie. Wpakował się prosto w łapy komunistów - i co? Myślał, że można im zaufać? Przecież wiedział, na co ich stać i co mogą z nim zrobić! Gdyby został, zaliczyłby kulkę w łeb. Ale i tak jego późniejsze życie było wielką porażką - mówi aktor. - Myślę tyle o Mikołajczyku, bo chcę go zagrać jak najlepiej, być jak najbardziej wiarygodny, ale bohatera narodowego nie da się z niego zrobić - podsumowuje Ferency, wciskając kapelusz na uszy.

Krótko mówiąc, postać złożona. Barwna na miarę bohatera z filmu szpiegowskiego, i jako taka powinna przypaść do gustu także młodszej widowni, dla której zabawy w chowanego z 1947 roku są taką samą abstrakcją, jak chrzest Polski. Tak kontrowersyjna, że nawet wśród twórców spektaklu wybuchł o nią spór. - Pokażemy kluczowe dwa lata z jego życia - tłumaczy Petelski, który z Ferencym się nie zgadza, bo twierdzi, że Mikołajczyk był prawdziwym bohaterem i patriotą.

- Miał odwagę zabiegać o sprawy Polski. Nie wahał się, tylko przyjechał do kraju, by stawić czoła barbarzyńcom ze Wschodu. Myślę, że w widzach wzbudzi podziw i dumę. I najzwyczajniej w świecie go polubią - ekscytuje się reżyser.

Ciekawe, co wyniknie z takiego zderzenia dwóch sprzecznych wizji głównego bohatera. Może to lipa, bo jakoś nie zauważyłam, żeby z tego powodu między reżyserem a aktorem tliło się zarzewie poważniejszego konfliktu. Choć widok Ferencego w skórze Mikołajczyka każe powątpiewać w zwycięstwo frakcji Petelskiego. - Ja i tak tego Mikołajczyka trochę uczłowieczyłem - mówi 57-letni aktor.

I przyznaje, że sam scenariusz spektaklu nie wystarczył, żeby porządnie przygotować się do roli: - Wie pani, ja jestem za młody, żeby pamiętać Mikołajczyka. Przed robotą nawet nie bardzo wiedziałem, jak on wyglądał. Dlatego musiałem obejrzeć sporo filmów archiwalnych i zdjęć.

Nieco ściszonym głosem dodaje: - Moim zdaniem politycy PSL mają ze sobą wiele wspólnego.

Pamięta pani początki kariery Waldemara Pawlaka we wczesnych latach 90.? Miał ksywę "portret pamięciowy", bo w ogóle nie używał mięśni twarzy. Z Mikołajczykiem było tak samo. Poruszał się sztywno, a zamiast twarzy maska.

Jednak na koniec wydusiłam obietnicę, że Mikołajczykowi w wydaniu Ferencego twarz od czasu do czasu drgnie.

W poniedziałek Scena Faktu zaprasza na świetny "Mord Założycielski" J. Raginisa, opowiadający o zabójstwie Marcelego Nowotki, szefa przedwojennej PPR. Spektakl o godz. 20.20 w TVP1

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji